Ewangelia według św. Jana

15. Jezus chodzi po jeziorze (J 6,16-21)

„O zmierzchu uczniowie Jego zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wichru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: «To Ja jestem, nie bójcie się!» Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.”

Komentarz: Jakże strachliwi, jakże bojaźliwi jesteśmy. Wystarczy drobna sprawa, a my wpadamy w popłoch. Nie rozpoznajemy w tym obecności Boga, widzimy tylko stronę zewnętrzną. Pragniemy dzisiaj jeszcze raz zwrócić naszą uwagę na sposób przyjmowania wszystkiego, co nas spotyka, czym jesteśmy otoczeni. Mimo, że wielokrotnie o tym mówiliśmy, mimo, że Pismo św. mówi do nas o zaufaniu Bogu, o patrzeniu oczami duszy, a nie tylko oczami ciała, to my jako, że jesteśmy mali, zapominamy o tym nieustannie. Nie uczyniliśmy tego swoim życiem, nie żyjemy tą prawdą, dlatego o niej nie myślimy i nie pamiętamy. A jest przecież ona podstawową.

Bóg jest Miłością. To, co czyni, czyni tylko z Miłości. Nas stworzył z Miłości, dał nam życie z Miłości i powołał nas do Miłości. Otoczył nas Miłością. Dał warunki do życia w Miłości. Nie w nienawiści. Jednak my nadal nie wierzymy, że Bóg nas kocha. Gdybyśmy wierzyli, inaczej przyjmowalibyśmy różne sytuacje szarego dnia. Przyjmowalibyśmy swój krzyż jako Miłość z Nieba. Należy zmienić swój sposób myślenia. Należy spojrzeć na swoje życie przez pryzmat Bożej Miłości, która nas otacza. Powinniśmy przyjąć w naszych sercach, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga. Dzieciom daje się tylko miłość. Uczy się je tylko z miłością. Chroni się je od wszystkiego, co ma znamiona zła. Jednak dzieci tego często nie rozumieją, bo są małe, nie mają wiedzy i doświadczenia życiowego. I to, co czynione jest dla ich dobra, odbierają jako coś nieprzyjemnego, coś wręcz złego. Bronią się, nie chcą przyjąć, nie chcą się zgodzić. Płaczą.

Weźmy chociażby przykład ze szczepieniami. Żadne dziecko tego nie lubi. Niemowlętom nie da się wytłumaczyć, że to dla ich dobra, dla zdrowia. Bolesna chwila ukłucia, czasem kilka dni gorszego samopoczucia, ale w organizmie tworzą się ciała odpornościowe i dziecko jest chronione przed groźną chorobą, której następstwa mogłoby odczuwać przez całe życie. Postarajmy się spojrzeć na doświadczenia życiowe właśnie jako na zaszczepianie was ku zdrowiu duchowemu. Jako wzmacnianie naszego organizmu, jako hartowanie. Jako przygotowanie w naszych duszach ciał odpornościowych na otaczające zło, by nie wniknęło do naszych wnętrz. Byśmy pozostali zdrowi nawet przy szerzącej się epidemii. To, co wydaje się nam zjawą niezrozumiałej przyszłości, to co wydaje się nam straszną rzeczywistością, której nie podołamy unieść, której się lękamy, przed którą nasze serce kurczy się ze strachu, tak naprawdę jest obecnością Boga, obecnością Jego Miłości. Dokładnie tak, jak było z apostołami w łodzi.

Ukazał im się Jezus. Była noc, jezioro bardzo wzburzone, wysokie fale. Przerazili się! Warunki, jakie ich otaczały pobudzały wyobraźnię. Do tego  mała wiara, brak ufności. Ich serca napędzone strachem truchlały! A Jezus rzekł:” To Ja jestem, nie bójcie się!”  Natychmiast znaleźli się przy brzegu, do którego zdążali. Nie przeżywaliby takiego lęku, gdyby w ich sercach nieustannie był Jezus, gdyby w ich wnętrzach nieustannie gościła wiara w Bożą Miłość, która jest nieskończona. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że to, co mamy w duszy, tym żyjemy i to jest podstawą do odbierania świata, do tłumaczenia sobie otaczającej rzeczywistości. Jeżeli w sercu jest Miłość, to tłumaczymy sobie tę rzeczywistość jako wyraz Bożej Miłości. Gdy tej Miłości brakuje, gdy nie ma w nią wiary, to interpretujemy wszystkie wydarzenia po ludzku. Miesza się do tego szatan wykorzystując nasze słabości, nasze lęki, nasze niespełnione pragnienia. Pobudza wyobraźnię.

Tylko dusza zjednoczona z Miłością, dusza żyjąca tą Miłością, całą ufność składająca w Miłości, potrafi „oderwać” serce od rzeczywistości czysto materialnej i zobaczyć wymiar duchowy swego życia i wydarzeń w nim. Tylko dusza wierząca w niepojętą Miłość Boga do człowieka potrafi unieść się ponad swoje „ja”, potrafi zapomnieć o sobie, by bez lęku o siebie spojrzeć na wszelkie przejawy otaczającej ją Miłości. Choćby były to „szczepionki”, których małe dzieci nie rozumieją i nie lubią, których bardzo się boją. Duch unosi duszę ponad tym, co ziemskie, daje spojrzenie szersze, daje lepszą perspektywę, dzięki temu dusza może być ponad tym, co czysto ludzkie, by zanurzyć się w Boskim: w Boskim wymiarze, Boskim spojrzeniu, w Boskiej perspektywie. Wtedy dopiero jest w stanie przyjąć wszystko, co ją dotyka w życiu ziemskim jako wyraz Bożej Miłości. To „oderwanie się” od ziemi nie jest ucieczką przed problemami, ale, wbrew pozorom, jest świadomym przyjęciem całej konsekwencji cielesności człowieka wraz z cierpieniem wynikającym jakże często z jego słabości.

Jednak dzięki spojrzeniu z Bożej perspektywy, dusza może bardziej obiektywnie interpretować otaczającą rzeczywistość, dzięki czemu być bliżej prawdy i tę prawdę przyjmować bezpośrednio z rąk Boga. Módlmy się o takie spojrzenie na swoje życie. Módlmy się o prawdziwe przyjęcie Bożej Miłości do swojego życia. Módlmy się, byśmy potrafili tą Prawdą o Miłości żyć nieustannie. Módlmy się, Bóg będzie nam błogosławi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>