160. Jezus ukazuje się niewiastom (Mt 28,9-10)
A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą».
Komentarz: To fragment niezmiernie wzruszający. Spróbujmy zagłębić się w niego całym sercem.
Jezus kochał ogromnie. Ci, którzy odpowiadali na tę miłość, doznawali łaski bliskości Jego serca. Uczniowie, apostołowie, niewiasty posługujące – to osoby, które w sposób szczególny były przez Niego umiłowane, ale i one wyjątkowo kochały Jezusa. Dlatego ich ból po Jego śmierci był tak wielki. Toteż wieść o zmartwychwstaniu Pana wywołała ogromną radość, choć początkowo trudno było im wierzyć. Najpierw pusty grób i anioł mówiący o zmartwychwstaniu. Potem radość mieszana z niedowierzaniem; niepokój, czy na pewno to prawda. Jednocześnie wielkie pragnienie, by tak było.
W końcu zobaczyły samego Jezusa. W Ewangelii wg św. Jana w prostych, ale jakże pięknych słowach opisane jest spotkanie Marii Magdaleny z Jezusem. Kiedy pełna bólu zastanawiała się, gdzież On jest, naraz za sobą usłyszała głos: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (por. J 20,15) Obejrzała się i zobaczyła postać w jasnych szatach. Myśląc, że to ogrodnik, prosiła, by pokazał jej, gdzie leży teraz ciało Jezusa. W pierwszym momencie nie poznała swego Pana. Jednak w chwili gdy Jezus wypowiedział imię: „Mario! (por. J,16)”, jej serce się otworzyło i rozpoznało Umiłowanego. Zapomniała o wszystkim, o otaczającej rzeczywistości, i upadła do Jego nóg, jak to czyniła wielokrotnie wcześniej. W sercu miała tyle miłości. Wielka radość, czułość, tkliwość, ogarniały ją! Nie posiadała się ze szczęścia. Powtarzała tylko: „Rabbuni” (por. J,16). Były to czułe słowa. O wiele czulsze niż „rabbi”. Świadczyły o niezmiernym umiłowaniu. Z twarzą przy ziemi Magdalena wyrażała swoją miłość, oddanie, cały ból z powodu Jego śmierci, niepewności oczekiwania na zmartwychwstanie. O, ileż łez wylała! Ale teraz gotowa była na wszystko. Mogła czekać jeszcze tysiąc lat na Jezusa, wiedząc, że żyje, że zmartwychwstał! Łzy szczęścia płynęły po jej twarzy. Serce drżało, dusza ulatywała z radości. Kochała tak bardzo. Tak bardzo! Nic się nie liczyło, jedynie Jezus! On zaś, pełen miłości, uśmiechnął się i rzekł: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” (por. J, 17).
Bóg w tym fragmencie pragnie zwrócić naszą uwagę na fakt, że Jezus ukazał się Marii Magdalenie przed odejściem do Ojca. On widział jej ogromny ból, zdawał sobie sprawę z cierpienia. Ukazał się jej, bo znał wielką miłość, jaką darzyła Go. Była to niejako nagroda za wielkie umiłowanie, oddanie, szczerość, za towarzyszenie Mu w czasie męki. Potem Jezus dodał: „Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego” (por. J, 17). Te słowa są również bardzo ważne. Potwierdzają po raz kolejny dziecięctwo człowieka wobec Boga. Jezus wypowiada je specjalnie, by podkreślić wagę tego faktu, który poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie właśnie się urzeczywistnia. On przywrócił człowieka Bogu, przywrócił mu synostwo Boże. Jezus nazywa też uczniów, apostołów, swoimi braćmi. Mówi przecież: „Udaj się do moich braci”. Nie ma na myśli tylko swoich kuzynów. Mówi o wszystkich. Jezus nazywa nas swoimi braćmi!
To świadczy o Jego bliskości. O tym, że On sam odczuwa ją w stosunku do ludzi i jako sobie bliskich ich traktuje. Wypowiedział te słowa z czułością i miłością. Prawdziwie kochał swoich uczniów i myślał o nich. Chciał, by nie czuli już osamotnienia, bólu, aby uwierzyli i zaufali. W Ewangelii według Mateusza opisane jest spotkanie Jezusa z niewiastami. Poprosił je, by przekazały uczniom, iż zobaczą się w Galilei. Nie starajmy się dochodzić kolejności tych zdarzeń, czy też ich zgodności z autentycznymi, które miały miejsce dwa tysiące lat temu. To nie jest ważne. W opisanych fragmentach istotna jest miłość. Bóg chciałby, abyśmy ją dostrzegli zarówno w postawie niewiast, jak i w samym Jezusie. Miłość kazała kobietom iść do grobu, by namaścić ciało Jezusa, mimo lęku przed aresztowaniami, rozruchami w mieście. Miłość wyciskała im z oczu łzy w trakcie Jego męki i po śmierci. Ona sprawiała, że tęskniły za Nim i bardzo chciały wierzyć w Jego zmartwychwstanie. Trzymały się tej myśli, mimo wielu wątpliwości i podszeptów szatana. Całą sobotę przygotowywały maści i wonności dla Pana. Czyniły to właśnie z miłości. Tym bardziej Jezus ukochał wszystkich ludzi. Tych, z którymi żył przez trzy lata swojej działalności szczególnie. Dlatego im się ukazuje i przekazuje słowa pociechy, zapewnienia, że się spotkają.
Zwróćmy też uwagę na fakt, że chociaż Jezus miał uczniów – mężczyzn, i to oni stali się potem Jego głosicielami, apostołami miłości, jednak to niewiasty pokonały swój lęk, by iść do grobu, one towarzyszyły Mu w czasie męki. W tamtej kulturze mężczyzna miał bardziej decydujący głos w wielu sprawach, brał udział w życiu publicznym, mógł sprawować urząd nauczycielski, kapłański. Kobieta była niejako ukryta w zaciszu domowego ogniska. W o wiele mniejszym stopniu uczestniczyła w wydarzeniach społecznych i politycznych narodu. Jednak to kobiety wykazały się większą odwagą płynącą z miłości. Dlatego Jezus ukazuje się właśnie im jako pierwszym i one mają przekazać światu tę cudowną nowinę o Jego zmartwychwstaniu.
Módlmy się, byśmy i my tak bardzo ukochali Jezusa, że nic oprócz Niego nie będzie się liczyło. Prośmy o taką miłość, iż biec będziemy o świcie w Niedzielę Wielkanocną, by spotkać Jezusa Zmartwychwstałego, a potem będziemy zdolni poświęcić Mu wszystko. Módlmy się, by On nazywał nas swoimi braćmi i siostrami, by Jego słowa miłości brzmiały w naszych sercach. Niech zapewnienie spotkania dotrze do naszych dusz. Uwierzmy i z niecierpliwością czekajmy. Prośmy też o łaskę, by miłość królowała w naszym życiu, kierowała czynami, myślami, słowami. Módlmy się. A Bóg będzie nam błogosławił.