Ewangelia według św. Łukasza

161. Ostatnie dni Jezusa (Łk 21,37-38)

Przez dzień nauczał Jezus w świątyni, wieczorem zaś wychodził i noce spędzał na górze zwanej Oliwną. A rano cały lud śpieszył do Niego, aby Go słuchać w świątyni”.

Komentarz: „A rano cały lud śpieszył do Niego, aby Go słuchać w świątyni.” Osoba Jezusa przyciągała. Ludzie nawet nie do końca wiedzieli dlaczego, ale pragnęli Go widzieć, słuchać, dotykać. Oni nie rozumieli tego, że byli głodni Słowa Bożego. Spragnieni byli Prawdy pisanej przez duże „P”. W końcu pojawił się ktoś, kto czynami, postawą potwierdzał swoją naukę, kto nie wykorzystywał innych dla własnych celów i korzyści, a dzielił się. Czynił dobro. Dawał, a nie brał. W kim nie było kłamstwa ani fałszu. W dodatku niósł nadzieję i pokój. Z mocą mówił o królestwie niebieskim. O Bogu mówił z taką pewnością siebie, z takim znawstwem Pism, że wyczuwało się, iż osoba ta rzeczywiście musi być w wielkiej zażyłości z Bogiem. Sposób, w jaki przemawiał, był inny niż to słyszeli do tej pory w świątyni. Ludzie chłonęli każde słowo Jezusa. To fakt, że zazwyczaj początkowo kierowała nimi zwykła ludzka ciekawość, przecież słyszeli wiele o tym niezwykłym nauczycielu, proroku. Ale wystarczyła chwila spotkania, posłuchania Go, a serca były przyciągane i ludzie ściągali z okolicznych miejscowości, by zobaczyć, posłuchać, chociaż dotknąć Jego szaty.

„Przez dzień nauczał Jezus w świątyni”. Zauważmy, że powiedziane jest, iż „przez dzień nauczał”. Teraz poświęcał całe dnie na nauczanie. To były przecież Jego ostatnie dni, ostatnie dni przed męką. Tak dużo jeszcze chciał przekazać. Tak wiele objawić. Napełnić ludzi mocą, wiarą, nadzieją. Dać im bezmiar miłości, aby nabrali sił przed tym strasznym czasem, który charakteryzować się będzie zwątpieniem wielu, załamaniem, odejściem, trwogą, poczuciem bezradności i zagubienia. Jezus cały promieniował miłością. Mówił tak, jakby w te słowa chciał włożyć całą swoją moc, całą miłość, całą prawdę. Jakby chciał przekazać ludziom całą naukę, objawić pełnię miłości, pokazać oblicze Boga. Ludzie zaś chętnie Go słuchali. Trwali przy Nim całe dnie. Jak wielkie było w nich pragnienie usłyszenia Słowa Bożego! Jak bardzo byli spragnieni tego! Z jaką mocą mówił Jezus, że ludzie słuchali Go cały dzień i powracali, aby znowu słuchać Go następnego dnia! Jak bardzo im było tego potrzeba! Znosili niewygody, trud wędrówki, głód, pragnienie, zmęczenie, upał, aby tylko posłuchać Jezusa!

A Jezus przez cały „dzień nauczał w świątyni, wieczorem zaś wychodził i noce spędzał na górze zwanej Oliwną.” Tam na długiej modlitwie do swego Ojca czerpał siły. Tam jako człowiek napełniał się mocą z nieba. Przygotowywał się do męki. Niewiele spał, dużo się modlił. „Rano zaś lud śpieszył do Niego, aby Go słuchać w świątyni.” I znowu Jezus dawał ludziom całego siebie poprzez to nauczanie. A Jego nauka głoszona z mocą dotykała serc, poruszała je, nie pozwalała pozostać obojętnym. Jedni słuchali z otwartością, inni coraz bardziej zanurzając się w swojej nienawiści, złości i pysze, knuli straszliwy plan zgładzenia Jezusa. A Jezus, chociaż o wszystkim wiedział, otwierał swoje serce przed słuchaczami i wylewał na nich całą swoją miłość, jak ktoś, kto za chwilę odjedzie i w tym ostatnim momencie pragnie jeszcze raz okazać swoją miłość, przekazać ostatnie ważne wskazówki i swoimi radami, niczym skrzydłami dobrego anioła, otoczyć pozostających.

Słuchający nie znają przyszłości. Nie wiedzą, że za kilka dni dokonany zostanie straszliwy mord na Bogu – Człowieku, na Jezusie, którego teraz słuchają z zapartym tchem. Nie rozumieją, że Jego słowa zapadną im w serca i kiedyś przypomną sobie o nich. Niektórzy z nich od razu przemienią swoje życie i staną się gorliwymi wyznawcami Jezusa. Jednak będą musieli najpierw przejść piekło na ziemi, by potem, jako nowi ludzie, głosić naukę Jezusa. Teraz słuchają, chłonąc wszystko, niemalże rozkoszując się słowami o Bogu miłującym, miłosiernym, bliskim człowiekowi; o Bogu, którego tak naprawdę nie znali do tej pory. Jego obraz, jaki noszą w sercu, jest tak odmienny od tego, jaki przedstawia im Jezus. Oni pragną tego nowego obrazu Boga. Oni chcą słuchać o Nim jak najwięcej, by poznać. W duszach rodzi się nadzieja, pokój, radość. Jakże brakowało im tego do tej pory. Za sprawą Jezusa Bóg staje się pragnieniem wielu serc. Staje się kimś, kogo chcą wielbić szczerym sercem, nie z przymusu; dla którego skłonni są ponosić trud, nie ze strachu, ale z miłości i z wdzięczności za wielość łask w nich składanych.

Czy wiesz, że podobnie jak wtedy, tak i dzisiaj Jezus siedzi w świątyni całe dnie i naucza? On teraz przygotowuje ciebie do nadchodzących dni. Daje siebie całego, bo chce, abyś jak najlepiej poznał oblicze Boga. Tą świątynią jest twoje serce. Tą świątynią jest twoja dusza. Bóg obrał ją sobie na mieszkanie swoje i nieustannie przemawia do ciebie. Tylko czy ty chcesz słuchać? Jezus nie narzuca się nigdy człowiekowi. On wprawdzie szedł do ludzi, od jednej miejscowości do drugiej, ale w tych miejscowościach mówił do tych, którzy chcieli słuchać, którzy przyszli do Niego – do świątyni lub na miejsce, gdzie przemawiał. A potem to oni szli za Nim, prosząc, by jeszcze do nich mówił. By jeszcze nakładał na nich swoje błogosławione ręce. By uzdrawiał i wypędzał złe duchy. Raz usłyszawszy, zapragnęli więcej. Zapragnęli zawsze Go słuchać.

Teraz Jezus mówi do ciebie poprzez twoje serce. Kieruje do ciebie prawdę o swojej miłości przez osoby ci bliskie, w twojej pracy, w zwykłych wydarzeniach. Daje ci jasny dowód swoich uczuć w Eucharystii. Przemawia do ciebie ustami kapłana i znakiem krzyża. Jest przy tobie w sakramentach, szczególnie w sakramencie pokuty i Eucharystii. Otacza ciebie swoją miłością poprzez przyrodę. Kieruje twoim życiem, opiekuje się tobą. Daje ci pomoc z Nieba w postaci aniołów i świętych. Dał ci nie tylko swoje życie, On dał ci całe swoje dziedzictwo Krzyża, a ponadto oddał ci swoją Matkę. Wyzuł siebie ze wszystkiego, by dać tobie.

Gdy Jezus chodził po ziemi, ludzie słysząc o Bożej miłości do nich, zmieniali swoje życie, szli za Jezusem, wyznawali wiarę w Niego, stawali się Jego świadkami, aż po świadectwo z własnego życia. Ta moc, z jaką Jezus nauczał, przechodziła na nich i nie bali się niczego, oczywiście po zesłaniu Ducha Świętego.

Czy ty jesteś na to gotowy? Czy ty w ogóle chcesz słuchać głosu Jezusa, pójść za Jezusem, stawać się Jego świadkiem? Czy i w tobie jest ten głód Bożego Słowa? Może sobie tego nie uświadamiasz, jak bardzo jesteś jego spragniony. Zacznij słuchać, aby poczuć głód. Zacznij słuchać, aby zdać sobie sprawę, jak bardzo do tej pory byłeś ubogi bez tego Słowa. Zacznij słuchać, bowiem Jezus nigdy nie wypowiada słów bezcelowo. Zatem skoro zamieszkał w twojej duszy i chce ciebie pouczać, to znaczy, że jest ci to bardzo potrzebne. To znaczy, że ty tego potrzebujesz. Tak, jak Żydzi – dopóki nie słyszeli Jezusa, nie wiedzieli, jak bardzo spragnieni są Słowa. Gdy usłyszeli, tłumami ciągnęli za Jezusem. Doznawszy ukojenia serca, dopiero wtedy zdali sobie sprawę ze swego ubóstwa, z braku prawdziwego oblicza Boga w ich życiu, z wielkiego pragnienia Boga, z pragnienia życia w bliskiej z Nim zażyłości.

Podobnie jest z nami. Dopóki nie posłuchamy, nie będziemy świadomi naszego głodu Boga. Zatem módlmy się, abyśmy odkryli w sobie ten głód, abyśmy umieli słuchać głosu Boga, abyśmy zobaczyli dowody miłości tak licznie nas otaczające. Módlmy się. Bóg będzie nam błogosławił.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>