Ewangelia według św. Łukasza

168. Obietnica dana Piotrowi i zapowiedź jego upadku      (Łk 22,31-34)

Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”. On zaś rzekł: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć”. Lecz Jezus odrzekł: „Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz”.

Komentarz: Powyższy fragment skierowany jest do każdej duszy maleńkiej. Jezus poucza w nim każdego z nas. Mówi prawdę o nas. Tę prawdę należy przyjąć z pokorą. Każdy z nas zakochał się w Bogu. To prawda. Każdy stara się kroczyć drożyną miłości. Słuchamy pouczeń i z większym lub mniejszym zaangażowaniem staramy się je realizować w swoim życiu. Bóg udziela łaski. Są takie momenty, gdy czujemy niemalże namacalnie tę łaskę. Jesteśmy gotowi iść z Jezusem wszędzie. Wtedy czujemy miłość w swoich sercach. I rzeczywiście stajemy się wspólnotą, która z miłości do Jezusa próbuje realizować to najważniejsze z przykazań.

Upodabniamy się powoli do apostołów, którzy towarzyszyli Jezusowi dzień w dzień, przyglądali się, słuchali, pomagali, służyli Mu. Ich serca napełniały się radością w Jego obecności. Z zaciekawieniem słuchali Jego nauki, również tej, którą dawał tylko im, na osobności, gdy nie było tłumów, a gdy siedząc w ogrodzie, odpoczywali po trudach dnia. Byli ludźmi o dobrych sercach. Byli słabi, ale pragnęli poznawać Boga i iść za Nim. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę ze swych słabości. Ale byli i tacy, którzy z pokorą przyjmowali wszelkie pouczenia, wskazania. Jezus temperował ich charaktery, a oni poddawali się temu. Byli przygotowywani do wielkiej misji, zadania jedynego w swoim rodzaju. Mieli przecież budować Kościół od podstaw, toteż musieli być uformowani. Miłość Jezusa sprawiała, że żyli trochę jak w nierealnym świecie. Z Nim wszystko było proste, jasne, czyste. Nabierali wiary, że wszystko jest możliwe z Bogiem. Miłość w nich wzrastała. Jakże chcieli tę miłość wyrażać, tą miłością się dzielić! Chcieli wręcz wykazać się, że są gotowi dla Jezusa na wszystko.

Tak było też z Piotrem. Ile to razy Jezus musiał go stopować, strofować. Czynił to z miłością. A Piotr był na tyle pokorny, że przyjmował te pouczenia i sam zdawał sobie sprawę z tego, iż nie jest ideałem. Często myślał o swoim temperamencie. Można powiedzieć, że jego temperament stanowił dla niego samego rodzaj krzyża. Trudno mu było niekiedy się pohamować, bywał gwałtowny, czego potem bardzo żałował. Ale przy całej tej gwałtowności, on prawdziwie umiłował Jezusa. Niestety słabości nadal brały górę. Toteż żył w tej huśtawce ciągłych wzlotów i upadków, uniesień i pokornego żałowania za swoje zachowanie, niepotrzebne słowa i gwałtowne reakcje. On cały angażował się w emocje – jak kochał, to całym sobą; jak nienawidził, to też całym sobą.

Ten charakter, który tak często dominował nad nim, nie dając się okiełznać, również i podczas Ostatniej Wieczerzy dał o sobie znać. Gdy Jezus mył nogi apostołom, Piotr bardzo gwałtownie zaprotestował. Jakże to, Jego Mistrz ma myć mu nogi? Nigdy w życiu! Gdy Jezus powiedział, że jeśli mu nóg nie umyje, Piotr nie będzie miał udziału z Nim, Piotr zawołał, że cały chce się wykąpać. W tej krótkiej scenie jest cały Piotr. Chwilami sprawia wrażenie dużego dziecka. Sprzeciwia się nawet Jezusowi, by za chwilę, gdy poznaje przyczynę postępowania Jezusa, wołać o więcej niż Jezus w tym momencie daje.

Gdy Jezus poleca Piotrowi utwierdzać innych, gdy mówi, iż szatan domagał się, by przesiać ich jak pszenicę, Piotr znowu pełen emocji niemalże krzyczy, że z Jezusem gotów iść wszędzie, nawet do więzienia i na śmierć! W momencie, gdy to mówi, on wierzy w to. Jest święcie przekonany, że jest tak, jak powiedział. Gdyby zaszła taka potrzeba, stanąłby do walki, by swoje zdanie poprzeć. A Jezus dość smutno, spokojnie kiwając głową, odrzekł mu: „Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz.” Piotr nie słuchał, tylko nadal zapewniał, że on nigdy nie opuści Jezusa. Zresztą podobnie czynili w tym momencie pozostali apostołowie. Nie wiedzieli, co ich jeszcze czeka. Uczucia i emocje, jakie były w nich, brali za dojrzałą, prawdziwą miłość. Musieli przejść swoiste oczyszczenie tejże miłości. Musieli stanąć w prawdzie przed sobą, by dopiero pokochać, uwierzyć i stać się świadkami.

Każda dusza dążąca do doskonałości, pragnąca świętości, musi takie oczyszczenie swojej miłości przeżyć. Każda ma takie chwile, gdy święcie przekonana o swojej miłości do Jezusa zapewnia, że dla Niego gotowa jest wszystko uczynić. Zazwyczaj Bóg daje duszy możliwość doświadczenia swojej słabości, by mogła zobaczyć prawdę o sobie. Daje duszy poznanie swojej nędzy i oczekuje od niej pokory. Pokory, która sprawia, że dusza przyjmuje tę prawdę, nie załamuje się nią, tylko zwraca się do Boga z wielką ufnością pokazując swoją małość i oczekując miłosierdzia.

Tak uczynił Piotr. Jest pierwowzorem duszy kroczącej ku świętości, zmagającej się ze swoimi słabościami, przyjmującej z pokorą prawdę o sobie i upatrującej w Bożym miłosierdziu ratunku dla siebie. Czyniącej to z miłości do Boga. Chociaż doświadczył z wielką siłą prawdy o nędzy swojej miłości, to jego sposób podniesienia się z upadku jest dowodem na dojrzałość miłości. Kiedy dokonała się ta metamorfoza miłości? W momencie pogodzenia się z prawdą o sobie i podjęcia decyzji zaufania Bożemu miłosierdziu. Miłość już przemieniona niejako pchała go ku Bogu.

Módlmy się, abyśmy mogli doświadczyć takiej metamorfozy. Módlmy się o poznanie prawdy o sobie. Prośmy Ducha Świętego, by dał nam swoje światło, abyśmy mimo całej nędzy mieli siłę podnieść wzrok i utkwić go w Bożym miłosierdziu. Byśmy uwierzyli całkowicie, zaufali do końca Bożej miłości. Byśmy z wielką pokorą dalej kroczyli wyznaczoną nam drogą, kochając, będąc wolnymi od pychy i miłości własnej.

Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>