Ewangelia według św. Łukasza

170. Modlitwa i trwoga konania (Łk 22,39-46)

Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną: towarzyszyli Mu także uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”. A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich: „Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”.

Komentarz: Zbliżamy się do ogromnie ważnych fragmentów Ewangelii opisujących mękę Jezusa. Jednak ten bezpośredni czas przed męką też jest istotny, szczególnie dla dusz najmniejszych. Jezus ten czas spędza na modlitwie. Wprawdzie otoczony apostołami, ale jednak samotny. Ludzkie słabości wzięły górę i w tak ważnych chwilach jego najbliżsi pozostawili Go samego. Oni nie wiedzieli, jakie wydarzenia zbliżają się szybkimi krokami. Oni nie wiedzieli, jak bardzo Jezus ich potrzebował tamtego wieczoru i nocy. Do Ogrodu Oliwnego często chodzili, aby tam się modlić. Dlatego teraz, gdy zmęczenie i senność wzięły górę, najzwyczajniej w świecie posnęli. Słowa Jezusa o konieczności modlitwy, by nie ulec pokusie, mimo że nieco zwróciły ich uwagę, to jednak nie na tyle, by trwali na niej za wszelką cenę. Jezus powracał do swych wybranych trzech apostołów jeszcze dwa razy. Niestety zastawał ich śpiących. Ze smutkiem stwierdzał słabość ich ciał i dusz, a w związku z tym Jego poczucie osamotnienia wzrastało. Wzrastała trwoga przed męką.

Modlitwa, jaką kierował do Ojca, była zadziwiająca. Świadczyła o zwykłym ludzkim lęku przed cierpieniem, którego miał pełną świadomość. Świadczyła o tym, iż był również człowiekiem i jako człowiek pragnął wszystko przyjmować, bez ingerencji swego Boskiego „Ja”. Modlił się o zabranie tego cierpienia, krzyża, męki. Jednocześnie dodawał, aby wypełniała się wola Boga wobec Niego. Oddawał się Ojcu cały. Ta zgoda na wolę Ojca kosztowała Go wiele. Musiał swoją człowieczą naturę nakłonić do przyjęcia cierpienia. A to nie jest łatwe. Bowiem cała natura wzdragała się przed tym do tego stopnia, że gdy wbrew niej zgodził się przyjąć misję do końca, Jego organizm pocił się krwawym potem. Mimo umocnienia, jakie otrzymał od swego Ojca za pośrednictwem anioła, Jego cierpienie już tu, w Ogrójcu, było ogromne.

Widział przed sobą całą mękę. Widział grzechy ludzkości, za które przyjdzie Mu cierpieć. Widział Kościół, któremu daje początek i wszystkie herezje, jakie będą chciały go rozerwać. Widział tych, którzy jako Jego słudzy zadadzą Mu szczególny ból swoją niewiernością i oziębłością serca. Jego cierpienie wzmagało się, gdy szatan próbował wzbudzić w nim wątpliwości co do sensu podejmowania męki za niewierzących, odrzucających Jego naukę i zbawienie, walczących jawnie i skrycie z Kościołem i religią katolicką. Cierpienie, choć duchowe, wpływało na stan Jego organizmu, który uginał się pod tym ciężarem, słabł coraz bardziej, słaniał się, a serce o mało nie pękło z bólu, smutku i udręczenia.

Mimo to Jezus, zjednoczony ze swoim Ojcem, będący samą miłością, pragnął w swej duszy jednego – zbawić ludzkość. Ta myśl, to pragnienie było ponad wszelkim bólem, lękiem i trwogą. Umiłowanie człowieka bez granic sprawiało, że wszelkie argumenty przeciwne wypełnieniu misji do końca, odbijały się jedynie od Jego serca pełnego żaru miłości. Jezus w swojej miłości do człowieka poszedł do końca. Dokonał czegoś niewyobrażalnie wielkiego, co nie ma swego odpowiednika w historii ludzkości. Wobec tego czynu wszystkie inne wydają się małe. Były one na miarę człowieka. Ten czyn był na miarę Boga – Człowieka! Chociaż jest on nie do powtórzenia, to Bóg w swej niepojętej dobroci daje człowiekowi możliwość by w nim uczestniczył. I to jest cudowne, niebywałe, wspaniałe! Bóg zaprasza człowieka do wspólnego miłowania dusz. Do umiłowania do końca na wzór Jezusa. Do połączenia się z Nim w Jego ofierze tak, by ofiara człowieka, dzięki zjednoczeniu, nabrała wymiaru zbawczego!

Ty, duszo maleńka, możesz uczestniczyć w Zbawczym Dziele Jezusa. Możesz razem z Nim zbawiać dusze! Zacząć możesz od Ogrodu Oliwnego. Uklęknij przed Bogiem i zgódź się na to, czego do tej pory nie akceptowałeś w swoim życiu, czego się może bałeś, czego unikałeś. Wyraź zgodę na wolę Boga wobec ciebie bez względu na to, jaka ona jest. Mimo, że nie znasz jej do końca. Mimo, że szatan podsuwać ci będzie mnóstwo wątpliwości i niepokojów. Mimo, że ty już masz swój plan na życie, sposób na zbawienie siebie i bliskich, masz swoje wyobrażenia o szczęściu. Jednak teraz zrezygnuj z tego wszystkiego i poddaj się Bogu. Powiedz Mu: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie.” Niech z twoich oczu popłyną łzy cierpienia. Bo z trudem przychodzi ci oddać wszystko, co twoje. Bo trudno jest mimo obaw zgodzić się na coś, co niekoniecznie musi spełniać twoje oczekiwania; na to, co nakazuje wyrzeczenie się siebie samego, zrezygnowanie z siebie, podeptanie swego „ja”. To jest bolesne. Jeśli czynisz to, stojąc w prawdzie przed Bogiem i sobą, to wiedz, że będzie bolało. Ale wiedz też, że jeśli uczynisz to mimo bólu, przez łzy, będzie to trwałe, będzie głębokie, będzie prawdziwe. A Bóg z radością przyjmie ciebie i twoją zgodę. I zjednoczy z ofiarą Jezusa. O, jakiego wymiaru nabiorą teraz twoje zwykłe czyny! Jaka będzie ich waga, znaczenie! Nie zapominaj codziennie oddawać Bogu wszystkiego, całego siebie, jako ofiarę z miłości, ze względu na miłość. Nie zapominaj prosić o zjednoczenie z Jezusem. Nie zapominaj prosić o przemianę ciebie samego w miłość. Powracaj często do tego fragmentu. Stawaj często obok Jezusa w Ogrójcu. Klękaj przed Nim, dając Mu siebie jako wsparcie. Czuwaj przy Nim, aby nie czuł osamotnienia. Kochaj Go, aby wiedział, że ma przy sobie duszę, która Go nie opuści, dla której warto ponieść tę ofiarę. I módl się, abyś nie uległ pokusie.

Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>