171. Pojmanie Jezusa (Łk 22,47-53)
Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: „Panie, czy mamy uderzyć mieczem?” I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Lecz Jezus odpowiedział: „Przestańcie, dosyć!” I dotknąwszy ucha, uzdrowił go. Do arcykapłanów zaś, dowódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu, Jezus rzekł: „Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności”.
Komentarz: Dusze umiłowane, oto zbliża się zdrajca Boga. Oto Jego zabójca obejmuje swoje panowanie. Oto wypełnia się ostatecznie to, co jest zapowiedziane, zapisane w Pismach. Od tego momentu aż po Zmartwychwstanie ciemność ogarnie ludzkie serca i wydawać się będzie wielu, że Bóg opuścił swoje stworzenie. To najtrudniejszy czas dla Jezusa, ale i dla apostołów, uczniów, bliskich Jezusa, tych, którzy chodzili z Nim i Mu służyli, którzy Go kochali. Jezus, który nauczał, którego otaczały tłumy, który miał władzę nad ludzkimi chorobami, problemami, który świetnie radził sobie w sporach z faryzeuszami tak, że wydawało się, iż jest nie do pokonania, teraz oddany zostaje w ręce ludzkie i zdaje się być bezbronnym, bezsilnym, poddanym człowiekowi. On, który Boga nazywał swoim Ojcem, sam okazuje się być tylko słabym człowiekiem – tak myślano. Jezus zaś ze smutkiem patrzy na Judasza. Tyle miłości ofiarowanej tej duszy! Tyle dobra zaznał, zakosztował! Taka łaska – żył w obecności Boga! I nic w jego sercu nie drgnęło! Pozostał niezmieniony. Nie otworzył się na miłość. Nie dał sobie szansy na zbawienie! A jego poczynania bardzo ranią, zadają ból, wyrządzają tyle zła. Jezus czekał na niego. Wiedział dokładnie, co się wydarzy. Wyszedł naprzeciw.
Jezus dobrowolnie przystał na tę ofiarę. Ile smutku, ile bólu jest w słowach: „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” Zauważmy, że to jest pytanie. Jakby z niedowierzaniem, chociaż Jezus dobrze wiedział, co się dzieje. W tym jednym pytaniu Jezus zawarł tak wiele. Przypomina, kim jest! Synem Człowieczym! Synem Boga! Bogiem! Judasz podniósł rękę na Boga! Ta zdrada dokonywana jest na Przyjacielu, jakiego wcześniej nie miał i mieć nie będzie! A za tegoż Przyjaciela dostał tyle, co za niewolnika! Tylko tyle jest wart?! Oczywiście, motywy jego postępowania były złożone, jednak cena, jaką postawiono za Jezusa uwłaczała Jezusowi. A i Judasz poczuł się dotknięty w swej pysze. Za kogo uważano Jezusa, skoro z jednej strony robiono wszystko, decydowano się na zbrodnię, by tylko Go uciszyć, a jednocześnie płacono za Jego wydanie tak niską cenę! Co było w ludziach, że w ten sposób postępowali? Co opanowało ich serca, że zdolni byli do tak strasznej, ohydnej zbrodni? Co sprawiło, że tak nisko upadli? Odpowiedź jest jedna – szatan. Ich sercami zawładnął szatan. A skoro szatan był ich panem, to nie dziwnym jest fakt ich postępowania.
Człowiek, dając przyzwolenie szatanowi, godzi się na wszelkie zło. Musi spodziewać się wszystkiego, a przede wszystkim musi spodziewać się zniszczenia swojego życia. Bowiem szatan nigdy nie buduje, nie daje nowego życia, nie tworzy piękna, ale burzy. Zabija życie w człowieku. Niszczy tak, że po nim pozostają tylko zgliszcza, smutek, żal, ból, cierpienie, nienawiść i poczucie wielkiej przegranej doprowadzające do rozpaczy aż po targnięcie się na własne życie. Judasz jest tego jawnym dowodem. Jednak Jezus, mimo całej wiedzy na temat najbliższej przyszłości, zgodził się na nią. Przyjął świadomie mękę. Człowiek może znać fragmenty, domyślać się, wnioskować porównując podobne, analogiczne sytuacje. Nie wie jednak wszystkiego. Jezus, jako że był również Bogiem, wiedział dokładnie o każdej sekundzie swojej męki. To była przerażająca świadomość tego, co nastąpi, a Jezus będzie w tym żywo uczestniczył. Wszystko zaś rozpocznie się wielkim bólem serca – zdradą przyjaciela. Zdrada jest szczególnie bolesna, bowiem uderza w miłość, jaką darzy się drugą osobę.
W prawdziwej miłości człowiek otwiera się, oddając siebie całego tej drugiej stronie. Miłość Boga do człowieka jest doskonała, pełna, czysta. Zdrada tej miłości jest totalnym odrzuceniem miłości Boga, ale i samego Boga. Sprzedanie Boga za srebrniki, świadome, celowe wydanie w ręce oprawców było niewyobrażalnym złem i jak mówi Pismo Święte: „ Biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Jezus miał świadomość straszliwego losu Judasza po zdradzie. Trzy lata wspólnego życia naznaczone były ciągłym cierpieniem przebywania w bliskości swojego przyszłego zdrajcy. Jezus cierpiał również z powodu zamkniętego serca Judasza, które niewiele przyjmowało i nie przemieniało się. Jezus przecież kochał także Judasza. Nieustannie zaznawał bólu, bo musiał znosić jego nieuczciwość, pychę, chciwość, przebiegłość. Nie znajdował w jego sercu szczerości, miłości, otwartości w przyjmowaniu swojej nauki. Przez cały czas jednak otwierał przed nim swoje serce, tłumaczył i traktował podobnie jak pozostałych apostołów. Na koniec cierpiał widząc Judasza pogrążającego się w piekle.
Módlmy się, abyśmy nigdy nie ranili Jezusa odrzucaniem Jego miłości, abyśmy nie stawali się przyczyną Jego smutku i przygnębienia. Módlmy się, aby nigdy nie zaistniała w naszym życiu sytuacja, gdy dla pewnych korzyści lub wygody wyprzemy się Jezusa. Módlmy się do Ducha Świętego, aby nas strzegł przed uleganiem wszelkiemu złu. Módlmy się, abyśmy nie ulegli pokusie, bowiem nasza słabość jest ogromna a przebiegłość szatana i spryt przewyższają nas wielokrotnie. W pojedynkę nie mamy szans. Módlmy się, a Bóg będzie nas błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?