Ewangelia według św. Łukasza

172. Zaparcie się Piotra (Łk 22,54-62)

Schwycili Go więc, poprowadzili i zawiedli do domu najwyższego kapłana. A Piotr szedł z daleka. Gdy rozniecili ogień na środku dziedzińca i zasiedli wkoło, Piotr usiadł także między nimi. A jakaś służąca, zobaczywszy go siedzącego przy ogniu, przyjrzała mu się uważnie i rzekła: „I ten był razem z Nim”. Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: „Nie znam Go, kobieto”. Po chwili zobaczył go ktoś inny i rzekł: „I ty jesteś jednym z nich”. Piotr odrzekł: „Człowieku, nie jestem”. Po upływie prawie godziny jeszcze ktoś inny począł zawzięcie twierdzić: „Na pewno i ten był razem z Nim; jest przecież Galilejczykiem”. Piotr zaś rzekł: „Człowieku, nie wiem, co mówisz”. I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: „Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.

Komentarz: Ten fragment jest odbiciem zachowania duszy nie tylko Piotra. Dzisiaj niech każdy z nas spojrzy na ten fragment bardzo osobiście. Postarajmy się wejść w to wydarzenie. Postarajmy się wczuć w sytuację Jezusa i Piotra. Postarajmy się, abyśmy mogli lepiej rozumieć, głębiej przeżywać Ewangelię. Aby nasza relacja z Jezusem była bliższa.

Piotr szedł za tłumem prowadzącym Jezusa, obserwując z pewnej odległości, co będzie z Jego Mistrzem. Był w szoku. Nie rozumiał, co się wydarzyło. Jak mogło dojść do pojmania Jezusa, który jeszcze niedawno wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy witany owacyjnie przez tłumy? Jak to możliwe? Przecież jego Nauczyciel zawsze przejawiał w sobie moc! Miał przewagę nad wszystkimi. Czuło się ją na przykład, gdy odpierał ataki faryzeuszy, uczonych w Piśmie, gdy wypędzał złe duchy, które latami dręczyły ludzi i ich otoczenie. Gdy przemawiał do tłumów, gdy uzdrawiał! Nawet teraz, gdy po Niego przyszli! Upadli przed Nim, nie mogąc się ruszać! A jednak pozwolił im się pojmać. Dlaczego? Co będzie z nimi – apostołami? Przecież poświęcili Jezusowi trzy lata. Zostawili wszystko! Co dalej? Piotr patrzył na Jezusa, który poniewierany, popychany, szturchany, bity, wleczony, próbował iść tam, gdzie Go prowadzili. Teraz był taki bezbronny. Taki osamotniony w tym dzikim tłumie, który wydawał się z minuty na minutę zwiększać swoją wściekłość. Wyglądało to bardzo groźnie. Piotr nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim. Nie mógł zostawić Jezusa i pójść sobie do domu. Serce ciągnęło go do Niego. Chciał się dowiedzieć, co się z Nim stanie.

Jednak sytuacja stawała się dla niego niebezpieczna – wokół ci, co nastawali na życie Jezusa. Piotr milczał, aby nie dać po sobie poznać, że zna Go, że jest Jego uczniem. Zaczął się bać. Przez głowę przelatywało mu mnóstwo myśli. Serce opanowywał coraz większy lęk. Duszę ściskało cierpienie. Co robić? Co robić? Piotr cierpiał z powodu Jezusa. Patrzył na Niego, tak brutalnie traktowanego od samego początku i nic nie mógł uczynić. Jego Mistrz! Jego Nauczyciel! Tam, wśród tej zgrai, która pastwi się nad Nim, szydzi, maltretuje. Nagle z tego zamętu myśli i uczuć wyrwały go słowa służącej wskazującej właśnie na niego: „I ten był razem z Nim.” Poczuł się jak zając, który śpiący, przyłapany został w swojej kotlinie. Jak zając od razu czujny, gotowy do ucieczki, zaprzeczył temu mówiąc: „Nie znam Go, kobieto”. Jego serce zaczęło szybciej bić, a umysł opanował paniczny strach. Po chwili znowu ktoś powiedział: „I ty jesteś jednym z nich.” Piotr jakby chciał strzepnąć z siebie wszelkie podejrzenia, jakby bojąc się, że same słowa przykleją się do niego i będą świadczyć przeciwko niemu, natychmiast odpowiedział: „Człowieku, nie jestem.” Kiedy po raz trzeci usłyszał twierdzenie, że jest jednym z towarzyszy Jezusa, zaczął z naciskiem zaprzeczać, przekonywać o swojej racji, bo wydawało mu się, że za cenę życia musi udowodnić, że nie zna Jezusa, że z Nim nie chodził. Strach o siebie samego wziął górę. Nic innego w tym momencie się nie liczyło. I właśnie, gdy jeszcze wypowiadał swoje słowa zaprzeczenia, zapiał kogut… A Jezus odwrócił się i popatrzył na Piotra. Ich spojrzenia spotkały się. W jednym momencie, w jednej sekundzie Piotr uświadomił sobie, co zrobił. Wspomniał na zapowiedź tego wydarzenia przez Jezusa i jego niedowierzanie w tej kwestii, gorące zapewnienia o wierności i miłości.

A teraz zdradził Jezusa! Najzwyczajniej w świecie wyparł się Go! Przecież Go kochał! Wielki ból ścisnął serce Piotra. Ogromny smutek opanował duszę. Cierpiał, jak nigdy dotąd! Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. Jak mógł się tak zachować wobec swego umiłowanego Nauczyciela, swego Przyjaciela? Otrzymywał od Niego zawsze miłość, zrozumienie i wyrozumiałość dla jego słabości. A teraz w zamian odpowiedział Mu zdradą! Miał przed sobą Jego oczy pełne smutku. Nie było w nich wyrzutu, nie było w nich złości. Tylko smutek i …miłość! Ta miłość rozrywała mu teraz serce. Cierpiał z powodu tej miłości, która zawsze mu wybaczała, cokolwiek uczynił. A popełniał tak wiele błędów. To porywczość sprawiała, że Jezus musiał go strofować, pouczać, temperować. Teraz on zrobił coś tak strasznego wobec Jezusa, którego kochał nad życie. Czy rzeczywiście nad życie? Naraz zobaczył swoją nędzę, małość, nicość, grzeszność. To była tak głęboka świadomość, jakby ktoś przesunął przed nim film. Bóg udzielił Piotrowi światła poznania własnej duszy. Piotr jęknął, upadł na kolana i płacząc, chwycił się za głowę. Niesamowity ból rozrywał jego duszę. Jak teraz spojrzy w oczy swemu Mistrzowi? Tak Go zranił! Tak Go zawiódł! Nie uczynił nic, by Go bronić! Piotr nie mógł sobie darować tego, co zrobił. Cierpienie mąciło mu rozum. Jęcząc, pobiegł w głąb uliczek. Nawet nie wiedział, gdzie i po co.

Spróbujmy dzisiaj zjednoczyć się z cierpieniem Piotra, bowiem w jego sercu, wbrew pozorom, odnajdziemy ogromną miłość do Jezusa. Poprośmy Piotra, by sam dzisiaj poprowadził nas w tę scenę i wyprosił łaskę wejścia w to wydarzenie sercem, abyśmy poznając, doświadczając, przeżywając, mogli jeszcze lepiej, jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga i pamiętali, że Piotr uwierzył Bożemu miłosierdziu, Bożej miłości i dlatego wrócił do Jezusa. Wrócił poprzez Matkę! To do niej przyszedł już po ukrzyżowaniu Jezusa i z płaczem, wielkim żalem, ogromną skruchą wyznał to, co zrobił. Był jak małe dziecko. I Maryja przytuliła Go jak swojego syna obdarzając miłością miłosierną. A serce Piotra doznało ulgi. Módlmy się, abyśmy i my potrafili z ufnością powracać do stóp miłosierdzia Bożego i powierzając się Matce, otrzymywali dar przebaczenia, dar miłości i miłosierdzia.

Niech Bóg błogosławi nas, na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>