176. Jezus przed Herodem (Łk 23,8-12)
Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata. W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni.
Komentarz: „Wzgardził Nim Herod wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata.” Zniewieściały Herod ciekawy był postaci Jezusa ze względu na to, co słyszał o Nim. Miał nadzieję zobaczyć jakiś znak, cud. Jednak zobaczył więźnia w poplamionych od krwi i kurzu szatach, nad którym stale pastwili się i żołnierze, i arcykapłani, i uczeni w Piśmie. Więźnia, który nie reagował na poniżenia, który pozwalał, aby czynili z Nim, co zechcą. Wyglądał tak biednie, nędznie, że w niczym nie pasował do wyobrażeń Heroda o człowieku, który czyni cuda. Słuchał oskarżeń na Jego temat, iż podburza tłumy, występuje przeciwko płaceniu podatków Cezarowi, że sam okrzyknął siebie królem. A Żydzi jeden przez drugiego krzyczeli coraz głośniej, widząc niedowierzanie Heroda, jego minę pełną sceptycyzmu, a wręcz niezadowolenia.
Herod rzeczywiście był bardzo zawiedziony tym, co zobaczył. Miał tyle pytań do Jezusa, ale jakże pytać o tak istotne sprawy człowieka, który nie wydaje się być zdolnym do rozmowy, dyskusji. Patrzył na Jezusa z pogardą, ironią i stwierdził, że wyolbrzymione są na Jego temat wszelkie opowieści. Niezadowolony, wręcz zły z tego powodu, zaczął mimo wszystko zadawać pytania. Były pełne ironii, szyderstwa, zepsucia. Prawdziwie z obfitości serca usta mówią. Można by przyrównać jego pytania do obrzydliwych ropuch i żab oraz węży wychodzących z ust, bo to, co w sercu, to na języku. Jezus nic nie odpowiadał. Zresztą celem pytań Heroda nie była chęć zdobycia jakiejś wiedzy. Jego celem było poniżenie Jezusa, wyrażenie swojej pogardy dla Niego. Jezus stał niewzruszony, jakby Go nie dotyczyły te słowa. Wówczas Herod chciał koniecznie w jakiś sposób Go zranić, obrazić, dotknąć do żywego. Czuł się przez Jego milczenie poniżony, obrażony wobec swojej służby i wszystkich obecnych. Dlatego tym bardziej chciał okazać Mu swoją wyższość i władzę nad Nim. Chciał też ukryć swoją wcześniejszą ciekawość, kim jest i jaki jest Jezus. A czynił to poprzez zrobienie z Niego pośmiewiska. W ten sposób odwrócił uwagę od siebie, a skierował na Jezusa.
Jezus nie reagował na wszelkie zaczepki. Wiedział, jaki jest cel Heroda. Swoimi słowami jedynie wywołałby kolejną falę ironii i szyderstw. Zatem milczał. Czasem w życiu duszy zdarzają się takie sytuacje, gdy tłumaczenie, dyskusja nie przyniesie pozytywnych efektów, a służyć będzie jedynie dolewaniu oliwy do ognia. Wtedy należy zamilknąć. Wtedy dusza powinna wejść w siebie i w swoim wnętrzu zjednoczyć się z Jezusem. Mimo, że ataki celnie trafiają w słabe punkty i zadają ból, to dusza powinna milczeć! Oddawanie siebie Bogu, powierzanie wszystkiego Jego Synowi, składanie swego cierpienia pod Krzyżem Jezusa – to jest najlepsze rozwiązanie dla duszy, bo nie wchodzi się w dyskusje ze złem. Nie daje się wciągnąć w bezsensowną rozmowę, czasem kłótnię. Nie wywołuje fali emocji, które potem powodują niepotrzebne, złe myśli, słowa i nakręcają spiralę zła. Choć wydaje się, że milczenie też wywołuje wściekłość szatana, który poprzez kolejne ataki będzie próbował nas zranić, poruszyć, to jednak, przyjmowanie w milczeniu tychże ataków, nie wchodzenie w kontakt ze złem, ciągłe próby jednoczenia się z Jezusem, da zwycięstwo miłości.
Jezus był obrażany, traktowany okrutnie, otaczało go stado zionących nienawiścią wilków, które kiedyś nosiły miano ludzkich dusz i ludzkich serc. Jednak mimo zadawanego cierpienia, nie zdołały Go zranić. Należy tu rozróżnić dwie sprawy. Szatan zadawał Jezusowi cierpienie poprzez posługiwanie się ludzkimi duszami, sercami. Słowa potrafią również ranić, tak samo jak czynny napad. Jednak Jezus nie został dotknięty, poraniony przez zło. Jego dusza, Jego duch były nietknięte, choć cierpiały bardzo. A cierpienie było tym większe, że doskonała czystość bardziej odczuwa nieczystość, doskonała miłość mocniej doświadcza braku miłości. Stają się one cierpieniem duszy odczuwalnym bardzo silnie. Dusza sama pozostaje czysta, nieskalana, brud jej nie skazi, jednak dla niej cierpieniem staje się przebywanie w środowisku pełnym skażenia. Dlatego Jezus cierpiał ogromnie. Był jedynym czystym, nieskalanym, doskonałym, świętym. Był Światłością, która stawała pośród ciemności, tylko że ciemność jej nie przyjęła, nie rozpoznała w niej swego zbawienia. Jakże wielkim dramatem był fakt nie rozpoznania Mesjasza przez oczekujących Żydów. W dodatku przyjęcie Go jako bluźniercy, oszusta i skazanie na śmierć. Uznanie Światła za ciemność. Jakże szatan cieszył się i triumfował, gdy doprowadził do takiego zamętu w sercach. Jakże szydził sobie z samych Żydów i wszystkich dających się wciągnąć w tę spiralę zła.
Dzisiaj ponownie Ewangelia pokazuje nam Jezusa jako źródło stałości, źródło mocy, źródło naszej czystości, źródło miłości. Tylko zjednoczeni z Jezusem będziemy w stanie zachować czystość serca, myśli i języka. Tylko z Nim będziemy w stanie obronić się przed naporem zła. Tylko z Jezusem nie damy się wciągnąć w samonapędzające się zło. Tylko z Jezusem! Sami za słabi jesteśmy. Sami nic uczynić nie możemy. W Nim jest nasza świętość, czystość, dziewiczość. W Nim miłość i szczęście wieczne. Poza Nim – grzech, zło, cierpienie i śmierć! Jako dusze maleńkie nieustannie jednoczmy się ze swoją Mocą, swoją Miłością, swoim Pokojem. Trwajmy w akcie miłości, bo ten zapewnia nam ciągłe wzrastanie w miłości i jednoczenie zarówno z Bogiem, jak i całym Kościołem. Módlmy się do Ducha Świętego, by dawał nam swoje światło, wrażliwość serca i siłę do wytrwania w dobrym. Módlmy się, a Bóg będzie nam błogosławił.
Wszelkie zdolnosci, umiejetnosci, talenty, wiedza,wszystko jest darem Boga. My sami z siebie nie jestesmy zdolni do niczego, jestesmy bezuzyteczni. Uwazac sie za nicosc aby nie popasc w pyche bo „kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Albo: „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśli otrzymałeś, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”. Tak to rozumie.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?