177. Jezus ponownie przed Piłatem (Łk 23,13-16)
Piłat więc kazał zwołać arcykapłanów, członków Wysokiej Rady oraz lud i rzekł do nich: „Przywiedliście mi tego człowieka pod zarzutem, że podburza lud. Otóż ja przesłuchałem Go wobec was i nie znalazłem w Nim żadnej winy w sprawach, o które Go oskarżacie. Ani też Herod – bo odesłał Go do nas; a oto nie popełnił On nic godnego śmierci. Każę Go więc wychłostać i uwolnię”.
Komentarz: Piłat jest człowiekiem podszytym strachem. Chciałby ze wszystkimi, od których cokolwiek zależy, żyć w zgodzie. I mimo, że ma pewne przebłyski, iż Jezus może być kimś ważnym, to strach przed opinią publiczną, która mogłaby zepsuć jego stosunki z wpływowymi osobami, zadecydował o ostatecznym werdykcie. Zgodził się na żądania Żydów. Nie był wcale przeświadczony o winie skazańca. W dodatku rozmowa z Jezusem zastanawiała go. Intrygował go swoją postawą w obliczu wyroku skazującego. Nie rozumiał, dlaczego ten człowiek nie czyni niczego, co w rozumieniu Piłata byłoby ratunkiem. Sposób odpowiadania, ton głosu oraz to, co mówił, miało w sobie tyle godności, pewności siebie, że przez chwilę zastanawiał się, kto tu stoi na straconej pozycji, a kto jest panem sytuacji. Zdecydowanie Jezus, mimo zewnętrznych oznak tortur na ciele, nie był człowiekiem przerażonym. Nie wyglądał też na przestępcę, który agresją dodawałby sobie animuszu czy też desperacko błagałby o litość za wszelką cenę. On był sobą. W obliczu możliwej śmierci zachowywał niesamowity pokój. Zadziwiające dla Piłata było to, że to właśnie od skazańca wyczuwało się ten pokój. On sam – Piłat – był teraz kłębkiem nerwów. Z jednej strony Żydzi naciskający na zabicie Jezusa. Z drugiej opis snu jego żony, która błaga go, aby ratował Jezusa, bo jest święty. Sam zresztą nie widzi w Nim winy i wolałby Go uwolnić, ale strach przed opinią, jaką mogą mu wyrobić ci Żydzi u Cezara, skłania Go ku ich żądaniu. Jednak to nie jest mu na rękę, bo żona zagroziła odejściem i on dał jej gwarancję, iż nie skaże Jezusa. Poza tym czuł dziwny niepokój w związku z Nim. A jeśli rzeczywiście jest Bogiem? Dobrze byłoby mieć każde bóstwo po swojej stronie. Różne myśli i argumenty kłębiły się w głowie Piłata.
A Żydzi naciskają, krzyczą, robią tyle hałasu. Najchętniej rozpędziłby ten tłum. Jednak nie może. Obawia się konsekwencji. Zresztą, co zrobić z tym Jezusem? Może jednak pozwolić na zabicie? Po co ma Go niepokoić swoimi dziwnymi naukami, wywodami, swoją filozofią. Taki umęczony, związany, wydaje się niegroźny. Przestał się odzywać. Twierdzi, że Jego królestwo jest nie z tego świata, zatem wojska nie posiada. W dodatku trochę zdenerwował Piłata swoją odpowiedzią. Za dużo w Nim godności. Powinien okazać trochę skruchy, może wtedy Piłat byłby bardziej skłonny jakoś go ratować, a przynajmniej nie dopuścić do wyroku śmierci, ale zamienić na inny. A On rozmawiał z nim jak równy z równym, a nawet więcej. Mówił tak, jakby miał przewagę nad Piłatem, a tego Piłat nie lubił. Zbyt często odczuwał niepokój, lęk, obawę przed ludźmi, by teraz miał to samo czuć w stosunku do jakiegoś skazańca. Słowa Jezusa dają Piłatowi do myślenia. Jego postawa go intryguje, wzbudza pewne obawy. A Żydzi napierają i grożą. Widać ich wściekłość i złość. Piłat rozważa stale, co zrobić. Chciałby zadowolić wszystkich, by mieć tzw. święty spokój. Jednak to jest niemożliwe. W końcu musi dokonać wyboru.
I my, dusze najmniejsze, stajemy często przed koniecznością dokonania wyboru. I w nas dokonuje się ta wewnętrzna walka na argumenty, emocje. I my ulegamy temu, co głośniejsze, bowiem wydaje się, że to, co robi więcej hałasu, jest mocniejsze; że być może rzeczywiście jest prawdą. W sercu jednak czujemy niepokój, czasem większy, a czasem mniejszy, bo serce czuje, gdzie leży prawda. Ale opinia otoczenia zdaje się niekiedy ważniejsza niż Prawda pisana przez wielkie P.
Rozważmy, ile razy decydujemy się na inny wybór niż ten, którego oczekuje od nas Bóg. I tu nie chodzi wcale o sprawy życiowe – sprawy, które w istotny sposób mogą zaważyć na naszym życiu. Chodzi o zwykłe, codzienne rzeczy. W tych drobnych nauczmy się być wiernymi Jezusowi. W tych drobnych miejmy siłę wybierać Jezusa i Jego wolę. Każdego dnia pytajmy swoje serce, czego oczekuje od nas Jezus. Wsłuchujmy się w głos serca, które przecież zamieszkuje Bóg. Jeśli zaczniemy czynić to często, nauczymy się rozeznawać, co jest Jego wolą, a co nie. Zauważymy wtedy, że nie jest to wcale takie proste, wybierać wolę Jezusa, bowiem jakże często mija się ona z naszymi wyobrażeniami, pragnieniami, dążeniami, poglądami otoczenia, na którego opinii nam bardzo zależy.
Módlmy się wtedy o siły w wybieraniu dobra. Módlmy się o światło Ducha Świętego, byśmy to dobro dostrzegali. Módlmy się o odwagę stawania przy Jezusie mimo różnych opinii, poglądów, argumentów, teorii; mimo trendów, mody; mimo nacisków zewnętrznego świata. Módlmy się, abyśmy potrafili w sobie zwalczać to wszystko, co sprzeciwia się Jezusowi, co przeszkadza nam w otwartym, szczerym wyborze życia razem z Nim. Módlmy się, a Bóg będzie nam błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?