Ewangelia według św. Łukasza

189. Jezus ukazuje się Apostołom (Łk 24,36-43)

A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam!” Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.

Komentarz: Widząc Jezusa Zmartwychwstałego, apostołowie byli zatrwożeni, wylęknieni. Wydawało im się, że widzą ducha. Ten fragment pokazuje nam, iż apostołowie byli ludźmi podobnymi do nas. Nie byli od początku świętymi, mocarzami, męczennikami idącymi z radością w sam wir niebezpieczeństwa. To byli zwykli ludzie. Tacy jak my. Przeżyli z Jezusem wiele. Towarzyszyli Mu przez trzy lata nieustannie. Widzieli więcej niż inni. Doświadczyli i doznali więcej. Jezus ich pouczał i wyjawiał to, czego nie mówił innym. To z nimi zasiadł do Ostatniej Wieczerzy, sprawując pierwszą w dziejach historii Kościoła Eucharystię. Mimo to byli zatrwożeni widząc Zmartwychwstałego. Niedowierzali. W sercach budziły się wątpliwości. Byli mali, słabi. Byli po prostu zwykłymi ludźmi.

Często istnieje w sercach ludzkich taka pokusa, by traktować tych, co już przeszli swoją ziemską drogę i weszli do chwały nieba, jako kogoś innego niż siebie. Wydaje się nam, że święci byli mocni w wierze, silni w ufności, kochali od początku Boga gorącą miłością, doświadczali w swoim życiu cudów, byli wyróżnieni wieloma łaskami, darami. Zatem ich życie różne było od naszego, droga inna. A gdzieś tam w głębi serca powstaje nawet i taka myśl, że przez te liczne „cudowności” towarzyszące im, po prostu mieli łatwiej. Gdyby to nam się przytrafiło doświadczać w swoim życiu takich znaków Bożej opieki i Bożego działania w nas, to też kroczylibyśmy drogą świętości pewnie i wytrwale.

Nic bardziej złudnego i fałszywego. Znaki i cuda, dary i charyzmaty okupione są najczęściej cierpieniem danej duszy. Często otoczenie nawet nie podejrzewa, ile duszę taką kosztuje wierna służba Bogu w pokorze i uniżeniu, w przyjmowaniu cierpienia, w ofiarowaniu się za inne dusze. A cuda, dary, choć są wielką łaską Boga, stają się też krzyżem danej duszy. Wiele dusz prosi Boga o zabranie widocznych znaków Bożego działania w nich. Często Bóg zabiera, choć nie zawsze. Nieraz czyni to tylko na pewien czas, by dusza lepiej przygotowała się do ich przyjęcia, by w ten sposób lepiej mogła Mu służyć. Są dusze, które od dzieciństwa wykazują większą skłonność ku Bogu, a są i takie, które dopiero w dorosłym życiu dochodzą do umiłowania Boga, do odkrycia Jego wielkiej miłości, za którą idą potem wiernie po kres swojej ziemskiej wędrówki. Miejmy jednak świadomość, że dusze te są nam podobne. I tak jak my przeżywały troski, kłopoty, rozterki. Tak jak my doświadczały własnych upadków i płakały nad swoją wielką słabością i bezradnością wobec grzechu.

Apostołowie są również tego przykładem. Święty Piotr, już wielokrotnie przez nas wspominany, nawet podczas swej apostolskiej misji po rozesłaniu doświadczał własnych słabości i przyznawał się do nich. Apostołowie razem z Jezusem w czasie wspólnie spędzonych trzech lat tworzyli wspólnotę. Sam Jezus ich prowadził. Był ich nauczycielem, opiekunem. Jednak nie od początku byli wspólnotą niczym prawdziwa, idealna rodzina. Ciągle wychodziły na jaw ich słabości. Jezus karcił ich. Oni sami siebie nawzajem również pouczali i strofowali. Ileż to razy poróżniły ich zdania co do jakiejś kwestii. Szczególnie Judasz był osobą „ćwiczącą” ich swoim zachowaniem w cierpliwości. Dziś są świętymi. (Oprócz jednego).

I nas Bóg zgromadził we wspólnocie. Nas również poucza, a gdy zachodzi taka potrzeba – strofuje. Nie jesteśmy ani gorsi ani lepsi od apostołów. Jesteśmy tacy sami. Zostaliśmy powołani jako dusze najmniejsze do apostołowania w codzienności, niosąc w sercach Bożą miłość miłosierną. To służba – trudna, wymagająca wytrwałości, wiary, ufności. A tego nam brakuje. Stąd nasze wzloty i upadki. Jezus umocnił apostołów swoim Duchem. I nam Go udziela. Sytuacja apostołów i pierwszych chrześcijan wydaje się nawet trudniejsza, bowiem Kościół dopiero powstawał. Tworzyły się jego ramy organizacyjne. Często pojawiały się spory na ważne tematy związane z wiarą. Teraz posiadamy bogactwo nauki Kościoła, podane są prawdy wiary, przyjęte dogmaty. Możemy korzystać z doświadczenia wielu świętych, czerpać z ich nauki. Toteż nie musimy tracić czasu na dochodzenie do prawd wiary. Nie musimy sami dochodzić do jakiejś duchowości. Wszystko mamy podane na wyciągnięcie ręki. Tylko czerpać i uświęcać się.

Jednak i my jesteśmy zwykłymi ludźmi. I my podlegamy grzechowi. I my doświadczamy niemocy wobec niego, bo taka jest ludzka natura. Jednak pośród nas staje Chrystus, mówiąc: „Pokój wam.” Pośród nas staje sam Bóg, mówiąc: „Nie lękajcie się. Dlaczego się trwożycie, a w sercach budzą się wątpliwości? Przecież to Ja jestem.” Zatem spróbujmy popatrzeć na apostołów i innych świętych jako na swoich braci i swoje siostry, którzy byli nam podobni. Szli przed nami torując nam drogę. Podlegali podobnym pokusom i mieli podobne wątpliwości. Przeżywali troski codzienności i z nimi się zmagali. Nieśli swój krzyż, który nieraz wydawał im się zbyt ciężki. A jednak z miłości do Jezusa podejmowali go ciągle na nowo. Z miłości do Jezusa pokochali ten krzyż. Z miłości do Jezusa gotowi byli na wszystko. Z miłości do Jezusa rezygnowali ze wszystkiego, wyrzekali się samych siebie, by tylko należeć do Niego i Jemu służyć. I nadal przeżywali swoje słabości, walczyli z nimi, ale tym bardziej powstawali, aby trwaniem w grzechu nie zasmucać Boga jeszcze więcej. A Bóg nagradzał ich upór, z jakim stale próbowali powstawać. Nagradzał ich ciągłe próby trwania przy Jezusie. Rozczulony miłością ich serc, nadawał wielką rangę ich małym czynom i czynił prawdziwie wielkimi, udzielając w zamian ogromnych łask.

To Bóg jest sprawcą wszystkiego. To Bóg czyni duszę świętą, a jej małym wysiłkom daje wielkie owoce. Nie łudźmy się, że jakakolwiek dusza sama doszła do świętości, że uczyniła to własnym wysiłkiem i pracą. Nie ma takiej duszy, która sama pokonałaby skłonność własnej natury do grzechu i żyła świątobliwie. Każda dusza krocząca drogą do świętości dźwiga krzyż własnych grzechów. Każda zmaga się ze swoją słabością. I każda otrzymuje od Boga pomoc na tej drodze krzyżowej. Przy każdej staje Jezus i niesie krzyż razem z nią, by w końcu donieść go do celu. Jeśli dusza pozwala, zostaje wraz z Jezusem ukrzyżowana, współcierpi z Nim i bierze udział w wielkim Jego Dziele Zbawczym. Ale to Jezus jest Zbawicielem. To On jest dawcą świętości duszy. On ją uświęca. On pomaga jej iść ku tej świętości. On nadaje wielkie znaczenie jej wysiłkom i ciągłym zmaganiom ze sobą w tej, wydawać by się mogło, syzyfowej pracy. On w końcu nagradza jej upór, wytrwałość, cierpienie i obdarowuje świętością.

Pomyślmy czasem o apostołach i innych świętych, jako o zwykłych ludziach nam podobnych. Nie zazdrośćmy im, ale naśladujmy ich, szczególnie w tym uporze i wytrwałości dążenia do celu – do świętości. A Bóg nam udzieli tego, czego pragniemy i do czego dążymy całe życie – świętości. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>