190. Ostatnie pouczenia (Łk 24,44-49)
Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka”.
Komentarz: Apostołowie w większości nie byli wysoko wykształconymi ludźmi. Wiedzieli i rozumieli to, co przeciętny Żyd w tamtych czasach wiedział i rozumiał z Pism. Życie z Jezusem nie dało pełni poznania ich sercom i umysłom. Były zbyt zamknięte. Potrzebowali Ducha Świętego. Jezus przed Wniebowstąpieniem oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. Jednak by głosić Ewangelię na całym świecie, potrzebowali mocy z wysoka, bowiem sami byli zbyt słabi. Zauważmy, jak dużo potrzeba, by stać się apostołem. Samemu trzeba przejść przemianę, nawrócenie. Trzeba żyć z Jezusem – żyć Ewangelią. Prosić o moc z wysoka, a gdy Duch Święty będzie dany, iść i głosić nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim ludziom. Dawać świadectwo słowem i życiem. Na ile spełniamy te warunki?
Niejednemu z nas wydaje się, że jest przecież nawrócony. Wierzy, praktykuje, a nawet uczestniczy bardziej aktywnie w życiu Kościoła, bo na przykład jeździ na Wieczerniki. A Jezus nam mówi: „Nawracajcie się!” Proces nawrócenia nie jest jednorazowym. To ciągły proces. Człowiek nie przestaje ulegać swoim licznym słabościom po jednym postanowieniu pójścia za Jezusem chociażby dlatego, że jeszcze żyje w nim stary człowiek. Dlatego, że nie wie o sobie wszystkiego. Dlatego, że nadal są w nim jego stare przyzwyczajenia, dążenia, pragnienia, toteż nadal upada. Po każdym upadku powinien następować proces nawrócenia, tyle że bardziej świadomy przyczyny upadku, z mocnym postanowieniem nie powracania do grzechu oraz z głęboką świadomością zranienia, zasmucenia Jezusa, co powinno poruszać nasze serce; bardziej świadomy wielkiego Bożego miłosierdzia wobec duszy. Każde kolejne nawrócenie powinno przybliżać nas do Jezusa, powinno ubogacać duszę w miłość, jaką Jezus ją darzy. Powinno rozradować duszę łaską przebaczenia i wzbudzić w niej wielkie pragnienie miłowania Jezusa tak, jak nikt na świecie. Powinno być świętem, dziękczynieniem i uwielbieniem Boga. Czy jest tak w istocie? Jeśli tak, następuje w nas powolna przemiana, trwała przemiana. Odwracamy się od grzechu, brzydzimy się nim i staramy się do niego nie wracać. Przyjmujemy czynną postawę, czujną postawę, by zawczasu przygotować się do obrony przed złem.
By być apostołem, należy żyć Ewangelią, a to oznacza poznawanie życia Jezusa i czynienie wysiłków, by w tym życiu uczestniczyć. To ciągłe próby jednoczenia się z Jezusem. To nieustanne powracanie poprzez karty Nowego Testamentu do wydarzeń z życia Jezusa i otwieranie serca na Jego pouczenia – pouczenia, które są nadal aktualne i cenne we współczesnym świecie. Podobnie jak apostołowie, żyjemy razem z Jezusem, bierzemy udział w Jego codzienności, zachwycamy się tym, co widzimy, niejednokrotnie jesteśmy zadziwieni czynionymi znakami. Jednak tak jak apostołowie, mamy serca i dusze zbyt zamknięte. Jezus daje się poznać na kartach Ewangelii, ale nasza otwartość na Niego jest za mała, słabość naszych oczu tak wielka. Nie jesteśmy w stanie sami, bez pomocy, przyjąć objawienia Nowego Testamentu będącego wypełnieniem Starego. Do tego potrzebujemy Ducha Świętego, Jego światła. Jezus oświecił umysły apostołów, dał im rozumienie Pism. Jednak potrzebowali mocy z wysoka, by to, co zostało im dane, głosić po całym świecie. Toteż trwali w jedności na modlitwie oczekując obiecanego Pocieszyciela. Dopiero po zesłaniu Ducha Świętego stali się w pełni apostołami. Nie oznacza to, że teraz nie posiadali słabości i im nie ulegali. Mimo to starali się być wierni Ewangelii, przestrzegać przykazań, a szczególnie przykazania miłości i z całą gorliwością głosić światu dobrą nowinę o zbawieniu. Wyznawali wiarę w Zmartwychwstałego Jezusa, Syna Bożego, za którego przyczyną zostały ludziom odpuszczone grzechy.
Jako apostołowie Jezusa my również mamy obowiązek głoszenia światu dobrej nowiny o Bożej miłości i o Jego miłosierdziu. My również mamy dawać świadectwo o Zmartwychwstałym Jezusie całym swoim życiem. Czy rzeczywiście tak robimy? Czy staramy się tak postępować?
Każdy może zostać apostołem. Dusze najmniejsze są również do tego powołane. Módlmy się, aby nasze kolejne nawrócenia były prawdziwymi krokami ku świętości, a nie jałowym marszem w miejscu. Módlmy się, byśmy potrafili żyć Ewangelią. Prośmy Ducha Świętego, by poprzez rozważanie Pisma Świętego pomógł nam stawać się uczestnikami życia Jezusa. Prośmy o Ducha Pocieszyciela, by sercom, które już doświadczyły obecności Jezusa, które w jakimś stopniu poznały i uwierzyły oraz starają się żyć Dobrą Nowiną o zmartwychwstaniu, udzielił swej mocy do głoszenia orędzia miłości Jezusa do każdego człowieka. By swoją postawą dawały o niej świadectwo. Módlmy się, a Bóg będzie nam błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?