192. Zakończenie (Łk 24,52-53)
Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga.
Komentarz: Radujmy się, bowiem wierzymy w Zmartwychwstałego! Radujmy się, bo nasz Bóg jest Bogiem żywym! Radujmy się, bo Jezus zwyciężył śmierć! Radujmy się, bo szatan został pokonany! Radujmy się, bowiem Jezus tchnął w nas swego Ducha! Radujmy się, bo naszym udziałem staje się życie Jezusa! Radujmy się, bo oto rozpoczyna się dla nas nowa epoka! Radujmy się, bo Bóg ma wobec nas swój plan! Radujmy się, bo wielka łaska spływa na nas z nieba! Radujmy się, bo miłość Boża rozlewa się nad wyraz obficie! Radujmy się, bo stajemy się dziedzicami nieba! Radujmy się, bo Bóg umacnia to, co słabe, małe, pokorne! Radujmy się, albowiem Bóg tak umiłował świat, że posyła nam Pocieszyciela! Syn powraca do Ojca, ale Ojciec daje nam Ducha swego Syna! Nie pozostawia samych sobie! Radujmy się! Powtarzam: Radujmy się! To powinien być znak szczególny chrześcijanina: radość z obecności Zmartwychwstałego! Radość z Jego obecności w Jego Duchu! Radość płynąca z pewności zwycięstwa miłości nad złem! Radość! Radujmy się zatem, bowiem miłość niesie radość, wyzwolenie, pokój! A my żyjemy miłością!
Dusze najmniejsze mają szczególny powód do radości, bowiem jako najmniejsze dzieci Boga są przez Niego szczególnie umiłowane i hołubione. Z racji naszej małości, Bóg opiekuje się nami i posyła nam swoich aniołów do pomocy. Daje nam świętych, by czuwali nad nami i wstawiali się do Boga we wszystkich ważnych sprawach. Oczekuje otwartych serc i dłoni, by w nie wlewać swoje łaski. Obdarował Matką, by czyniła wszystko w imieniu swoich dzieci. Jako Ojciec zapewnia swoim dzieciom wszystko do ich rozwoju, wzrostu, życia i szczęścia. Jako Ojciec oczekuje w zamian jedynie miłości. On spragniony jest naszej miłości. Chciałby poczuć, że są dusze, które z wdzięcznością przyjmują Jego dary i odpowiadają na nie miłością serca. Wyróżnia nas tą bliskością relacji duszy z Bogiem. Zaprasza do tej bliskości. W tak cudowny sposób pragnie nawiązać bliskie więzi z każdą duszą najmniejszą. Dąży do stworzenia prawdziwie więzi osobowych między Nim a duszami. Jednocześnie zapewnia, że to On o wszystko zadba, wszystkim się zajmie i wszystkiego nas nauczy.
Jego Syn jest tego zapewnieniem. Bóg Ojciec pozwolił, aby wydano Go w ręce człowieka, by ratować całą ludzkość. Pozwolił na straszliwe cierpienie Syna, by od męki wiecznej uwolnić nas. A Syn otwartym sercem przystał na tę ofiarę, bowiem będąc jedno z Ojcem, pragnie tego, co On. Pragnie, by każda dusza przyjęła dane jej na nowo dziecięctwo wobec Boga. On, Jezus Chrystus – Syn Boży, poprzez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie uczynił nas swoimi braćmi i siostrami. Podniósł nas do niebywałej godności, na którą żaden człowiek nie był w stanie sam sobie zasłużyć. Jednocześnie uczynił nas synami i córkami Boga Ojca – Jego dziećmi; dziećmi jakże umiłowanymi skoro odkupionymi takim cierpieniem, taką niebywałą ofiarą. Ofiarą życia Syna Bożego! Pierworodnego! Jak wielka to miłość ojcowska, skoro godzi się na śmierć w męczarniach swego Pierworodnego, by usynowić to, co samo od Niego się odłączyło, aby uczynić dziedzicami tych, którzy niczym syn marnotrawny roztrwonili wszelkie dobro i niestety trwają w grzechu. Jakże niepojęta to Miłość, która przewidując nawrócenie swoich dzieci, już dla nich przygotowuje sygnet na palec i biesiadne szaty, która wygląda nieustannie w nadziei opamiętania się synów i córek, i powrotu dzieci do Ojca. Co to za Miłość, która tak pragnąc obdarzać sobą samą, przebacza wszystko wcześniej, zanim jeszcze zostanie poproszona o przebaczenie. Nigdzie indziej na świecie nie znajdziemy takiej miłości, tylko w Bogu! Jakież to cudowne, że taki Mocarz, Pan nieba i ziemi, darzy nas nieskończoną miłością! Miłością, która nie stawia żadnych warunków, miłością miłosierną, miłością czystą i doskonałą – taką, jakim jest On sam! On obdarza nas sobą samym! To dar największy! Zatem radujmy się!
Wniebowstąpienie Jezusa nie jest smutnym wydarzeniem. Ono rozpoczęło nowy etap w życiu Kościoła, a Duch Jezusa współdziałał i nadal współdziała z tymi, którzy pragną być Jego świadkami. Jakaż to kolejna łaska samego Boga – Jego Duch udzielony Kościołowi. Duch, który czuwa nad nim i prowadzi przez wieki! Nie da się ogarnąć ludzkim umysłem ni sercem tej dobroci Boga objawiającej się w życiu Jego wiernych. Nie da się wszystkiego opowiedzieć, nazwać ani opisać, ponieważ dary Jego dobroci są nieskończone i wieczne, a człowiek mały i słaby. Czymże jest człowiek, że Bóg daje mu wszystko – samego siebie! Daje swego Syna! Daje swego Ducha! Udziela się człowiekowi i wprowadza do ścisłej ze sobą zażyłości, jak z żadnym innym stworzeniem. W końcu daje siebie samego na pokarm, jednocząc w sposób niebywały i doskonały! Gdybyśmy chcieli rozważać miłość Boga, nie starczyłoby nam życia na to. Idźmy więc za przykładem apostołów i oddajmy Mu pokłon. Z wielką radością trwajmy na modlitwie, wielbiąc i błogosławiąc Boga. A Bóg będzie nam błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?