Lipiec – miesiąc adoracji Przenajdroższej Krwi Jezusa

Bóg powołuje nas wszystkich do zjednoczenia ze Sobą

Całkiem niedawno mówiliśmy o bliskiej relacji duszy z Bogiem; o tym, by prosić o taką relację, by się o nią starać. Mówiliśmy o tym, by uwierzyć, iż Bóg każdą duszę powołuje do zjednoczenia ze Sobą. Tu nie ma podziału na tych, którzy będą się jednoczyć i tych, którzy nie są powołani do tego. Kogo Bóg stwarza, tego powołuje do zjednoczenia; po to stwarza, by dusza mogła żyć w zjednoczeniu z Bogiem.

Jednak, czy dusze odpowiadają Bogu na powołanie? Czy odpowiadają na to, po co zostały stworzone? Czy zastanawiają się nad sensem swego istnienia? Czy myślą nad tym, dlaczego Bóg ich stworzył? Jaki sens ma ich życie? Jaki wymiar? Szkoda, że tak niewiele dusz zastanawia się nad aktem stwórczym Boga. Gdyby więcej dusz na ten temat myślało, gdyby zastanawiało się, otrzymaliby łaskę, by dojrzeć Bożą miłość, która pokierowała Bożym Sercem przy stwarzaniu duszy i która kieruje życiem człowieka.

Człowiek niestety zajęty jest tym, co przyziemne. Patrzy nieustannie w dół, a więc postrzega to, co na ziemi. Tak zajęty różnymi sprawami nie potrafi zrozumieć istoty swego powołania, sensu stworzenia człowieka. Nawet wtedy, gdy słyszy głos Boga waha się, zastanawia i sprawy ludzkie wydają się być ważniejsze nad Bożymi. Skażenie grzechem sprawia, że człowiek nie potrafi oderwać się od tego, co tak go trzyma przy sprawach ziemskich. Nie potrafi przedrzeć się przez chmury swego człowieczeństwa, by ujrzeć prawdziwe słońce. Człowiek sądzi po tym, co widzi wokół siebie. Nie rozumie, jeśli np. samolot przebije się przez chmury, to ponad chmurami widzi słońce. To słońce jest nieustannie, trzeba przebić się przez warstwę chmur, żeby zachwycić się słońcem.

A co wtedy, gdy człowiek nawet nie patrzy w górę, w związku z tym, nawet tych chmur nie dostrzega, zajęty całkowicie tym, co na ziemi? Niestety wtedy dzieje się to, co opisane jest zarówno w pierwszym czytaniu, jak i w Ewangelii. Można szukać wśród ludzi kilku sprawiedliwych; kilka dusz, które by potrafiły swoim otwarciem się na Bożą rzeczywistość przebijać chmury, by patrzeć na słońce. Czy dzisiaj Mojżesz znalazłby pięćdziesiąt, czterdzieści, czy dziesięć takich dusz, które prawdziwie żyją sprawami Bożymi, otwierają się na Bożą obecność, wierzą i ufają w żywą obecność Boga w Eucharystii, w ich duszy, w ich życiu? Gdyby Jezus pojawił się w widzialnej Postaci ludzkiej i zaprosiłby do pójścia za Nim, czy znalazłaby się dusza, która bez żadnego „ale…” poszłaby? Ile byłoby dusz, które najpierw chciałoby zakończyć swoje sprawy, załatwić to, czym do tej pory się zajmowały? Dlaczego w duszy nie ma otwarcia na Bożą rzeczywistość? Dlaczego, gdy idzie o sprawy wiary, dusze mają tak wiele wątpliwości, tak wiele dostrzegają trudności, tak wiele stawiają pytań? Gdy idzie o sprawy ziemskie, jest ich mniej.

Choć te dwa fragmenty – ze Starego Testamentu i z Ewangelii – wydają się być różne, to jednak mają ze sobą coś wspólnego. Poprzez oba fragmenty szukamy dusz; dusz, które można określić słowem sprawiedliwe; dusz, które żyją w otwarciu na sprawy Boże, które w swoich sercach ufają i wierzą prawdziwie Bogu, które nie odsuwają spraw Bożych na drugi plan, ale stawiają je na pierwszym miejscu; które ufają do tego stopnia, iż słysząc Boży Głos idą za tym głosem; wybierają to, co w swoim sercu odczuwają jako sprawę Bożą, jako rzecz prawą, jako rzecz zgodną z wolą Boga. Tak mało jest dusz, które zdolne są do prawdziwej ufności, do pójścia za głosem powołania, do pójścia za Głosem Boga, który słyszą w sercu. Dużo jest dusz chcących żyć w zgodzie ze swoją wiarą, jednak wybierają one pewien kompromis. Idą – tak im się wydaje – drogą wytyczoną przez Boga, ale jeszcze jedną nogą stąpają w swoich sprawach. Jest to takie koślawe chodzenie: jedna noga – jedną drogą, druga noga – drugą drogą.

Czy można długo iść w ten sposób? Przecież te drogi się rozchodzą! Czy można iść za Bogiem jedynie częściowo słuchając, częściowo wybierając, odpowiadając na Boże wezwanie, a częściowo żyjąc jednak po swojemu, według swojej woli, swego wyobrażenia o życiu? Aby nie stało się tak, jak w pierwszym czytanym fragmencie: Bóg nie znajdzie dusz sprawiedliwych, bowiem nie da się iść połowicznie za Bogiem. Albo człowiek cały oddaje się Bogu, albo oddaje się swoim sprawom, swojemu „widzi mi się”, swoim pragnieniom, swojej woli, ulega swoim emocjom, kieruje się swoimi uczuciami, wrażeniami, zaspokaja swoje potrzeby. Czasami dusze dziwią się, że gdy Jezus zapraszał ludzi do pójścia za Nim, ludzie albo odmawiali, albo wahali się, zastanawiali, prosili, aby Jezus poczekał, aż oni zrobią to, czy tamto. To jest obraz również współczesnego człowieka. To nie tylko miało miejsce wtedy, to również dzieje się teraz.

W tej Wspólnocie każdy z nas słyszy wskazania, wytyczona jest jasna droga, pokazywany jest kolejny krok. Bóg objawia swoja wolę. W sposób niezwykły przedstawia nam swoją miłość i zaprasza każdego z nas do wielkiej bliskości ze Sobą. Mówi, w jaki sposób tę bliskość osiągnąć, czego potrzebuje dusza, aby mogła żyć w zjednoczeniu? Nie zawsze to, co mówi jest łatwe do przyjęcia czy do realizacji. W większości wymaga to pracy nad sobą, rezygnacji z siebie. Większość z nas przechodzi taki etap: najpierw zachwytu, a potem nieco gaśnie. Potem zaczyna wybierać to, co mu odpowiada, pozostawiając dużą część na boku. I zaczyna się takie kuśtykanie: jedna noga idzie drogą miłości, druga noga własnymi planami zajęta. To nie jest już dusza, która biegnie na drodze świętości ku Niebu. To jest kaleki człowiek, który ma problemy z chodzeniem i który potrzebuje pomocy; który z jednej strony chciałby, a z drugiej strony – waha się, zawraca i wybiera co innego. Nie dziwmy się ludziom żyjącym za czasów Jezusa, którzy za Nim nie poszli, skoro my sami nie realizujemy tego wszystkiego, o czym Bóg mówi. Moglibyśmy dziwić się, gdybyśmy wiernie realizowali Boże wskazania. Nawet nie trzeba być chociażby w tej Wspólnocie, człowiek wierzący ma przecież przykazania, ma Pismo św., w którym odnajduje Boże nakazy, Boże pouczenia, a jednak nie realizuje ich wszystkich, nie ufa do końca, żyje po swojemu. Zatem, nie ma się co dziwić tym, którzy znali Jezusa, a jednak nie potrafili iść za Nim, nie odważyli się na taki krok.

Za Jezusem szło dużo ludzi. Byli tacy, którzy szli, aby posłuchać, potem wracali do domu. Byli chorzy, którzy liczyli na uzdrowienie. Byli uczniowie, którzy dłuższy czas spędzali w towarzystwie Jezusa, chcieli Go słuchać. Ale tylko dwunastu Jezus wybrał na takich bardzo bliskich współpracowników, najbliższych. I tych szczególnie przygotowywał do pracy apostolskiej. Tych szczególnie pouczał, by rozumieli sens Jego przyjścia na ziemię; by zrozumieli, Kim jest Mesjasz i jakie ma zadanie. I z pośród tych dwunastu jeden zdradził, jeden jawnie i głośno się Go zaparł trzykrotnie, pozostali rozproszyli się. Tylko jeden był z Nim do końca. Świadczy to o wielkiej ludzkiej słabości, o ogromnym wpływie, jaki wywiera grzech pierworodny czyniąc skazę na każdej duszy. Świadczy to o ogromnym osłabieniu natury ludzkiej, która choć obdarowana wielkimi łaskami, nie potrafi dokonać właściwego wyboru, ulega swoim słabościom.

Czy zatem należy się z tym pogodzić i nic nie czynić? Bóg każdego powołał do zjednoczenia ze Sobą. Jezus dlatego przyszedł na ziemię, by każdego o tym przekonać i każdemu udziela łaski, dając szansę na to, by zbliżył się do Boga. W dodatku daje każdemu wielokrotnie tę szansę. Nie zniechęca się ludzkimi słabościami, ale udziela kolejnych łask, by człowiek pomimo wielokrotnych upadków nadal próbował dążyć do zjednoczenia.

Spośród Apostołów, którzy rozproszyli się, wszyscy wrócili. Jeden, który Go zdradził nie zaufał Bożemu Miłosierdziu. I choć wybrany, obdarowany łaską, odrzucił Bożą miłość, nie skorzystał z tak niezwykłej szansy, jaką otrzymał. Pozostali jednak dotknięci miłością Jezusa, poznawszy tę miłość, choć ulegli słabościom, powrócili, bo ta miłość ich przyciągała. Nie potrafili już żyć bez tej miłości. Pragnęli Jezusa, chcieli żyć blisko i poszli za głosem powołania, stając się świętymi. Wśród uczniów, którzy chodzili za Jezusem wielu było takich, którzy później głosili Zmartwychwstałego Jezusa. Każdy może w sobie odnaleźć powołaną duszę. Może to być apostoł, może to być uczeń, a może to być po prostu dusza, która otrzymuje poprzez inne dusze łaskę nawrócenia i życia z Bogiem.

Każdy z nas otrzymuje jakieś powołanie. Bóg oczekuje, iż na to powołanie damy odpowiedź. Możemy w różny sposób odpowiedzieć. Do tej pory, choć ta odpowiedź wydawało się, że jest, jednak nie była całkowita i nieco kulejemy na tej drodze, którą Bóg nam wyznaczył. Nie wiemy, jak wielkiej zażyłości Bóg oczekuje z naszej strony, jak wielkiego otwarcia się na Jego obecność, jak wielkie zadanie nam przeznaczył, czy będzie to rodzaj życia apostoła, ucznia, czy życie zwykłej duszy; życie wielkiego świętego, czy tego, który w ukryciu dąży do świętości; czy będzie to życie niczym wielcy Patriarchowie – Mojżesz, Abraham, wielcy Prorocy – Izajasz, czy może życie tak małych świętych, że nieznanych w Kościele. Ważne jednak, aby otworzyć przed Bogiem swoje serce i odpowiedzieć na zaproszenie pójścia za Nim, by odpowiedzieć całym sobą, a nie tylko częścią siebie; by nie powracać do swoich spraw, nie mówić Bogu, że wrócisz za chwilę, aż dokończysz coś. Ale pójdź za Nim od razu! Cały! Całym sobą odpowiedz na Jego wezwanie. Bądź cały dla Boga w każdej sytuacji twojego życia, twojej codzienności. I choć realizować będziesz tutaj to ziemskie życie, wykonując te same obowiązki, możesz być cały Boga. We wszystkich sprawach możesz należeć do Boga. Patrząc na swoje obowiązki i różne sytuacje możesz patrzeć przez pryzmat przynależności do Boga, przez pryzmat Jego obecności w twoim życiu, obecności bardzo realnej. To rzeczywistość, która ciebie otacza, w której ty żyjesz, poruszasz się, oddychasz. Zachowujesz się często tak, jakbyś miał dwa środowiska życia: trochę tu, trochę tam. Żyjesz w wodzie, zaczerpniesz powietrza z nad wody, potem znowu pod wodą się chowasz. Ty masz cały odpowiedzieć na Boże zaproszenie do miłości, do życia w zjednoczeniu, abyś szedł równo, szybkim krokiem podążał do Nieba. Abyś w swoim kroczeniu do Nieba nie zawracał nieustannie, nie cofał się, ale parł ciągle naprzód. Potem, gdy zadane zostanie pytanie Bogu o tych sprawiedliwych, aby okazało się, że jest ich bardzo wielu, a pośród nich jesteś również ty.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu, prosząc, by Bóg dał nam odwagę do życia całkowicie oddanego Bogu; nie połowicznie, nie po części, ale całkowicie poświęćmy swoje życie Bogu, oddajmy je w każdej sferze, w każdej najmniejszej cząstce. Niech Bóg oświeci nasze serca, dając zrozumienie, w którym miejscu, w których momentach, w jakich sferach Bogu oddajemy tylko cząstkę, zamiast całego siebie. Prośmy, byśmy odważyli się oddać Bogu wszystko i należeć do Niego w całości.

Modlitwa

Kłaniamy Ci się Jezu do samej ziemi. Witamy Ciebie, naszego Gościa. Zachwycamy się Twoją Obecnością w nas. Nie pojmujemy tej Obecności. Nie potrafimy zgłębić Tajemnicy, jaką jesteś Ty w Eucharystii. Doświadczamy wielkiej niemocy, gdy próbujemy zastanawiać się nad tym, Kim jesteś Panie w tym małym Opłatku. A jednak nasze serca, pobudzone Twoją łaską, przeczuwają wielką głębię, przeczuwają niezwykłość. Nasze serca wiedzą, że to Ty Bóg w tej Hostii przychodzisz do nas. Więc chociaż niezdarnie, to jednak witamy Ciebie w naszych sercach i kłaniamy się Tobie jako naszemu Królowi, naszemu Panu i oddajemy Ci cześć. Pragniemy przyjmować Ciebie jako Króla i kochać Ciebie ogromnie. Doświadczamy od Ciebie niezwykłej miłości i chcemy na nią odpowiedzieć. Czujemy się bardzo słabi, czujemy się nieudolni w naszej modlitwie, w naszym dziękczynieniu. Zdajemy sobie sprawę, iż każde słowo jest niczym wobec Twojej cudownej Obecności. Chcielibyśmy wypowiadać słowa miłości, dziękczynienia, uwielbienia, ale cokolwiek mówimy zdaje się nam tak marne, tak nic nieznaczące. Więc chylimy przed Tobą czoła do ziemi i całym sercem wyznajemy naszą miłość, nasze oddanie i pragnienie, by Cię uwielbić.

Zapraszasz nas Jezu do wspólnej drogi. Mówisz o powołaniu. Otwierasz serce, abyśmy mogli zjednoczyć się z Tobą. Jednak my nie posiadamy w sobie siły, wiary i ufności, aby od razu odpowiedzieć na Twoje zaproszenie, aby całymi sobą oddać się Tobie. Jest w nas to pragnienie, by należeć do Ciebie w całości, by Tobie poświęcić życie, by wszystko czynić dla Ciebie, by odpowiadać całym sercem na Twoje wezwanie. Ale z drugiej strony Jezu bardzo mocno tkwimy jeszcze w tym, co ludzkie, co ziemskie, co tak bardzo jeszcze nas dotyczy tutaj na ziemi. Ukazujesz nam prawdę, ukazujesz nam to, co naprawdę wartościowe, to, co jedynie ma sens. Chcemy iść za Tobą, bo widzimy, że jedynie Twoja miłość jest wieczna. Życie z Tobą naprawdę ma sens i wkraczamy wtedy w wieczność. Dodaj nam swego światła, zrozumienia, dodaj wytrwałości, siły, odwagi, by całkowicie odpowiedzieć na Twoje zaproszenie do zjednoczenia, na Twoje powołanie; by od dzisiaj, od tego momentu iść już całkowicie Twoją drogą, sercem, całym sercem należeć do Ciebie, realizować tylko Twoją wolę. Do tego wszystkiego potrzebujemy Ciebie, Twojej łaski, Twego błogosławieństwa. Więc prosimy, udziel nam je, pokieruj nami, zawładnij nami, poprowadź nas. Prosimy, pobłogosław nas Jezu.

Refleksja

W każdej sprawie, kiedy człowiek realizuje jakieś zadanie. Kiedy zaangażuje się całym sobą, wtedy lepiej może to zadanie wykonać. Również w Bożym powołaniu jest podobnie. Gdy Bóg powołuje, a człowiek odpowiada całym sobą, wtedy może w sposób doskonały wypełniać wolę Bożą. Mamy tego przykłady – Święci. Oni cali oddali się Bogu. Oni całymi sobą przyjęli Boże wezwanie do pójścia za Jezusem. Niejako postawili wszystko na jedną kartę. Pozostawili to, co ziemskie, aby zająć się tym, co Boskie. Nie dzielili swego życia na: trochę dla Boga, trochę dla świata. Oni cali byli dla Boga, dlatego też efekty, jakie osiągnęli są wielkie, są wspaniałe. Teraz świętują w Niebie.

Każdy z nas może doświadczyć niezwykłej radości i satysfakcji z wypełnienia woli Bożej wtedy, gdy zaangażujemy się całym sercem, gdy otworzymy się całym sercem na Boga, gdy odpowiemy całymi sobą, gdy nie będziemy tylko części siebie dawać Bogu, a część pozostawiać dla siebie samego, dla swego życia na ziemi, ale gdy wszystko poświęcimy Bogu, gdy zrozumiemy, że można przeżywać każdy dzień, każdą godzinę z Bogiem i dla Niego, ciesząc się, że można Mu służyć w swojej codzienności, swoimi obowiązkami, swoją pracą. Nie musi to być praca na rzecz Kościoła, na rzecz innych ludzi; nie musi to być takie spektakularne powołanie do życia zakonnego, kapłańskiego. Twój zawód, twoja praca, twoja rodzina, twoje środowisko – to wszystko może należeć do Boga i możesz wykonywać swoje obowiązki na Bożą chwałę.

Życie Matki Boga było bardzo zwyczajnym życiem. Wykonywała swoje zwykłe obowiązki codzienne, domowe. Ale we wszystkich uwielbiała Boga, we wszystkich cieszyła się Jego Obecnością, wszystkie ofiarowała Bogu. My też możemy czynić podobnie. Błogosławię was – W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>