CZCIGODNA SIOSTRA KONSOLATA BETRONE (1903-1946) I JEJ DROGA ŚWIĘTOŚCI

2. POWOŁANIE DO ŚWIĘTOŚCI

Córka Pietro Betrone i Giuseppiny Nirino, piekarzy, Pierina,  urodziła się 6 kwietnia 1903 r., w Saluzzo (Turyn) w licznej rodzinie. W jej dorastaniu nic się nie działo, aż do 13 r. życia, kiedy to idąc na posyłki, usłyszała z serca inwokację: “Boże mój, kocham Cię!”. Zdumiewa ją niezwykłe duchowe wzruszenie: jest to spotkanie z Panem. 8 grudnia 1916 r., w święto Niepokalanego Poczęcia, poświęca się Maryi Dziewicy. Przyjmując Eucharystię, wyraźnie słyszy Boże zaproszenie w słowach: “Czy chcesz cała należeć do Mnie?”. Dotknięta łaską szybko odpowiada: “Jezu, tak”[3]. W 1917 r. rodzina Betrone przeniosła się do Turynu: pośród prób rodzinnych i duchowych Pierina odkryła swoje powołanie do życia konsekrowanego, ale musiała czekać, aż skończy 21 lat. Fundamentalne znaczenie miała możliwość czytania Dziejów duszy św. Teresy z Lisieux[4]. Po trzech nieudanych próbach poświęcenia się Bogu w zgromadzeniach zakonnych życia czynnego, poradziła się swojego spowiednika ks. Accomasso, wstępuje do klasztoru Klarysek Kapucynek w Borgo Po w Turynie. Jednak później napisze w swoich notatkach: “Nic mnie nie pociąga do Kapucynek”, ale 17 kwietnia 1929 r., wstępując do klasztoru, wypełniła wolę Pana[5]. W niej rzeczywiście, oprócz pragnienia pokuty, ujawniły się trzy elementy charakterystyczne dla charyzmatu św. Klary z Asyżu: ubóstwo, życie wspólne, radość. 28 lutego 1930 r., zostały złożone śluby zakonne i Pierina przyjęła imię siostra Maria Konsolata. Imię to jest tym, przez które czczona jest Maryja Dziewica, Patronka Turynu, pocieszycielka strapionych. Dla siostry Konsolaty jest to już wskazanie na specyficzną misję jej istnienia: pocieszać Serce Jezusa i pocieszać serca wszystkich tych, którzy nie są w stanie przyjąć Bożej miłości. Musi stać się w tym „misjonarką do nieskończoności”. Pan wskazuje jej drogę jej powołania: “Nie proszę cię o nic innego poza nieustannym aktem miłości”[6]. Przez kolejne 16 lat życia klauzurowego na tej fundacji będzie jednoczył swoją osobę i istnienie aż do jej consummatum est (wykonało się).

8 kwietnia 1934 r., w II niedzielę wielkanocną, s. Konsolata złożyła śluby wieczyste. W klasztorze pełniła posługi kucharki, furtianki, szewca, a w Moriondo, od 22 lipca 1939 r., także sekretarki i pielęgniarki. Prowadzi pokorne życie codzienne i rygorystyczną wierność obowiązkom klasztornym i wspólnotowym; niezwykłość jej egzystencji polega na relacji między Bogiem a jej kontemplacyjną duszą, w której zamyka cały świat i każde stworzenie potrzebujące pomocy i miłosierdzia. Oświecona przez Pana postanawia, że musi osiągnąć trzy szczyty: szczyt miłości, szczyt cierpienia i szczyt dusz podbitych łaską Bożą. 24 września 1945 r., s. Konsolata wyjątkowo prosi o pół dnia odpoczynku. Matka Opatka sprawdza jej gorączkę: 39° stopni; jak długo to trwa? W czerwcu 1939 r. s. Konsolata napisała: “Kosztuje mnie to umieranie po kawałku”[7].

Do ukrytej choroby i surowości pokutnej dołączyły się niedostatki wojny światowej, kiedy to dosłownie cierpiała głód, choć konieczność tę zamieniła na ascetyczny sposób „bycia głodną” z wielkodusznym ślubowaniem, że poświęci więcej dla dobra bliźniego. Zimą 1944 r. kolor jej twarzy był trupioblady i z posłuszeństwa musiała poddać się badaniu lekarskiemu. Lekarz stwierdza.: “Siostra ta nie ma chorób, ona jest wyniszczona!”[8]. 25 października 1945 r. zdjęcie rentgenowskie wykazuje wyniszczenie w poważnej postaci. 4 listopada s. Konsolata wyjeżdża do sanatorium: pozostanie tam do 3 lipca 1946 r., kiedy to karetka pogotowia zabiera ją z powrotem do klasztoru, wychudzoną do kości. O świcie 18 lipca następuje jej odejście “z celi do Raju”[9], tak jak sobie tego życzyła. 17 kwietnia 1958 r., ciało Sługi Bożej zostało przeniesione z cmentarza Moncalieri do klasztoru Najświętszego Serca w Moriondo. 8 lutego 1995 r. w Turynie został otwarty proces beatyfikacyjny. 23 kwietnia 1999 r., zamknięto proces diecezjalny, a 6 czerwca następnego roku sprawę przeniesiono do Rzymu. 6 kwietnia 2019 r., Kościół ogłosił heroiczność jej cnót: siostra Konsolata jest Czcigodną.

Co to znaczy? Wyjaśnię to prosto i krótko. Kiedy dokumenty sprawy beatyfikacyjnej z diecezji zostają przywiezione do Rzymu, ponieważ w diecezjach został zamknięty proces kanoniczny, teologowie i komisje kościelne w Rzymie sprawdzają wszystko i badają, czy są tam heroiczne cnoty chrześcijańskie. Jeśli analiza historyczno-teologiczna jest pozytywna, cała dokumentacja zostaje wydrukowana w tomie zwanym „Positio” i przedstawiona w konsystorzu do podpisu papieża. Kiedy Kościół Święty tym aktem uznaje cnoty heroiczne, nasze „ludzkie” zadanie badania historyczno-teologicznego zostaje zakończone. Osoba, która ma być beatyfikowana, zostaje uznana za „czcigodną”, tzn. taką, którą możemy czcić. Aby beatyfikacja mogła się odbyć, musi interweniować Bóg, czyli musi nastąpić cud, który specjalna komisja lekarska musi zbadać, aby orzec, czy jest on taki, to znaczy fakt, którego nie da się wyjaśnić naukowo, a który wydarzył się po modlitwie do tej osoby.

Jeśli Kościół to zaakceptuje, osoba zostaje ogłoszona „błogosławioną”. Do kanonizacji wymagany jest jeszcze kolejny cud. Papież Benedykt XVI napisał: „Zgodnie z zasadami Kościoła, świętość ocenia się na podstawie dwóch kryteriów: heroicznych cnót i cudu. Te dwa kryteria są ze sobą ściśle powiązane. Pojęcie «heroiczności cnót» nie oznacza olimpijskiego sukcesu, ale fakt, że to, co jest widoczne w osobie i przez nią, nie ma źródła w samym człowieku, ale jest tym, co ujawnia działanie Boga wewnątrz przez niego… Chodzi o to, by człowiek pozwolił Bogu działać w sobie i w ten sposób sprawił, że działanie i moc Boża będzie przez niego widoczna. To samo odnosi się do cudu. Tu również nie chodzi o coś sensacyjnego, ale o to, że uzdrawiająca dobroć Boga staje się widoczna w sposób przekraczający ludzkie możliwości. Święty to osoba otwarta na Boga, przeniknięta przez Boga. Święty to osoba otwarta na Boga, przeniknięta Bogiem. Święty to ten, który nie skupia uwagi na sobie, ale sprawia, że widzimy i rozpoznajemy Boga. Celem procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jest właśnie zbadanie go w miarę możliwości zgodnie z normami prawa”[10].

Oto wyjaśnienie znaczenia tego, co rozpoznaje się w pokornej kapucynce z Piemontu. Czytając jej pisma, notatki i listy, jest się pod wrażeniem „niezwykłości” ukrytej ofiary jej istnienia, której celem było zdobycie trzech szczytów: miłości, cierpienia i dusz. Sam Ojciec Lorenzo Sales nie ukrywał swojego zdumienia, że musiał twardą ręką doprowadzić tak wielką ofiarę do końca w tej duszyczce, idąc za wolą Bożą, dla której ziarno pszenicy musiało obumrzeć, aby wydać obfity owoc (por. J12,24) ogromnego dzieła zbawczego poprzez Małą Drogę Miłości z nieustannym Aktem Miłości i małymi dziećmi. W liście z 1944 r., po stwierdzeniu, że taka jest wola Jezusa, która się jej objawiła, on pisze: “Wszystko, również żarliwość, musi być teraz unicestwione, musi obumrzeć pod ziemią jak ziarenko pszenicy, aby w swoim czasie mogło kiedyś wyrazić się urbi et orbi. Zatem pozwól mi, że będę trochę surowy (zawsze taki byłem!) i że nie poluzuję cugli nawet w tych ostatnich Twoich miesiącach czy latach. Przykro mi, że zadaję Ci cierpienie, ale Ty znasz Boże pouczenia o kierownictwie, że nie są one ku pokrzepieniu serca”[11]. I znowu, miesiąc później w innym przesłaniu mówi jeszcze wyraźniej: “Co do Twojego zdrowia? Wydaje mi się, że musisz tylko trzymać się norm danych Ci przez Jezusa, kiedy czułaś się jeszcze dobrze […] Oczywiście, gdybyś słuchała mojego serca, nie odpowiedziałbym Ci w ten sposób, ponieważ cierpię z tego powodu; ale ja także muszę czynić tak, jak Jezus (ponieważ Jezus jest w Ojcu): nie patrz na siebie, na swoje obecne cierpienia, ale na Twoją przyszłość i zbawienie wielu dusz. Oto dlatego – również w kwestii tego, co dotyczy rzeczywistości ducha – jestem tak surowy… okrutny… tyran! Cóż poradzić? Nie myśl, że jestem niewrażliwy […]Tylko tak bowiem może zrealizować swoją misję”[12]. Byłby to materiał na traktat o kierownictwie duchowym. I wreszcie w biografii córki duchowej Ojciec Sales mówi nawet, że “odczuwał niemal wyrzuty sumienia z powodu tego, iż zbyt surowo postępował wobec niej, i powiedział jej o tym”[13].

Siostry kapucynki z Moriondo, w świadectwie dotyczącym ostatnich chwil ziemskiego życia siostry Konsolaty, na marginesie historii napisanej i przekazanej Ojcu Salesowi, piszą: “Jest rzeczywiście prawdą, że na łożu śmierci zbiera się to, co się siało za życia. Droga współsiostra siała heroizm i teraz zbierała heroizm – w miłości i w cierpieniu”[14]. Dlatego, aby krótko ocenić pierwszy punkt dotyczący „heroiczności cnót” wskazany przez papieża Benedykta – „to, co jest widoczne w osobie i przez nią, nie ma źródła w samym człowieku” – uważa się za wystarczające, aby przejść do świadectw z ostatniego odcinka ziemskiego czasu Konsolaty Betrone.

Od 16 listopada 1945 r., siostra Konsolata przebywała w sanatorium „San Luigi”, wśród nieuleczalnie chorych. Ojciec Lorenzo Sales pospieszył, by ją odwiedzić. W ciągu dziesięciu lat kierownictwa duchowego bardzo niewiele razy widział swoją kuzynkę za klasztorną kratą. W prostocie swojego zwykłego stylu narracji, pozwala, aby wszystkie jego wrażenia znalazły swój upust tutaj, podczas jednego z ich ostatnich spotkań. Mówi w trzeciej osobie: “[…] a teraz zobaczył ją ponownie na tym łóżku szpitalnym, ale jakże odmienioną! Jakiegoż zniszczenia dokonała już choroba w tym biednym ciele”[15]. Pamiętał ją jako kobietę wysokiego wzrostu, jedną z najsilniejszych i najbardziej aktywnych we Wspólnocie[16]. Obserwując ją w tym momencie z paciorkami różańca w ręku, które przesuwała, aby utrzymać się w nieustannym akcie miłości, zauważa: “Natomiast tego, jak w takim stanie – gorączka, która ją trawiła, kaszel, który całą ją wstrząsał, bolejące serce, bez żadnego wsparcia ani z Nieba, ani z ziemi – wytrwała w nieutraceniu ani jednego aktu miłości dziewiczej przez cały dzień i przez większą część nocy, nie da się wyjaśnić inaczej niż bardzo szczególną łaską otrzymaną od Boga”[17]. Ostatnie wyrażenie ujawnia ukryte „źródło” tak wielkiej wierności, źródło, które nie pochodzi od stworzenia, ale od Tego, który może w niej żyć, ponieważ ona zrezygnowała z „ja” na rzecz prymatu Boga w sobie.

W innym miejscu biografii Ojciec Sales wspomina o zdumieniu, jakie wzbudzało w nim niezawodne posłuszeństwo jego duchowej córki. Musiała, co prawda, pisać dzienniki i sprawozdania miesięczne, ale miała też zadanie pisania listów w imieniu opatki, a wszystko to poświęcając godziny odpoczynku i zmagając się z ogromnym zmęczeniem, którego nigdy nie było widać na jej twarzy, ale które musiało być nie do zniesienia wieczorami. Uświadomił to sobie, zastanawiając się po jej śmierci: “Nie wiemy, jak się jej udawało wytrzymać jeszcze za biurkiem w pewne surowe noce zimowe w lodowatej celi, po dniu wyczerpującej pracy i z tym chorym sercem. Ojcu, który pewnego dnia podczas ostatniej choroby zapytał ją o to, odpowiedziała jedynie uśmiechem”[18]. Taki jest styl osoby świętej: „wyrzeczenie się własnej wielkości”, aby tylko „uczynić widocznym przez siebie działanie i moc Boga”. W małych rzeczach jest wierność wielkim (por. Mt 25, 21). Tylko świadomość prawdy o własnej tożsamości czyni taką pokorę autentyczną.

Wypowiedź siostry Konsolaty w liście do Ojca Salesa obficie świadczy o tym, co zostało powiedziane. Tekst jest cenny, ponieważ nie pojawia się w epistolariach jako pozostałość po liście z 13 lutego 1944 r., który zachował się pozbawiony początkowej części, ani po innym liście, który Ojciec Sales postanowił zniszczyć. Fragment ten cytuje w biografii Konsolaty Betrone: “Ojciec chciał przeprosić mnie, pożałowania godny proch z ulicy, za to, że – jak mówi – był wobec mnie trochę surowy. Ach, Ojcze, gdyby tak nie było, serce Konsolaty nie żeglowałoby spokojnie w stronę wiecznego brzegu. Właśnie taka była opatrznościowa metoda, której Pan użył, aby Konsolata nie przestawała należeć wyłącznie do Niego. Biada mi, gdyby tak nie było! Moje serce kochałoby po ludzku, a wówczas któż może zmierzyć szkody, jakie by z tego wynikły? Tymczasem Jezus czynił wszystko dobrze”[19]. Przypuszcza się, że list ojca duchowego, do którego nawiązuje siostra Konsolata, nie jest tym, który skierował do niej 2 lutego 1944 r., w którym mówi m.in.: “Choć prawdą jest, że nie żałowałem napisania do Ciebie tamtego listu, to jednak przepraszam Cię, że byłem bardzo surowy względem Ciebie. Ale Ty już przecież mnie znasz, a poza tym wiesz, że nie [zrobiłem tego] w innym celu, jak tylko dla ocalenia dzieła, które Cię kosztowało i kosztuje więcej niż wszystkich, wręcz kosztowało Cię całe życie i samo życie. Chcesz kary? Niech będzie taka: spal (jeśli jeszcze tego nie uczyniłaś) rzeczony list i zapomnij o nim”[20].

Taka jest pokora świętych, ludzi „otwartych na Boga, przenikniętych Bogiem”, którzy nie skupiają „swojej uwagi na sobie”, ale sprawiają, że „widzimy i rozpoznajemy Boga” dzięki księdze ich życia, która przekształca się, zawsze i w jakikolwiek sposób realizuje się i spełnia oryginalność ich powołania, w jeden nieustanny akt miłości do Tego, którego kochają ich serca, i do tych, którzy są w nim ujęci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>