Ewangelia według św. Łukasza

20. Wezwanie do nawrócenia (Łk 3,7-9)

Mówił więc do tłumów, które wychodziły, żeby przyjąć chrzest od niego: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc owoce godne nawrócenia; i nie próbujcie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte  i w ogień wrzucone».

Komentarz: „Nie próbujcie sobie mówić: ”Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. Te słowa – jakże mocne i budzące w sercu niepokój – uczynimy dzisiaj mottem rozważań. Bóg zawsze przemawiał do nas łagodnie i z miłością, a naraz – słowa mocne, ostre, ostrzegające. Czy aby na pewno skierowane są do nas? Tak. Właśnie do nas, dusz najmniejszych, Bóg mówi to, co wcześniej wypowiedział Jan do tłumów, do faryzeuszów, saduceuszów, do uczonych w Piśmie. Nie okazujmy zdziwienia. Dusze maleńkie – jak sama nazwa mówi – są maleńkie, bo mają mnóstwo słabości, ale one są niejako naszym atutem przed Bogiem, bo dzieci traktuje się ulgowo. Z drugiej strony, jako dusze umiłowane jesteśmy powołani do większej gorliwości, do pracy nad sobą i kroczenia drogą świętości. Bóg obdarza nas wielością łask, ale mając wobec nas pewne plany, oczekuje pełniejszego zaangażowania w życie z Nim. On, pragnąc dla nas nieba, chce tam nas zaprowadzić. Pragnie również, posługując się nami, pociągnąć ku sobie inne dusze. Zna nasze słabości. Wszystkie. Wie, że choćby zapał był największy, z czasem maleje, a nawet zupełnie zanika. Wie również, iż mamy serca pełne pragnień, postanowień, ale trudy dnia, szara codzienność bardzo szybko nas zniechęcają do ciągłego jednoczenia się z Bogiem i trwania w akcie miłości.

Słabości, pycha, miłość własna, egoizm, próżność – one wszystkie sprawiają, że stajemy się niczym faryzeusze, którzy byli bardzo pewni siebie. Mocno zadufani w sobie, uważali, że są wierzącymi, że spełniają dobre uczynki, modlą się dużo, uczestniczą w różnych uroczystościach, a więc Bóg wyróżnia ich. Nic bardziej błędnego. Zauważmy, jaki jest ich, ale i nasz sposób myślenia. Wydaje nam się, że zaskarbiamy sobie łaski ilością odmówionych modlitw, uczestnictwem na przykład w Wieczernikach, spełnianiem dobrych uczynków. A gdzie miejsce na miłość? Bóg rozdaje łaski darmo. Łaska jest darem, a nie zarobkiem, ale Pan oczekuje, że odpowiemy na nią miłością. Nie wymaga od nas od razu wiary przenoszącej góry, apostolstwa na miarę świętego Pawła, świętości iście Janowej. Bóg pragnie miłości. Obdarza łaskami i czeka na odpowiedź z naszej strony, ale nie na zapłatę – to byłaby wręcz obraza dla Niego. Nie jesteśmy pracownikami Boga, by musieć w zamian za łaski odpracować pańszczyznę. Pan pragnie tylko miłości. A jak my odpowiadamy? Po iluś dniach skupienia, po kilku Wieczernikach mamy poczucie zadowolenia, bo już zasłużyliśmy na to, co otrzymuje wspólnota. Uważamy, że jesteśmy w porządku, gdy co miesiąc uczestniczymy w spotkaniach formacyjnych. Staramy się trwać w akcie miłości, odczuwamy błogi stan na modlitwie, jednoczymy się w podanych godzinach z innymi duszami najmniejszymi i uważamy, że Pan Bóg na pewno jest z nas zadowolony. Ale gdzie miłość? Nawet jeśli wszystko zaczęło się od miłości, sprawdźmy, czy jej po drodze nie zgubiliśmy. Zbadajmy, czy w nasze serce nie wkradło się to faryzejskie poczucie wypełniania swoich obowiązków i bycia w porządku wobec nakazów Prawa. Czy nie ma wywyższania się nad innymi, którzy nie czynią jak my, a więc są „niższej kategorii”? To mocne słowa, jednak Bóg pragnie już na samym początku ukrócić faryzeizm, który rodzi się w naszych sercach. Nie jesteśmy od tego wolni. A poczucie bycia lepszymi również i nas dopada. Dlatego Pan jeszcze raz nas prosi, abyśmy powrócili do miłości.

Teraz jest na to szczególny czas. Bóg złożył w nasze serca Dziecię Jezus – dar niepojęty! Cudowny! Dar nad dary! Postarajmy się nie myśleć o „obowiązkowych” modlitwach, ale po prostu z wielkiej miłości do maleńkiego Dziecięcia wyznawać Mu tę miłość jak najczęściej i adorować Go w swoim sercu. Prośmy Matkę Najświętszą, by czyniła to nieustannie w nas, aby Jezus czuł się jak najlepiej. Niech Ona tuli Go w naszym sercu. Niech przemawia do Niego najczulej – jak tylko Ona potrafi. Niech śpiewa Mu kołysanki. Uznajmy wobec Matki, że nie potrafimy tego tak czynić jak Ona i ustąpmy Jej miejsca w swoim wnętrzu. Poprośmy również Anioła Stróża, by trwał w akcie miłości za nas, gdy my tego czynić nie będziemy z różnych powodów. I w naszych sercach trwać będzie nieustanna modlitwa, ciągła adoracja maleńkiego Jezusa – nie jako nasza zasługa, ale zasługa Nieba. My tylko kochajmy. Czyńmy wszystko z miłości, aby nigdy nie wkradało się w serce poczucie wypełnienia swoich obowiązków wobec Prawa. Abyśmy kiedyś nie usłyszeli, „że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. Pan powołuje każdego. Każdego obdarza miłością i daje łaskę nawrócenia. I może okazać się, że ci, z którymi się porównywałeś, czując swoją wyższość, z kamieni stali się płonącymi pochodniami Pana, płomieniami miłości, duszami rozpalonymi miłością, żertwami wyniszczającymi się dla Boga. Ty zaś zamieniłeś się w kamień.

Mocnymi słowami dzisiaj przemawia do nas Bóg. Czyni to dla ostrzeżenia, by ustrzec nas przed taką sytuacją. On widzi w sercach wielu zalążki tej postawy, dostrzega naszą słabość. Słowa Boga płyną z Serca. Podyktowane miłością, mają przypomnieć nam o pierwszym i najważniejszym przykazaniu – przykazaniu miłości. Bóg pragnie, abyśmy ponownie zwrócili się ku miłości. Chce odświeżyć naszą relację do Niego, Boga miłości, abyśmy nigdy nie zapomnieli, kim On jest. I prowadzi nas drogą prostą, czuwając nad tym, abyśmy z niej nie zboczyli.

Bóg kocha nas miłością nieskończoną. Patrzy prawdziwie jak na małe dzieci, ale dzieci, aby mogły stawać się dobrymi, pożytecznymi, dojrzałymi członkami społeczeństwa, muszą być wychowywane według odpowiednich zasad i reguł. Bożą regułą jest miłość. Według niej nas prowadzi, o niej ciągle mówi, do niej nawiązuje. Jej wymaga, jeśli ktoś chce pójść za Nim. Miłość więc ma być naszym drogowskazem. Miłość ma być pokarmem, oddechem, myślą, słowem, doznaniem. Dla niej mamy się spalać i wyniszczać. Dla niej znosić upokorzenia i cierpienia. Wobec niej stawać w prawdzie. Jeśli ona stanie się najważniejsza w naszym życiu, wszystko inne też znajdzie odpowiednie w nim miejsce.

Niech Bóg błogosławi nas. Prośmy Ducha Świętego, aby dał nam zrozumienie tego fragmentu Ewangelii, by poprowadził nas swoją drogą miłości.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>