21. Modlitwa (Mt 6,5-8)
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.
Komentarz: Fragment ten przedstawia relację Boga do duszy. Mówi o bliskości. Bo czyż nie jest oznaką bliskości fakt, że ktoś, zanim wypowiesz słowo, zna je?
Przyjrzyjmy się temu fragmentowi. Co Jezus mówi na temat modlitwy? Prosi o to, byś ty, duszo umiłowana, wejrzała w głąb siebie. Nie dojdzie do spotkania, nie będzie rozmowy, jeśli ty najpierw, zamykając oczy i uszy, nie zanurzysz się w swoim jestestwie. Dlatego Jezus mówi, abyś wszedł do swej izdebki. Twoja dusza jest tą izdebką. Wchodząc, zamknij za sobą drzwi i okna zmysłów ciała. Zapomnij o świecie. Odsuń na bok wszystko, co mogłoby zagłuszyć rozmowę z Bogiem. I rozpocznij modlitwę. Początkowo będzie się ona wydawała monologiem. Ale nie zrażaj się. Bóg zamieszkuje twoje serce, ukrywa się w twojej duszy.
Czasem określenie „ukrywa się” jest najodpowiedniejszym. Bowiem dusze dążące do doskonałości odnoszą wrażenie, iż Bóg, który tak zapewniał o swojej obecności, zdaje się milczeć, jakby nie słyszał. Ale nie martwmy się. Bóg jest. Dusza – to miejsce Jego przebywania. A w niej, jak w prawdziwym mieszkaniu, pomieszczeń jest wiele. Musisz sprawdzić, które z nich upodobał sobie Bóg. Czy jest to pokój pokory i uległości, czy może komnata miłości. A może – łagodności i cierpliwości.
Bóg wybiera sobie szczególnie jedno miejsce, przypominające Mu któryś z Boskich przymiotów, cnót tak umiłowanych w Maryi. I zamieszkuje szczególnie tę część duszy, oczekując, aż ty dotrzesz do Niego. Ale nie obawiaj się. Bóg daje swoje sygnały. Kieruje tobą tak, iż ty, nie będąc nawet świadomym tego, dajesz się prowadzić w głąb tego cudownego mieszkania, jakim jest dusza i podążasz za głosem Boga do zamieszkałej przez Niego komnaty. A tam możecie wspólnie rozkoszować się wzajemną obecnością. Wtedy nie potrzeba wiele. Wystarczy być i kochać. Słowa są zbędne. Bowiem dusza kocha Boga, Bóg kocha ją. I to wystarczy.
Niekiedy dusze, nie potrafiąc wytrwać na modlitwie w ciszy, zaczynają mówić. Mówią dużo, ale w ten sposób znika im sprzed oczu Ten, do którego mówią. Starają się dobierać słowa, wzorują się na przykładach świętych. Wydaje im się, że im więcej powiedzą, im dłużej to potrwa, tym lepsza będzie ich modlitwa. I w sercu powstaje poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A wówczas powoli znika miłość. Tam, gdzie czynimy coś z przymusu, nie ma miejsca na miłość. Podobnie, jeśli dążymy do tego, by się komuś pokazać. Za każdym razem, gdy klękamy do modlitwy, by spełnić wcześniejsze zobowiązanie, lub gdy czynimy to z niechęcią i w pośpiechu odklepujemy różne formułki, źle czynimy. Gdy tak postępujemy, nie wchodzimy do mieszkania duszy i nie szukamy Boga. Nie dochodzi do spotkania z Nim samym, lecz z poczuciem obowiązku, z samozadowoleniem, własną pychą lub niechęcią.
Aby nastąpiło prawdziwe spotkanie dwóch osób, ich serc, potrzeba miłości, otwartości i pokory. Nie wielomówstwa, lecz milczenia; nie poczucia obowiązku, a pragnienia, tęsknoty. Nie może tu być pośpiechu, ale cierpliwe oczekiwanie. Nie trzeba formułek, tylko czułości płynącej z serca. Dopiero wtedy, gdy odrzucimy poczucie zadowolenia z siebie; z tego, że spełniliśmy jakiś obowiązek, wypełniliśmy zobowiązanie, i zapragniemy spotkać Boga, szukając Go w pokorze, cierpliwie czekając – dopiero wtedy dajemy sobie i Jezusowi szansę na spotkanie. Ale to dopiero szansa.
Czas i miejsce spotkania wyznacza Bóg. My jedynie mamy wyrazić wielkie pragnienie. Otwórzmy serca, wyznajmy swoją słabość i wyraźmy tęsknotę za Nim. A potem czekajmy, wielbiąc, dziękując, prosząc. Może serce poczuje, że mamy uciszyć myśli, uspokoić umysł i pozwolić, by ono po prostu kochało. Wiedzmy, że Bóg nie przychodzi w hałasie czczej paplaniny. On pojawia się w pełni pokoju. Przychodzi tam, gdzie jest pragnienie. Chce gościć w miejscu, w którym jest oczekiwany z niecierpliwością, w którym zastanie miłość, gdzie słowa nie są puste, a pokorne, uniżone serce schyla się aż do ziemi i oczekuje wszelkiej łaski od Niego. Bóg przychodzi, gdy dusza uznaje swoją nicość i Jego wszechmoc. Wówczas otwiera drzwi komnaty i wychodzi nam naprzeciw. Rozwiera ramiona i zaprasza do siebie. Tuli do Serca i szepce słowa miłości, daje pokój i napawa nadzieją. Tam dochodzi do prawdziwego spotkania duszy z Bogiem. I choć nie zawsze płyną słowa, czasem jest ich naprawdę niewiele, to spotkanie serc daje dużo więcej niż tysiąc rozmów przeprowadzanych godzinami. Wystarczy wtedy nawet chwila, by to spotkanie zaowocowało, by dusza odrodziła się w miłości, została przemieniona i uświęcona. Nie potrzeba godzin, by odbyło się spotkanie. Ale trzeba serca otwartego, miłującego, spragnionego i tęskniącego. Wszystko inne będzie nam dodane.
Przyjmijmy błogosławieństwo Boga Miłości, który pragnie spotykać się z każdą duszą, z każdym sercem i dokonywać w nich radykalnych przemian. Niech Bóg błogosławi nas swym pokojem, dającym ufność i nadzieję. Niech obdarzy miłością, niosącą radość i poczucie bezpieczeństwa. Niech błogosławi nas słowem Boga, które przychodzi do serc, gdy prawdziwie je otwieramy. Niech błogosławi nas na czas spotkania.