24. Przypowieść o lampie (Mk 4,21-23)
Mówił im dalej: «Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»
Komentarz: Przyjmijmy słowa Jezusa jako skierowane dzisiaj konkretnie do nas – do naszej wspólnoty. Otwórzmy serca na ten fragment i rozważanie.
Jezus przygotowuje nas do apostolstwa. Powołanie to nie jest niczym nowym w Jego Kościele. Prawdą jest, iż każdy wierzący wezwany jest do głoszenia Dobrej Nowiny. Jednak zanikła gdzieś pamięć o tym. Dzisiaj wierni kojarzą sobie apostolstwo jedynie z kapłaństwem czy też życiem zakonnym, ewentualnie z misjami, do których Bóg powołuje również świeckich. Pojmowanie to ma wypaczony charakter. Postaramy się więc nieco je naprostować i rozjaśnić nasze umysły.
Apostolstwo jest świadczeniem o Bogu pełnym miłości i miłosierdzia. Dawać to świadectwo można słowem, czynem i modlitwą. Każdy chrześcijanin powołany jest do tego. Jaka bowiem jest wiara kogoś, kto twierdzi, iż wierzy, a boi się lub wstydzi mówić o Bogu? Jak wierzy człowiek, który nie kieruje się zasadami wiary, przykazaniami Bożymi; nie żyje nimi i nie realizuje ich w swoim życiu? Wielu z nas niejako ukrywa się ze swoją wiarą przed innymi ludźmi, nawet bliskimi.
Otrzymujemy jako wspólnota bardzo wiele. Jesteśmy prowadzeni krok po kroku. Bóg poucza nas i powoli kształtuje nasze dusze. Opiekuje się nami niczym ogrodnik swoimi roślinami. Podlewa łaską, ogrzewa słońcem miłości, chroni przed wiatrem złego. Dokarmia swoim słowem i ciałem. Dba o nasz rozwój i wzrost. Widzi każdy kolejny pęd i pączek w rozwoju duszy. Wyrywa chwasty, które mogłyby zagłuszyć nasze życie wiarą. Jesteśmy kwiatami w Jego ogrodzie. Różne są gatunki, odmiany; różne wielkości, kolory i kształty. Ale każdy jest piękny i jedyny w swoim rodzaju. Do każdego przylatują owady i karmią się nektarem oraz pyłkiem. Pod liśćmi znajdują cień przeróżne stworzenia, wśród korzeni mają swoje domki. Każda roślina spełnia jakieś zadanie w przyrodzie. Brak jednego gatunku zakłóca harmonię i porządek. Pociąga za sobą nawet śmierć innych – od niej zależnych. Potrzebne jest więc i to co małe, niepozorne, i to co duże, i silne. Wszystko służy dobru ogólnemu. Tak właśnie jest w Kościele. Różne są dary i łaski, różne stopnie świętości, które osiągamy. Jednak każda dusza potrzebna jest do tego, by prawidłowo rozwijało się i kształtowało Mistyczne Ciało Chrystusa. Niedomaganie jednej części, pociąga za sobą nieprawidłowy, skrzywiony, inny niż zaplanował Bóg rozwój pozostałych członków. Stąd płynie dla każdego pouczenie o odpowiedzialności za cały Kościół. Dusza bowiem nie należy sama do siebie i nie żyje w próżni. Jej życie ma wpływ na jakość Kościoła.
W dzisiejszych rozważaniach, pragniemy zwrócić uwagę na jeden z aspektów życia dusz w Kościele – właśnie świadectwo wiary, apostolstwo. Jak już wspomnieliśmy, otrzymujemy bardzo wiele, jednak nie tylko dla siebie. Miłość Boża, którą jesteśmy obdarowywani, ma to do siebie, iż rozrasta się w miarę dzielenia się nią. Jeśli nie świadczy się o niej, niejako maleje, kurczy się, by w pewnym momencie zaniknąć. Gdy zapaloną świeczkę przykryjemy kloszem, bardzo szybko gaśnie; by płonąć i móc się spalać, potrzebuje powietrza. Jeżeli człowieka zamknięto by w małym, szczelnym pomieszczeniu, po krótkim czasie z powodu braku tlenu udusiłby się. Miłość, by płonąć, potrzebuje otwarcia się duszy z jednej strony na łaskę, z drugiej – na inne dusze. Zamknięta dusi się i zamiera.
To niezmiernie ważna dla nas prawda. Jesteśmy bowiem wspólnotą, której charyzmatem jest niesienie światu orędzia o Bożej miłości miłosiernej. Byśmy mogli pełnić swoje powołanie, otrzymujemy od Boga w darze właśnie tę miłość. Ona niczym światło rozświetla nasze dusze, tak jak słońce daje nam wzrost. Jednak obdarowywani jesteśmy po to, by ją ukazywać, dawać innym. Tak jak światła nie chowa się pod korcem lub łóżkiem, ale stawia na świeczniku, tak miłość Boża, która rozświetla mroki ciemności, ma być widoczna.
Zamiary Boga wobec nas są wielkie, plany ogromne. Gdyby Jezus powołując apostołów zapowiedział, do czego konkretnie ich wybiera, jeśli wyjawiłby im ich przyszłość i męczeńską śmierć, czy poszliby za Nim? Jak potraktowaliby to wezwanie? Część z nich na pewno wystraszyłaby się przyszłości, inni być może po prostu by nie uwierzyli w te zapowiedzi. Powołując jakieś dusze do szczególnego zadania, Bóg objawia im tyle, by mogły zrozumieć i przyjąć, będąc na danym poziomie rozwoju swojej duszy. W miarę wzrostu Pan daje szersze poznanie. Zawsze dostosowuje je do możliwości przyjęcia. To tak jak z dziećmi uczącymi się na przykład matematyki. Muszą zacząć naukę od poznania pojęcia liczby i jej różnych aspektów. Nie zrozumiałyby od razu rachunku prawdopodobieństwa. Niektórzy do końca życia nie potrafią pojąć tego zagadnienia. Podobnie dzieje się w rozwoju duszy. Bóg pomaga jej, poucza, dostosowując swoją naukę do jej możliwości odbioru i przyswajania. Nam daje teraz dużo. Jesteśmy na etapie intensywnej nauki. Jednak wiedzmy, że dostajemy darmo i nie zapominajmy – nie dla siebie, ale by się tym dzielić. Darmo dostaliśmy, darmo dawajmy. Nie chowajmy daru pod korcem. Stawiajmy wysoko na świeczniku. Stańmy się świadkami Bożego światła. Głośmy światu orędzie miłości. Mówmy o wielkim Bożym miłosierdziu. Nie czyńmy jednak niczego siłą, ale zawsze z miłością. Ważne jest wyczucie czasu i miejsca; wzgląd na uczucia, wrażliwość i potrzeby innych.
Bycie świadkiem nie musi oznaczać koniecznie pouczania słowem. Często najlepszą nauką jest własny przykład, życie miłością – pełne pokory, cichości, łagodności, poddania Bożej woli. Wtedy Jego miłość objawiać się będzie w naszych zwykłych obowiązkach, które wykonywać będziemy ze świadomością przyjmowania krzyża codzienności z radością i ochotą; w relacjach z bliskimi, gdy odczytywać będziemy ich życzenia, a nie realizować własne. Nie narzucajmy się więc z pouczeniami, ale poprzez zapieranie się siebie, zapomnienie o sobie, służmy z miłością tym, którzy tak jak i my potrzebują nawrócenia. Nie zapominajmy, że jesteśmy takimi samymi grzesznikami, jak ci, do których nas Bóg posyła. Potrzeba wielkiej pokory, świadomości własnej nicości i ciągłego uniżania się. Idąc do ludzi, nie nastawiajmy się, że będziemy ich pouczać. Pragnijmy służyć Bogu. Poprzez realizację powołania nawracajmy wciąż samych siebie i starajmy się kroczyć ku świętości. Najważniejsza jest miłość. Miłość, miłość i jeszcze raz miłość! Właściwe rozumienie tego, to podstawa w apostolstwie.
Nieśmy więc światu orędzie o Bożej miłości i miłosierdziu. Głośmy je na placach i ulicach. Ale czyńmy to swoim pokornym dążeniem do stawania się jako nasz Mistrz – Jezus Chrystus; ciągłym przemienianiem się w Jego miłość. W każdej sytuacji miejmy odwagę śmiało i stanowczo opowiedzieć się za Jezusem. Bo kto przyzna się do Niego, do tego i On przyzna się przed Ojcem. Bądźmy światłem Boga stawianym wysoko po to, by oświetlało drogę do Niego, wskazywało właściwy kierunek. Stańmy się świadectwem o Jego niepojętej miłości rozlewającej się na świat, w sposób szczególny w tych czasach.
Niech Bóg błogosławi nas na czas rozważań. Niech prowadzi nas Duch Święty.