25. Przypowieść o mierze (Mk 4,24-25)
I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma».
Komentarz: Przypowieść ta jest dosyć trudna do pojęcia i przyjęcia według ludzkiego sposobu rozumienia sprawiedliwości. Zatem razem rozważmy ją. Poprośmy Ducha Świętego, by poprowadził nasze serca.
„Uważajcie na to, czego słuchacie”. Zatrzymajmy się dłużej nad tym zdaniem. Naszą wspólnotę prowadzi Duch Święty. Otrzymujemy wskazania i pouczenia. Mamy jasno określaną drogę rozwoju. Darem nieba jest kapłan, który czuwa, aby wszystko zgodne było z nauką Kościoła, byśmy wzrastali w nim, przyczyniając się i do jego rozwoju. Spotkania formacyjne ubogacone są obecnością Matki Bożej i Jej przewodnictwem. Niebo zlewa na nas ogromną obfitość łask. Obdarzani jesteśmy naprawdę bardzo hojnie. A jednak nadal w wielu sercach panuje opieszałość. Wciąż widać niepewność, wątpliwości. Bóg prowadzi nas, tak jak matka swoje małe dzieci – za rękę, krok po kroczku. Nie są to stumilowe kroki wielkoluda. Dostosowane są do nas – najmniejszych. Bóg, wybiera dla nas drogę prostą, lżejszą. Dziecko nie wejdzie na Mount Everest. Ale Kasprowy Wierch, na który można wjechać kolejką linową, jest osiągalny. Trzeba jednak wejść do wagonika, wcześniej kupić bilet, a przede wszystkim uwierzyć, że w ten sposób dostaniemy się na szczyt. Na naszej drodze mamy wszystko podane, wyjaśnione, zapowiedziane. Ale stale wątpimy. Tak jak byśmy wahali się, czy wejść do kolejki.
„Uważajcie na to, czego słuchacie”. Pomijamy dzisiaj kwestię słuchania rzeczy nieodpowiednich. Poruszymy natomiast fakt naszego wsłuchiwania się w słowa Boże. Poprzez kierowane do nas wskazania otrzymujemy bardzo dużo. Jednak czy należycie słuchamy? Czy dociera do nas to, co mówi Bóg? A może słyszymy tylko tyle, ile chcemy? Sam Bóg, pragnie dzisiaj uczulić nas na to, czym nas obdarza. Każde pouczenie jest ważne. Przyjmowanie tylko pewnej części sprawia, że ubożejemy. Pan chce ubogacić nas w pełni; jak najlepiej przygotować na nadchodzące czasy. Pragnie wypełnić nas swoją miłością.
Bóg oczekuje naszej dogłębnej przemiany, byśmy mogli rozpocząć nowy etap w dziejach Kościoła i całej ludzkości. Nie wystarczy tu zmiana połowiczna. Musimy przejść przemianę całkowitą, „narodzić się na nowo”. Aby to się dokonało, trzeba przyjmować każde słowo pouczenia samego Boga i do niego się stosować, a przynajmniej wykazać chęć i starać się.
„Uważajcie na to, czego słuchacie”. Bądźmy otwarci na wszystko, nie tylko na to, co nam odpowiada. Przyjmujmy co dostajemy, tak jak czynią to dzieci. Reszty Bóg sam dokona. On wie, że jesteśmy mali i słabi. Otrzymujemy od Ojca dziedzictwo. Ono świadczyć będzie o tym, kim jesteśmy. Czymże dziecię króla napotkane w drodze udowodni sługom, że jest królewiczem? Znakiem królewskim – pierścieniem swego ojca. I choć nie będzie miał korony, ubrany będzie licho, to znak na palcu zaświadczy o nim i zapewni mu godne traktowanie. Przyodzieją go w szaty najlepsze, przystroją w drogocenne klejnoty, podadzą wykwintne potrawy, a potem zaprowadzą do ojca.
Naszym pierścieniem stanie się właśnie to, co przyjmiemy do serc; dusze bogate w Boże słowo. I chociaż pozostaniemy słabi i nędzni, aniołowie potraktują nas prawdziwie po królewsku. Ujrzą bowiem namaszczenie samego Boga, zobaczą serca pełne Jego miłości, okryte miłosierdziem. Podadzą to, czego brakować nam będzie i poprowadzą do Boga. „Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”. Czymże więc wykażą się przed sługami Pana ci, którzy ociągają się z przyjmowaniem Jego słowa? Jeśli nie będziemy otwarci na pouczenia Boga, na Jego miłość, jak pokażemy aniołom, że należymy do Niego? Jak udowodnimy swoje królewskie pochodzenie?
Teraz jest czas przyjmowania, gdy każdy może włożyć pierścień na palec – całym sercem przyjąć dar królewski, jakim jest Boża miłość i wypełnić się nim. Tylko w ten sposób prawdziwie staniemy się dziedzicami Boga. To jest ten czas. Chociaż Jezus umarł za wszystkich ludzi, a więc każdemu z nas darował synostwo Boże, my, mając wolną wolę, możemy ten dar przyjąć albo odrzucić. Nie da się wziąć go tylko w pewnym stopniu. Albo jest się dzieckiem swego Ojca, albo nie. Przyjmując ten wielki dar Boży – dziedzictwo, otrzymuje się też wszelkie przywileje z nim związane. Chcąc przyjąć tylko połowicznie, nie dostaje się nic. Część królewskiego pierścienia nie będzie wiarygodnym znakiem.
Bądźmy więc otwarci na Boże pouczenia, na każde słowo – bez wybierania tego, co nam odpowiada, a co nie. Słuchajmy uważnie i stosujmy się do nich. Uwierzmy, że to najlepsza droga dla nas. Czasu jest niewiele. Nie zwlekajmy. „Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech poprowadzi nas Duch Święty. Prośmy też Maryję, by jako Królowa i Matka pomagała nam przyjmować codziennie królewski pierścień – znak naszej przynależności do Boga.