25. Rodowód Jezusa (Łk 3,23-38)
Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego, syna Jannaja, syna Józefa, syna Matatiasza, syna Amosa, syna Nahuma, syna Chesliego, syna Naggaja, syna Maata, syna Matatiasza, syna Semei, syna Josecha, syna Jody, syna Jana, syna Resy, syna Zorobabela, syna Salatiela, syna Neriego, syna Melchiego, syna Addiego, syna Kosama, syna Elmadana, syna Hera, syna Jezusa, syna Eliezera, syna Jorima, syna Mattata, syna Lewiego, syna Symeona, syna Judy, syna Józefa, syna Jony, syna Eliakima, syna Meleasza, syna Menny, syna Mattata, syna Natana, syna Dawida, syna Jessego, syna Jobeda, syna Booza, syna Sali, syna Naassona, syna Aminadaba, syna Admina, syna Arniego, syna Esroma, syna Faresa, syna Judy, syna Jakuba, syna Izaaka, syna Abrahama, syna Tarego, syna Nachora, syna Serucha, syna Ragaua, syna Faleka, syna Ebera, syna Sali, syna Kainama, syna Arfaksada, syna Sema, syna Noego, syna Lamecha, syna Matusali, syna Enocha, syna Jareta, syna Maleleela, syna Kainama, syna Enosa, syna Seta, syna Adama, syna Bożego.
Komentarz: Rodowód, jaki został przedstawiony w Ewangelii, ma nam uświadomić pochodzenie wszystkich ludzi od Boga, bez względu na to, na ile dokładnie został ukazany. Nie chodzi tutaj o wyliczenie wszystkich przodków Jezusa. Nie chodzi też o udowodnienie nam, że prawdziwie wywodzi się On z rodu Dawida. pragniemy pokazać co innego. Dzisiaj sam Bóg pragnie, aby prawda o naszym pochodzeniu wyryła się głęboko w naszych sercach i dawała nam poczucie radości, bezpieczeństwa i pokoju.
Ten rodowód nie przypadkowo został tutaj umieszczony. Zauważmy, że dochodzi się nim do Stwórcy jako Tego, który był pierwszy i dał początek wszelkiemu stworzeniu. Jest jego Ojcem. Tak jak nieraz w rodzinach mówi się o najstarszej osobie, iż jest ojcem rodu, tak Bóg jest prawdziwie i w sposób dosłowny Ojcem wszystkich ludzi na ziemi. Stwarzając pierwszych rodziców, dał początek rodzajowi ludzkiemu. Gdyby od początku wszystko było spisywane dokładnie, każdy z nas mógłby odnaleźć swoją linię genealogiczną, która dotarłaby do Adama, a poprzez niego do Boga. Stąd mówi się o Bogu jako o Ojcu. Ponadto Bóg stwarzając duszę, za każdym razem staje się jej Ojcem. Od tego momentu dusza związana jest niemalże więzami krwi z Bogiem – więzami krwi w znaczeniu przenośnym, ale i w znaczeniu dosłownym, bowiem przez krew Jezusa zostaliśmy odkupieni i przywrócone zostało nam nasze synostwo w Bogu.
Zatem Bóg usynowił nas niejako trzy razy. Pierwszy raz, stwarzając pierwszych rodziców dających początek wszystkim ludziom na ziemi. Za drugim razem, gdy wysłał Syna na krzyż, a Ten swoją krwią przypieczętował nasze przymierze z Bogiem i uczynił nas dziećmi Boga. Trzeci raz, gdy bezpośrednio stwarzał naszą duszę – będąc jej Stwórcą, jest jej Ojcem. Można by powiedzieć, iż jest to potrójne potwierdzenie naszego pochodzenia od Boga. Mamy prawo nazywać się dziećmi Boga. Zostało ono nam nadane przez samego Boga i nikt nie ma prawa nam tego zabrać. Chyba, że sami oddamy to synostwo, prawo bycia dziećmi Bożymi. A oddać można i niestety wielu to czyni, przyjmując szatana za swego pana.
Dzisiaj zwróćmy naszą uwagę szczególnie na synostwo nasze zdobyte krwią Jezusa. Jest ono niezmiernie istotne i nadaje nam niebywałą rangę w oczach Boga. Człowiek tego nie rozumie i nie docenia w pełni. O ile początek stworzenia świata niknie w mrokach przeszłości, stworzenie naszej duszy jest sprawą wiary, o tyle życie i śmierć Jezusa na krzyżu oraz Jego zmartwychwstanie jest faktem historycznym, niezaprzeczalnym i opisanym, niejako udokumentowanym, a dodatkowe znaki i cudowne dowody, chociażby w postaci Całunu Turyńskiego, jeszcze wzmacniają tę prawdę. Podczas Świąt Narodzenia Pańskiego zostaliśmy obdarowani Synem Boga – Jezusem, Miłością Wcieloną. Jest to jednocześnie obdarowanie wszystkim, co ze sobą Jezus wnosi w nasze życie. Tym najważniejszym darem, łaską jest ponowne usynowienie człowieka, jest przywrócenie mu godności dziecka Bożego. Naszym udziałem staje się to w sposób niebywały, bowiem mamy Jezusa w sercach. Dlatego to usynowienie, ta łaska i to błogosławieństwo, którego Bóg nam udziela za pośrednictwem Jezusa, przychodzi do nas zarówno z wewnątrz, jak i z zewnątrz.
To zjednoczenie z Jezusem już samo w sobie jest usynowieniem nas, bo nasze przemienione dusze stają się Jezusowe i tak je Bóg Ojciec przyjmuje. Od wewnątrz również – w naszych sercach Jezus błaga Ojca o miłosierdzie ze względu na ofiarę Krzyża dokonującą się nadal. To w naszych otwartych i oddanych duszach Jezus przelewa swoją krew, oddając za nas życie, by nam to życie nadać, a jest to nowe życie w Bogu, życie Jego dzieci. To w nas wypowiada słowa czyniące nas także dziećmi Maryi, a Ją czyniące Matką całej ludzkości, w tym rodzącego się właśnie Kościoła. To wszystko zaś, poprzez nasze przyjęcie Miłości Wcielonej, staje się naszym udziałem w sposób niebywały i mistyczny.
Potrzeba naszej prawdziwej otwartości, by ciągle od nowa podejmować próbę zrozumienia tego faktu, tej tajemnicy, która chociaż znana jest, to jednak jej głębia nie została poznana i nadal czeka na odkrycie. Potrzeba wchodzenia w tę tajemnicę na kolanach, w pokorze, bowiem inaczej to, co prawdziwie Boże, nie zostanie odkryte. Jest to tak wielka Prawda, że człowiek powinien pochylać przed nią głowę aż do ziemi, bo do niebywałej godności wynosi nędzną duszę ludzką.
Powinniśmy wzywać Ducha Świętego, by pomógł nam tę ukrytą mądrość dostrzec, by wskazywał nam na istotę faktu ponownego naszego usynowienia. Prośmy Go, by dał nam poznanie, by wlał w nas swoje objawienie Bożego ojcostwa i naszego synostwa. Prośmy, by napełnił serca ogromną wdzięcznością za ten dar tak mało jeszcze rozumiany i przyjmowany. Prośmy o wiarę i ufność, które pozwolą nam żyć tą niebywałą prawdą i ją głosić, bowiem na apostołów wybrał nas Pan. Prośmy, by prawda o naszym pochodzeniu od Boga, o naszym przywróconym w tak niepojęty sposób synostwie, o cenie krwi danej za to, rozjaśniała nasze dusze, wnosiła światło zrozumienia, poznania, wynosiła nasze dusze do świętości. Prośmy o nieustającą wdzięczność w naszych sercach i płynące z nich uwielbienie Boga w tej prawdzie. Prośmy również o miłość, jaką powinno mieć dziecko w swoim sercu w stosunku do Ojca. Prośmy o właściwe relacje nas – dzieci, do Boga – naszego Ojca.
Módlmy się do Ducha Świętego, by pomagał nam wejść w tę cudowną rzeczywistość bycia dziećmi Boga w pełnym tego słowa znaczeniu, by pokierował nami, poprowadził nas. Prośmy również Maryję, Matkę Boga i ludzi na ziemi, aby Ona kształtowała w nas postawę dziecka wobec Boga. Aby Ona nam wszystko wyjaśniała, pokazywała, pomagała oraz strzegła przed złem, które będzie starało się nas odwieść od tej rozpoczętej drogi życiowej.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?