27. Powściągliwość w sądzeniu. Obłuda (Mt 7,1-6)
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały.
Komentarz: To, co czynimy, świadczy o nas i o naszej wierze. Chodzi o postępowanie, którego nie możemy zbytnio kontrolować, wypływające z tego, co kryje się w sercu.
Na nasze zachowania wpływają wszelkie lęki, obawy, a więc brak ufności i wiary w moc Boga. Pycha i egoizm również przekładają się na czyny. Zazdrość z kolei potrafi pobudzić nieraz do bardzo złych rzeczy. Wszystko, co jest w sercu, choćby człowiek starał się to ukryć, w jakiś sposób ujawni się na zewnątrz. Jednak nie wszystko ukaże się w prostej i zrozumiałej formie. Niekiedy człowiek potrafi tak zakamuflować to, co nie jest w nim dobre, że inni tego nie zauważają.
Często dusze przejawiają brak pokory. Dostrzegając u innych słabości, chcą napominać, pouczać, dawać rady i wskazówki. To pycha sprawia, że czują się lepsze. Szatan podsuwa swoje myśli, wyolbrzymiając ułomności innych, a niejako ukrywając – poprzez umniejszanie – braki tego, kto chce pouczyć. Dlatego w sercu rodzi się pełne miłości własnej przeświadczenie, że trzeba koniecznie upomnieć ową źle czyniącą osobę. Zauważać zaczyna się również inne słabości bliźniego i wyolbrzymiać jego winę. Jednocześnie cały czas rośnie zadufanie w sobie, pycha i egoizm. Usprawiedliwiając się: Czynię to z polecenia Pana, wyłuszcza się innym wszystkie słabości.
Jak poznać w czyim duchu jest to czynione? Jeśli ów pouczający za każdym razem pyta Boga, czy powinien to uczynić, jeśli jest łagodny i pełen miłości – upomniany może go posłuchać. Jeśli natomiast wyczuwa nieszczerość intencji, powinien modlić się, łagodnie traktując pouczenia.
Często dzieje się tak, że po pewnym czasie trwającej formacji zdaje nam się, że dużo już wiemy na temat duszy. Ale to dopiero wiedza. To jeszcze nie jest życie tą prawdą. My dopiero ją utrwalamy w pamięci. Jednak we wzajemnych relacjach zaczynamy już pouczać, strofować, dawać życzliwe rady. Rośnie nasza pycha i zarozumiałość, bowiem po takiej rozmowie, w której wykazaliśmy się pewną wiedzą i mądrością duchową, odczuwamy samozadowolenie. Zapominamy skąd, od kogo mamy tę wiedzę.
Im więcej poznajemy, tym więcej potrzeba pokory. Tym bardziej mamy milczeć, by pycha nie zawładnęła naszymi sercami. By szatan nie wmieszał się w to, co – naszym zdaniem – czynimy w imieniu Pana. My mamy modlić się za tego, w kim dostrzegamy słabości. Nie pouczać i upominać, ale prosić Boga o przejrzenie dla niego. Bo to Pan chce dotknąć poznaniem tę duszę, to Jego moc sprawi, że serce drgnie i podniesie się, by walczyć ze słabością. To Bóg będzie zajmować się tą duszą i jej ułomnościami, a ty masz modlić się nieustannie za swe siostry i braci. Przyznajmy jeszcze szczerze, że często widzimy drobiazgi u innych, a w sobie nie zauważamy grzechu o wiele większego, zaprawionego pychą i pragnieniem zaspokojenia miłości własnej.
Jakże wielki to grzech – pycha! Ona czyni ludzi sługami szatana, zamyka serce na słowo Boże, odrzuca miłość. A czymże jest odrzucenie miłości? Jest wyborem zła, otwarciem się na nie i budowaniem dla niego tronu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo wtedy, gdy Bóg oczekuje od nas głębszego rozumienia istoty miłości, my, idąc za swoimi pragnieniami wyróżnienia się, ulegamy szatanowi i otwieramy mu furtkę. Dlatego dla dobra naszych serc i dusz, kiedy widzimy słabości innych, gdy – naszym zdaniem – ktoś źle postępuje, najpierw módlmy się za niego.
Bóg bardzo często daje nam to poznanie słabości i grzechów ludzkich, byśmy okazując najwyższą miłość, po prostu modlili się. Mamy prosić o łaskę dla nich, by zrozumieli, że czynią źle. Być może z czasem konieczne będzie upomnienie – z miłością. Może rzeczywiście ich grzech wymagać będzie interwencji Boga poprzez naszą posługę. Ale najpierw w nas musi wzrosnąć miłość. Cali mamy się w nią przemienić. Tylko wtedy, gdy czynić będziemy coś z miłością – nią kierowani, nasza postawa stanie się skuteczna. Bowiem w naszych słowach i intencjach będzie miłość Boża. I to ona dotknie tego potrzebującego serca.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden aspekt rozważanego fragmentu – na to, co nazywamy życzliwością na co dzień, otwartością serca na zwykłe, codzienne, szare sytuacje, zdarzające się bardzo często w ciągu dnia. Kontakt z drugim człowiekiem – to ciągłe zderzanie się różnych osobowości, temperamentów, postaw życiowych, pragnień, często egoistycznych dążeń, wartości, nastrojów. Rodzą one w nas różne emocje i odczucia. Nierzadko silne i, niestety, negatywne. Czasem chodzi naprawdę o drobiazgi: ktoś przecisnął się w autobusie, inny wepchnął się do kolejki, ktoś nieżyczliwie spojrzał na nas, odpowiedział, nie ustąpił miejsca, choć widział, że jest taka potrzeba, i wiele, wiele innych podobnych rzeczy. Pomyślmy, co rodzi się wtedy w naszych sercach? Jak reagujemy? Czy nasza reakcja jest powodowana miłością? Najczęściej wtedy jej nam brakuje. Jakże często pojawia się złość, chęć zwrócenia uwagi, postawienia na swoim lub chociażby pokazania wzrokiem, że coś nam się nie podoba. To nie jest postawa płynąca z miłości. Reagując w ten sposób, ulegamy szatanowi i wspieramy go w rozkręcaniu machiny nienawiści. Wzbudzamy w swoim sercu niepokój. Ten brak miłości rani nie tylko otoczenie. On krzywdzi nasze serca.
Zauważmy, jeszcze długo po takich, wydawać by się mogło, mało ważnych incydentach w nas nadal wszystko jest rozedrgane. Myśli ciągle dyskutują ze sobą, emocje rosną. Zaczynamy o tym opowiadać swoim bliskim. I znowu wzbudzamy w swym sercu kolejne fale pretensji, żalu, złości. One wypływają z nas, zalewając otoczenie. I tak stajemy się przyczyną rozprzestrzeniania zła. My tego nie widzimy, zajęci jesteśmy osądzaniem, ocenianiem, wyolbrzymianiem. Zamiast trwać w akcie miłości, marnujemy czas na budowanie królestwa szatana.
Brakuje nam miłości, by z nią podchodzić do wszystkiego i wszystkich. Z tego braku będziemy rozliczani. On zadecyduje o naszej wieczności. To nie samo złe słowo skierowane do drugiej osoby, lecz brak miłości w tym słowie będzie osądzany. Zobaczmy głębię naszego postępowania. Rozeznajmy jego przyczyny. Zastanówmy się, co nami kieruje? Najczęściej – to właśnie brak miłości. Stąd zatargi, niechęć, osądzenia, podejrzenia. Brak miłości jest przyczyną grzechu i sam w sobie już stanowi zło. Bo czymże jest, jak nie zaproszeniem szatana?
Jeśli nie masz w sercu miłości, natychmiast zjawia się szatan. On wykorzysta każdą sytuację, by zawładnąć kolejną duszą. Dlatego nieustannie zapraszaj Boga, proś o miłość, trwaj w akcie miłości. Wtedy żyć będziesz w tej rzeczywistości. Miłość będzie twoim życiem i rozdawać ją będziesz. Usta wypowiedzą tylko to, co wypływać będzie z serca pełnego miłości. I nie potrzeba będzie nam przypominać: Nie sądź, bo tak jak ty sądzisz, tak i ciebie osądzą.
Jeżeli tak żyć będziemy, to Miłość ostatecznie przyjmie nas u progu wieczności. Jeśli zaś Bóg dostrzeże w sercach naszych brak miłości, na wieczność skazani zostaniemy, by ten brak odczuwać.
Niech Boże błogosławieństwo pomoże nam, byśmy serca usposobili do miłości. Abyśmy jej służyli i tylko nią się kierowali we wzajemnych relacjach. A kto poczuje się przynaglony do tego, by zwrócić komuś uwagę, niech najpierw modli się i prosi o potwierdzenie, czy jest to wolą Bożą. Niech błogosławi nas sama Miłość, niech gości w nas, prowadzi i kieruje nami.