Ewangelia według św. Łukasza

28. Jezus w Nazarecie (Łk 4,16-30)

Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?» Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum». I dodał: «Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak, że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Komentarz: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana.” Słowa te czytał Jezus w synagodze i odniósł je do siebie. To wzburzyło słuchających. Również i w tym momencie Jezus był znakiem sprzeciwu. Jakże często wywoływał sprzeciw, szczególnie faryzeuszy, bardziej uczonych Żydów. Zastanawiające jest to, że prości, biedni ludzie słuchali Go z przejęciem, z zapartym tchem i odczytywali znaki. A ci, co do tego byli powołani, nie czynili tak. Nie rozumieli lub też nie chcieli tego rozumieć. Wygodniej im było walczyć z Bogiem, niż Go wysłuchać i wypełniać to, o czym mówił.

Wspólnie zastanówmy się nad słowami z księgi proroka Izajasza. Bowiem, jak już wcześniej mówiliśmy, idziemy śladami Jezusa. Idziemy wraz z Nim. On żyje w nas i pragnie włączyć w swoje Zbawcze Dzieło. Dlatego to, co odnosi się do Niego, dotyczy również nas. Jak należałoby rozumieć słowa napisane o wiele wcześniej przez wielkiego proroka, ale będące zapowiedzią misji Jezusa, a jednocześnie teraz wypowiadane nad nami i skierowane do nas? „Duch Pański spoczywa na Mnie” – o ile słowa te rozumiemy od razu, jeśli chodzi o osobę Jezusa, to jako skierowane do nas, już są mniej zrozumiałe. W wielu sercach pojawiają się wątpliwości. Owszem, niektóre osoby obdarzone Duchem Świętym rzeczywiście są powołane, a Bóg nieustannie nad nimi czuwa i je prowadzi, ale są to wyjątki, do których niewielu się zalicza. Tak myślimy. Tak uważamy. Skąd te wątpliwości?

Skoro każdy z nas został ochrzczony, skoro był uczestnikiem bierzmowania, to powinien wiedzieć i wierzyć, iż zgodnie z nauką Kościoła został obdarzony Duchem Świętym. Włączony do grona wierzących, obmyty we Krwi Baranka, stał się dzieckiem Boga uczestniczącym we wszystkim, co dotyczy Kościoła. Uwierzmy, że namaszczenie Duchem Świętym, Pięćdziesiątnica, wielki wylew Ducha Świętego, apostolstwo przez Niego prowadzone, wszystkie zdobycze Kościoła, cała jego nauka i mądrość, a także świętych obcowanie są naszym niezaprzeczalnym udziałem. Już przecież Jan Chrzciciel mówił, iż Jezus będzie chrzcił Duchem Świętym. Jezus, tak jak obiecał, zesłał Ducha Pocieszyciela. Swoim apostołom nakazał głosić Dobrą Nowinę, tchnął w nich Ducha, by tegoż Ducha przekazywali. W Nowym Testamencie mamy bardzo dużo fragmentów mówiących o chrzcie z Ducha. Ci, co przyjmowali wiarę w Jezusa Chrystusa, byli w Jego imię ochrzczeni i otrzymywali Ducha Świętego. Bez Niego nikt nie jest w stanie wyznać, że Jezus Chrystus jest Panem. A my przecież wierzymy w Boga, Jego Syna i Ducha Świętego. Wyznajemy wiarę w Chrystusa, który za nas umarł i zmartwychwstał. Nie bylibyśmy w stanie tego czynić, gdyby nie Duch Święty mieszkający w nas. Nie mówmy, że tylko na wybranych Duch Pański spoczywa.

Każdy z nas tego Ducha otrzymał i każdy powinien wyznawać wiarę w Niego, prosić o prowadzenie i opiekę. Nie naszą rzeczą jest, jak ma to czynić. My mamy ufać, że jest w nas i modli się, i wstawia za nami w błaganiach, jakich się nawet nie domyślamy. Zatem parafrazując: „Duch Pański spoczywa na nas, ponieważ nas namaścił i posłał nas”. Do czego posyła nas Duch Boga? „Abyśmy ubogim nieśli dobrą nowinę, więźniom głosili wolność, niewidomym przejrzenie; abyśmy uciśnionych odsyłali wolnymi, abyśmy obwoływali rok łaski od Pana”.

I znowu widać wiele wątpliwości w naszych sercach. Jak ma dotrzeć Boża miłość do wszystkich serc, skoro ci, co są powołani do jej głoszenia, powątpiewają w swoje powołanie? Czyżbyśmy nie znali swoich obowiązków jako wierni Kościoła Katolickiego? Każdy wierny powołany jest do apostolstwa. Z tego nie zwolni nas nikt ani nic. Mamy być apostołami swoim życiem, postawą, działaniem, słowem. Nie w zaciszu domowego ogniska, ale wszędzie! Ten, kto uważa, iż wiara jest jego prywatną sprawą, jest w wielkim błędzie. Nie da się wierzyć w domu, a w świecie przyjmować postawę niewierzącego. Bo gdzieś zawsze będzie kłamstwo – albo w domu, albo na zewnątrz. Nie da się rozdzielić samego siebie na serce pełne wiary, oddane Bogu i resztę, która jest dla świata. To schizofrenia. Albo jest się wierzącym w pełni, prawdziwie, wyznaje się swoją wiarę w Boga będącego miłością i dającego dowód tej miłości aż po krzyż, albo się nie wierzy i nie oszukuje siebie i innych swoją niby wiarą od święta, na pokaz, w niedzielę lub czasem przy jakiejś uroczystości kościelnej, bądź też dla tradycji, bo „co też rodzina powie, gdy dziecko nie będzie ochrzczone, nie przystąpi do Pierwszej Komunii i nie będzie bierzmowane”.

Zastanówmy się nad swoją wiarą! Wiara w Boga zobowiązuje! Nie jest ludowym zwyczajem, ale głęboką wewnętrznie postawą. Jest przyjęciem wszystkiego, co podaje Kościół, jest konsekwencją wypływającą z przyjmowania sakramentów świętych. Jest również świadomym uczestnictwem w życiu Kościoła. W pełni! Nie tylko od czasu do czasu! Zatem: „Duch Pański spoczywa na nas, ponieważ nas namaścił i posłał nas, abyśmy ubogim nieśli dobrą nowinę, więźniom głosili wolność, niewidomym przejrzenie; abyśmy uciśnionych odsyłali wolnymi, abyśmy obwoływali rok łaski od Pana”.

Wyjaśnijmy sobie nieco te słowa powołania. Nie każdy z nas powołany został na kapłana czy misjonarza w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jednak każdy ma nosić w sercu kapłaństwo, postawę misjonarza, swoim życiem zaświadczać, iż jest uczniem Chrystusa, Jego wyznawcą. Będzie w ten sposób głosić Ewangelię o zbawieniu. To znaczy, że każdy jest do tego zobowiązany! Kim dla nas, ludzi żyjących w świecie, posiadających swoje rodziny, pracujących w różnych środowiskach, są ci ubodzy, więźniowie, niewidomi czy uciśnieni? Czy należy brać te słowa dosłownie? Owszem, ale nie tylko. Jesteśmy powołani do tych, którzy potrzebują. Do tych, którzy są ubodzy w miłość, wiarę, którzy są ślepi i brną coraz bardziej w bagno grzechu, do zniewolonych przez grzech. Jesteśmy powołani do niesienia Ducha miłości w swoich środowiskach, rodzinach, w swoim otoczeniu. Tam są wielkie potrzeby. Każde serce spragnione jest miłości. Każde oczekuje pocieszenia. A wbrew pozorom każdy chce wierzyć, bowiem brak wiary w cokolwiek czyni człowieka nieszczęśliwym i doprowadza nawet do depresji.

Wokół nas są ci, do których posyła nas Duch Pana i nie oczekuje, że naraz staniemy się wielkimi świętymi, wielkimi kaznodziejami, ewangelizatorami. Bóg oczekuje, iż sami zaczniemy żyć miłością. Po to w nasze serca tę miłość złożył. Bóg oczekuje naszej współpracy z Duchem Świętym. Już w sakramentach świętych Go przyjęliśmy, a podczas tych Świąt jeszcze w sposób szczególny zostaliśmy zjednoczeni z Duchem. Bóg oczekuje naszej postawy dziecka wobec Niego; dziecka, które liczy na swego Ojca i od Niego wszystko czerpie. Ze względu na swoją małość zdaje się zupełnie we wszystkim na wolę i działanie Boga. Dlatego Bóg tyle mówi nam o dziecięctwie Bożym.

Bóg posyła nas, „abyśmy obwoływali rok łaski od Pana”. Czyż nie jest łaską to zadziwiające prowadzenie Boże naszej wspólnoty? Czyż nie są łaską liczne objawienia Maryjne nawołujące do nawrócenia i przestrzegające przed konsekwencjami grzechu? Czyż nie jest wieczną łaską Krzyż Jezusa – Krzyż niosący zbawienie, Krzyż, który On daje swoim wybranym i umiłowanym, by mogli razem z Nim zbawiać świat? Czyż Jego wielkie miłosierdzie nie jest niepojętą łaską Boga wobec grzesznej ludzkości?

Jesteśmy powołani. Otrzymaliśmy Ducha miłości. Bóg obdarza nas swoją nieskończoną dobrocią, łaską i błogosławieństwem. Naszą odpowiedzią może być jedynie pójście za głosem powołania. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech poprowadzi nas Duch Święty.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>