KONFERENCJE, MODLITWY I ADORACJE NA CZAS ZWYKŁY

2. Czasem trzeba zadać sobie pewne pytania, obudzić swoją duszę

Czy pozostajemy wierni pouczeniom? Czy staramy się wracać do tych pouczeń? Czy pamiętamy, do czego były przygotowywane nasze dusze i co wydarzyło się w czasie Bożego Narodzenia? Czy pamiętamy swoją odpowiedź na Bożą miłość? Czy trwamy w tej miłości, którą Bóg w nas złożył i którą pragniemy kochać Boga? Czy staramy się na bieżąco słuchać, czytać to, co Bóg pragnie nam przekazać? Czy otwieramy serca na to, czym żyje cała wspólnota? Czy to, w jaki sposób prowadzi nas Bóg, czy droga, którą nas Bóg prowadzi jest nam znana? Na ile nasze serca są poruszone, na ile są wzruszone tym, co słyszą, tym, o czym czytają? Na ile nasze życie zmieniło się? Na ile nasze życie nabrało rumieńców, barw, kolorów? Czy prawdziwie żyjemy? Czy jest to życie prawdziwe, czy wegetacja? Czy jesteśmy czujni, czy może w letargu?

To, co czyni Bóg jest wielkim, jest niezwykłym. Bóg zaprasza nas do swego Dzieła. Czy te słowa nie stały się dla nas zbyt powszednie? Czy nie przyzwyczailiśmy się do tych słów zbytnio? Czy nie jest tak, że słuchamy, a jednak swoje wiemy? Może wszystko wydaje się już tak oczywiste, że nie zwracamy na to uwagi? Czy nasze serca zaczynają płonąć, gdy słuchamy Bożych słów? Czy zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy żyli wszystkim, co mówi do nas Bóg, gdybyśmy byli wierni Słowom Bożym, gdybyśmy starali się ze wszystkich sił realizować każde z nich, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej? Czy doświadczamy wewnętrznej radości z obcowania z Bogiem? Czy prawdziwie wierzymy w to, iż Bóg obecny jest w każdym z nas, żyje w naszych sercach? Czy obcowanie z Bogiem, ukrytym w nas, jest naszym szczęściem?

Czy przeżywamy radość i szczęście na myśl o Eucharystii, w której będziemy uczestniczyć? Czy pragniemy ze wszystkich sił i tęsknimy aż po cierpienie za Jezusem Eucharystycznym? Czy On stał się naszą miłością? Czy patrząc na Świętą Hostię w swoim sercu doświadczamy niezwykłej miłości i wielkiego pragnienia zjednoczenia z Bogiem?

Czy wszystko, co wiąże się z Bogiem jest dla nas bardzo ważne? Czy kierujemy się w naszym postępowaniu, planowaniu, w naszych działaniach myślą o Bogu, miłością do Niego? Czy Jego zdanie jest dla nas najważniejsze w każdym momencie? Czy zastanawiamy się, gdy podejmujemy decyzje, co Bóg na to?

Czy mamy w sercu pokój? Tam głęboko w sercu, nie ten powierzchowny, tak jak często bywa powierzchowną również radość, ale w głębi swego serca czy jest zakorzeniony Boży pokój, który nie znika nawet w obliczu trudności, przeciwności?

Czy jest w nas miłość? Nie ta ludzka, nie ta w pojęciu ludzkim powierzchowna, która dotyka tylko zewnętrznych warstw serca, ale miłość prawdziwa, płynąca z głębi naszego jestestwa; miłość, która nie musi być wielkim uczuciem czy wielkim wzruszeniem, ale jest czymś niezwykle głębokim, dającym pewność, pokój; miłość, która sprawia, iż bez względu na wszystko nie tracimy z oczu Boga, drogi, którą Bóg nam wytycza. Czy jest w nas miłość, która kieruje nami każdego dnia we wszystkich sytuacjach, relacjach z ludźmi, a która wcale nie musi podpowiadać działań korzystnych dla nas, ale podpowiada takie, które są dobrem dla innych, miłosierdziem, które są prawdziwie pełnymi miłości?

Czy Bóg jest dla nas bliską Osobą? Czy prawdziwie w każdym momencie wiemy, wierzymy, mamy pewność, że Bóg jest przy nas bardzo blisko, Bóg jest w nas? Czy w związku z tym z Bogiem omawiamy wszystkie sprawy, konsultujemy, czynimy wszystko, co jest naszym obowiązkiem, co jest przyjemnością, co jest odpoczynkiem, pracą, czy czynimy wszystko w Jego obecności? Czy mamy świadomość Jego obecności? Czy cieszymy się, iż On jest w naszym życiu, w naszych rodzinach, w miejscu pracy? Czy cieszymy się, że jest Bogiem żyjącym w nas, wokół nas, a nie gdzieś daleko w chmurach? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że Jego bliskość, obecność to wyraz Jego miłości i miłosierdzia? Czy dziękujemy Mu za tę miłość? Czy wielbimy tę miłość?

Czy zauważamy Jego ciągłą opiekę, troskę o nas? Czy zauważamy ciągłe prowadzenie każdego z nas? Czy zauważamy dobro, które czyni, którym jesteśmy otoczeni? Czy dostrzegamy fakt, iż żyjemy we wnętrzu Boga, nieustannie obdarowywani Jego łaską, nieustannie obdarowywani Jego błogosławieństwem? Czy zastanawiamy się nad wielkością Jego miłości, która przewyższa wszystko i wyraża się we wszystkim, która obecna nieustannie pośród nas ciągle dotyka naszych serc, naszych dusz? Czy zastanawiamy się nad tym, iż Bóg wcale nie musi niczego robić dla nas, a jednak nieustannie troszczy się, nieustannie prowadzi, nieustannie obdarowuje? Czy staramy się czasem spojrzeć na Niego? To prawda, będzie to niczym spojrzenie mrówki z dna mrowiska na słońce, ale czy chociaż próbujemy?

Jak wielkim jest Bóg! Jak wspaniałym! Nieskończona Jego miłość, miłosierdzie rozlewa się na cały świat. Czy cieszymy się? Czy wielbimy Go? Czy dziękujemy Mu za wszystko, za to, co widzimy, ale i za to, czego nie dostrzegają nasze oczy?

Czy jeszcze pamiętamy, iż Bóg każdą duszę umiłował w sposób szczególny? Każdego z nas zaprosił do niezwykłej relacji miłości? Każdego! Miłości, którą trudno jest opisać, którą można owszem przyrównywać do różnych rzeczy, ale i tak wszystko będzie tylko marnym porównaniem. Czy odpowiadamy jeszcze Bogu na tę miłość, w której On sam ofiarowuje się cały naszej duszy, pragnąc, aby każdy z nas całego Go posiadł, a jednocześnie oczekując, że każdy z nas to samo uczyni wobec Niego, oddając się Mu w posiadanie?

Może warto zadać sobie tych kilka pytań i przynajmniej nad jednym głębiej się zastanowić, stając przed Bogiem, który jest Miłością.

Złóżmy swoje serca na Ołtarzu, a w nich niech nadal brzmią te pytania. Prośmy, by Bóg pomógł nam zagłębić się w naszych sercach i znaleźć odpowiedź, chociaż na jedno pytanie. Może trzeba prosić, by Bóg odświeżył naszą relację do Boga, albo by obudził nasze serca? Może przemył oczy? A może uszy? Prośmy, by nasze serca odeszły dzisiaj przemienione, poruszone, aby od dzisiaj nie były już w letargu, ale by prawdziwie dokonało się w nich coś, co zmieni nas, nasze życie; co sprawi, że na nowo spojrzymy na drogę, po której idziemy; na nowo spojrzymy na Boga.

Dziękczynienie po Komunii św.

Mój Jezu! Cieszę się, ze jesteś. Stęskniłam się za Tobą. Ten czas od wczorajszej Eucharystii wydaje się taki długi. Tęskniłam i pragnęłam spotkać się z Tobą, jak najszybciej. Dziękuję Ci, że byłeś cały czas w moim sercu i że Twoja obecność dawała o sobie znać. Dziękuję ci za to, że moje serce usposabiasz do nieustannego trwania w Tobie, by adorowało Ciebie. Chociaż po ludzku może wydawać się to sprzecznością, ale ja wiem Jezu, tęskniłam za Tobą, a jednocześnie cieszyłam się Tobą. Jak to dobrze, że dałeś mi łaskę, bym mogła znowu uczestniczyć w Twojej Ofierze. Dałeś mi łaskę, abym znowu otworzyła serce i przyjęła Ciebie. I teraz dajesz mi łaskę, że mogę przed Tobą klęczeć i cała się Tobie oddawać na Twój wzór, bo Ty cały oddajesz się mnie. Dziękuję Ci Jezu!

Tak usposabiasz moje serce, że staję przed Tobą niczym dziecko. Z drugiej strony czuję Boże, że staję przed Tobą jako Twoja oblubienica – dusza wybrana. W tym wszystkim nie ma sprzeczności. Dziękuję Ci Jezu!

Jak cudowną jest Twoja miłość, która wszystko tłumaczy, w której wszystko jest możliwe, w której mogę się zanurzyć, w której odnajduję szczęście. Dziękuję Ci Jezu!

Dziękuję Ci Jezu za Twoją miłość, która we wszystkim się objawia. Dziękuję Ci za moje życie, za to, co w nim jest, za każdy dzień i w każdym dniu za każdą sekundę. Dziękuję Ci za każdego człowieka, którego spotykam. Dziękuję Ci za wszystkich moich bliskich.

Dziękuję Ci za wszystko, co jest radością i za to wszystko, co wydaje się być smutkiem, a przecież płynie z Twego Serca, więc powinno radować mnie. Dziękuję Ci więc, za wszystkie trudności, przeciwności, za każde cierpienie. Kocham, Boże, każdą kłodę, która leży pod moimi nogami. Kocham, Boże, każdy ból i cierpienie. Kocham to wszystko, co wydaje się przeciwnością, a jest łaską. Przyjmuję jako Twoją miłość i Twoje miłosierdzie wobec mnie i wobec innych dusz. Zanurzam się w Twojej miłości i w tej miłości zanurzam wszystko, co tak po ludzku wydaje się być przeciwnością, trudem, wysiłkiem, bólem, cierpieniem. Zanurzam Boże, pragnąc przyjąć, pragnąc kochać, pragnąc dziękować Ci i wielbić Cię za to.

Dziękuję ci Jezu za każdą rzecz, każde zdarzenie, każdą sytuację. Dziękuję Ci za wszystko, czego nie potrafię nawet objąć swoim umysłem, a co jest Twoim darem dla mnie. Pragnę we wszystkim wielbić Ciebie, pragnę we wszystkim Ciebie kochać, pragnę Ci dziękować nieustannie, bo wielką jest Twoja łaska, bo Twoja miłość tak wielka, niepojęta; bo Twoje miłosierdzie nieskończone. Uwielbiam Ciebie Boże!

***

Dziękuję Ci Jezu! Twoi Święci przyjmowali na siebie różne umartwienia. Specjalnie przyjmowali różne wyrzeczenia, zadawali sobie cierpienie, biczowali się, nosili włosiennice. Robili wiele innych rzeczy, które umartwiały ich ciało i dusze. A ja zaczynam rozumieć Boże, że tym wszystkim, co przyjmowali Święci dla umartwienia swego ciała i duszy, tym wszystkim – biczami, włosiennicą, wyrzeczeniami, umartwieniami – są drobiazgi, które płyną z Twego Serca, które dla mnie są trudem, czy cierpieniem, a jednak przyjęte z otwartymi ramionami, przyjęte ze zgodą w sercu na wszystko są tym samym, uświęcają. Nie muszę szukać innych umartwień i sposobów uświęcenia, bo Ty sam zadbałeś o to, abym miała przy sobie środki, by osiągnąć Niebo. Dziękuję Ci za każdy z nich.

Będę godzić się i z radością przyjmować każdą najdrobniejszą rzecz. Będę cierpliwie znosić, będę wielbić Ciebie i cieszyć się, że to wszystko dałeś mi Ty. Wiesz najlepiej, co jestem w stanie znieść, co jestem w stanie przyjąć, na co się zgodzić. Ty najlepiej wiesz, na jakie wyrzeczenia mnie stać, ile potrafię znieść cierpienia, na ile starczy mi sił, aby pracować do końca w Twoim dziele. Znasz mnie najlepiej. Dziękuję Ci! Ty wiesz, że jestem tak mała, że nie potrafię dokonać dobrego wyboru. A więc nie wybrałabym dobrze tych wszystkich trudów, krzyży i krzyżyków, dlatego Ty Sam podajesz mi krzyżyki. One są moją włosiennicą, one są biczami i wszystkimi innymi środkami, by osiągnąć Niebo.

Wielbię Ciebie Boże, dziękując za zrozumienie, dziękując za to, że rozjaśniłeś trochę mój umysł i moje serce. Dziękuję, że usposabiasz mnie, by to, co wyjaśniasz przyjąć, godzić się. Dziękuję Ci Jezu za wszystko! Wszystko jest moją radością! Wszystko jest moim szczęściem! Pomóż memu sercu, by trwało w tym szczęściu, w radości, by nie straciło z pola widzenia Twojej miłości, Twojej woli. Pomóż memu sercu, by mogło żyć mądrością, którą Ty dajesz; by moje słabości nie przysłaniały Twego światła. Pobłogosław mnie, Jezu!

Pamiętajmy!

Czasem trzeba zadać sobie pewne pytania, obudzić swoją duszę, obudzić swoje serce, bowiem człowiek zasypia, wchodzi w letarg, traci czujność. Czasem potrzeba takiego przebudzenia, na nowo spojrzenia w słońce, w Niebo. Czasem potrzeba nowego zachwytu nad Bożą miłością. Czasem trzeba zobaczyć od nowa swoją nędzę, otworzyć szeroko oczy, by zobaczyć Boga, który otacza duszę.

Toteż i my podejmijmy te pytania. Rozważmy je w swoim sercu. Jeśli chociaż jedno z nich poruszyło nas, obudziło, to już jest dobrze. Trzeba pójść za tym rozważając wszystko w obecności Bożej, prosząc Ducha Świętego, dziękując, wielbiąc i oddając siebie Bogu we wszystkim, aby całego człowieka na nowo ożywił, aby dał nowe spojrzenie, aby od nowa zachwycił drogą.

Błogosławię was właśnie na tej drodze – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>