Ewangelia według św. Łukasza

35. Uzdrowienie paralityka (Łk 5,17-26)

Pewnego dnia, gdy nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę rzekł: «Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy». Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić. «Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?» Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: «Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”, czy powiedzieć: „Wstań i chodź”? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!» I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga. Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: «Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj».

Komentarz: „A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać”. Jak małej wiary jest współczesny człowiek, że nie doświadcza na sobie tej mocy Bożej Jezusa. Jak mało ufności jest w nas, że Chrystus, który przyszedł do nas, jest pośród nas, niewiele znaków może uczynić. Jak mało kochamy, skoro nie rozradowały się serca nasze tak, jak powinny, na wieść o narodzinach Boga w każdym z nas. Gdyby kochały prawdziwie, ufały całkowicie, wierzyły do końca – radość ogromna wzbiłaby się w Niebo wielką falą uwielbienia. Pieśń miłości rozpaliłaby nasze wnętrza. Płomień ów objąłby całą ziemię.

Miłość ma w sobie taką moc, jaka nam się nawet nie śniła! Miłość może naprawdę dokonywać cudów. Co oznacza, że była w Jezusie moc Pańska, iż mógł uzdrawiać? To miłość! Jezus był pełen miłości! To ona jest siłą sprawczą wszelkiego dobra. To, co nie pochodzi od miłości, to choćby i miało znamiona dobra, nie jest nim. Stwarza tylko jego pozory i z czasem okaże swoje oblicze. Tylko miłość ma w sobie tę niepojętą siłę, która przemienia wszystko! Jest zdolna zmienić bieg historii, zatrzymać kataklizmy, dokonywać uzdrowień duszy i ciała. Leczy nieuleczalne choroby, czyni możliwym to, co niemożliwe! Nic, nikt, żaden rząd, żaden człowiek, żadna siła, organizacja nie są w stanie się jej oprzeć. Władza przed nią zgina kolana, przyroda jest ujarzmiona, kosmos jest pod jej rządami, planety jak posłuszni słudzy czynią to, co im nakazuje. Może wstrzymać ich ruch, zmienić ich bieg, a one posłusznie wszystko czynić będą.

Pamiętajmy o tym! Ta Miłość zeszła na ziemię. Ta Miłość zamieszkała w nas! Mamy w sobie jej moc! A serca nasze nie drżą z radości, dusze nie mdleją z zachwytu, myśli nie mieszają się z tej niepojętej wieści! Czyżby nam to spowszedniało? Jezus Chrystus jest pośród nas. A jest w Nim moc Pańska, że może uzdrawiać! Posiadamy skarb, a nic o Nim nie wiemy! Posiadamy taką moc, a z niej nie korzystamy! Módlmy się, aby Bóg dał nam światłe oczy duszy i wielką wiarę w serca, byśmy zobaczyli i uwierzyli Miłości! Bo prawdziwie jest wśród nas!

Na spotkanie z Jezusem przyszli faryzeusze i uczeni w Prawie ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. Po co przyszli? Dlaczego tak tłumnie? Czy chcieli się nawrócić? Nie. Jego nauka intrygowała ich, owszem, ale przyszli tak wielką grupą, by czuć się silniejszymi. Każdy z nich sam obawiałby się, bo widząc i słysząc różne zadziwiające historie o Jezusie z Nazaretu, zdawali sobie sprawę, że to nie zwykły człowiek, nie magik, który zwinnymi sztuczkami potrafi omamić ludzkie serce i oko. To był ktoś większy! Przeczuwali w Nim tę wielkość, siłę pochodzącą nie od człowieka. Niestety upór serc był tak wielki, że nie otworzyli się na Dobrą Nowinę, jaką był sam Jezus. Ale proste serca otworzyły się i to tak bardzo, że doświadczały mocy miłości. To wiara tych prostych ludzi kazała im wejść na dach i z dachu spuścić na noszach sparaliżowanego człowieka. Tłum przed wejściem był za duży i nie mogli się przepchać. Zaangażowanych w to było kilkoro ludzi. Wiara jednych podsycała wiarę drugich. Nie wszyscy, gdyby byli sami, wykazaliby się aż taką ufnością, ale widząc wiarę innych, budowali się i szli razem z nimi. Gdy już dokonał się cud uzdrowienia, również w ich sercach Bóg utrwalił ich wiarę. Ten cud utwierdził ich w wierze.

To niezmiernie ważne, szczególnie we wspólnocie. My siebie nawzajem mamy budować w wierze i miłości. Każdy z nas jest pewną odrębnością. Każdy ma inną wiarę, ufność, miłość. Jesteśmy dani sobie po to, by siebie nawzajem pociągać w wierze, by siebie nawzajem budować w miłości, utwierdzać w niej. W pojedynkę bardzo trudno jest kroczyć drogą wiary. Kiedy jest więcej osób, ciężar kroczenia rozkłada się, a jednocześnie dary i łaski otrzymywane przez poszczególne dusze stają się udziałem i tych pozostałych, czyli są ubogaceniem całej wspólnoty. Cóż za bogactwem dysponujemy! Tylko że jeszcze go nie odkryliśmy do końca. Dzisiaj Bóg chciałby, abyśmy zdali sobie sprawę z mocy Miłości, która zamieszkała pośród nas, którą Bóg złożył w naszych sercach. Chciałby, abyśmy uświadomili sobie, iż wiara i cud mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. A Jezus dokonywał szczególnie dużo znaków i czynił cuda tam, gdzie znajdował wiarę. Owszem, wszechmoc Boża jest nieograniczona, zatem cuda zdarzają się również tam, gdzie tej wiary jest niewiele, a Bóg poprzez znaki chce tę wiarę wzbudzić.

Jezus Chrystus jest w naszych sercach. A moc Pańska jest w Nim, że może uzdrawiać. On cały jest miłością! Zatem posiadamy w sobie wielką, niepojętą moc Boga miłości! Trzeba tylko uwierzyć! Pozwólmy porwać się tej miłości. Pozwólmy się jej poprowadzić! Niech serca nasze pójdą za jej natchnieniem. Módlmy się z większą żarliwością, mając na uwadze tę miłość, która jest mocą! Módlmy się z większą ufnością, bo Miłość jest pośród nas i działa cuda! Módlmy się z większą wiarą, bo Jezus chce dawać swoją miłość wszystkim, dotykać nią, przemieniać serca, uzdrawiać ciała! Módlmy się, prosząc Ducha Świętego o światło dla serc, poznanie dla dusz, męstwo w wierze, wytrwanie w miłości. Módlmy się, bo Bóg przyszedł na ziemię nie po to, by ją jeszcze pogrążyć, ale by wywyższyć, uświęcić, umocnić, uzdrowić, przemienić, odnowić, odrodzić!

Uwierzmy Miłości! Ona zamieszkała w nas! Ona jest mocą! Ona przemienia świat! Ona daje zbawienie! Ona jest wieczna! Tylko ona! Niech serca nasze otworzą się na jej obecność. Niech otworzą się na jej niezwyciężoną siłę. Niech uwierzą Bogu, że przyszedł do swojej własności, by ją podźwignąć, pocieszyć, podtrzymać, uzdrowić, pomóc! Niech uwierzą Bogu, który cały jest miłością i nie ma w Nim niczego innego prócz miłości. Niech otworzą się na swego Stwórcę dającego życie, stwarzającego, będącego źródłem wszelkiego istnienia! Stwórcę, który chociaż sam sobie wystarcza, to stworzył człowieka, by na niego zlewać całą swoją miłość, by się z nim nią dzielić, by wspólnie cieszyć się szczęściem.

Módlmy się, byśmy z wiarą przyjmowali wszelkie pouczenia, wskazania, bo również przez nie przychodzi do nas Bóg pełen miłości. Czytajmy Pismo Święte. Jest przecież Słowem miłości do nas skierowanym. Trwajmy w adoracji Krzyża – sama miłość spływa z niego na ziemię. Przyjmujmy Pokarm miłości, jakim jest Jezus Eucharystyczny. Otaczajmy się miłością, by łatwiej nam było w niej trwać. Niech Bóg błogosławi nas, byśmy z wiarą przyjmowali Miłość codziennie schodzącą do nas z nieba na ziemię.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>