36. Powołanie Lewiego (Łk 5,27-32)
Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».
Komentarz: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Ten fragment powinien być dla dusz najmniejszych szczególnie ważny, bowiem skierowany jest właśnie do nich.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli zgorszeni faktem, że Jezus zadaje się z grzesznikami, rozmawia z nimi, gości u nich, dotyka, uzdrawia, poucza, przebywa w ich towarzystwie. Dla Żyda kontakt z człowiekiem pewnych zawodów lub obyczajów, jak na przykład z celnikiem, oznaczał zanieczyszczenie się. Jezus łamał różne kanony zachowań od dawna przyjęte przez Żydów, co dla nich było powodem do zgorszenia, do wyrażenia swego oburzenia, do negacji wszystkiego, co czynił Jezus. Żydzi uważali pewne społeczności za ludzi niższej kategorii. Nie chcieli z nimi mieć nic wspólnego. Uważali ich za wielkich grzeszników, przez sam fakt na przykład uprawiania danego zawodu. Nie widzieli w sobie nieraz o wiele większych grzechów, za to innych traktowali tak, jakby w oczach Boga byli już potępieni. Na pytanie, dlaczego Jezus mimo zakazów przestaje z takimi grzesznikami, narażając siebie oraz swoich uczniów na zanieczyszczenie, Jezus powiedział ogromnie istotne słowa, ważne dla każdego, a szczególnie dla dusz najmniejszych: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
W tych dwóch zdaniach Jezus zawiera sens swego Wcielenia, cel swojej misji. Jezus przyszedł na ziemię, bo widzi ludzkie cierpienie. On rozumie to cierpienie, zna jego przyczynę i jako lekarz przychodzi do ludzi, aby im pomóc. Jego Wcielenie jest wynikiem ludzkiego cierpienia. Bóg kocha swoje stworzenie. Widząc jego ból, widząc cierpienie, osamotnienie, udręczenie, już na początku dziejów całej ludzkości, znając całą przyszłość, Bóg obiecuje swoje przyjście. On od razu zapowiada swoją pomoc. Człowiek jeszcze nie znał swego życia, a Bóg już go pociesza, mówiąc, iż go nie opuści. Już mówi o swoim Synu i Matce. I chociaż człowiek nie rozumie tych słów, to jednak sam fakt zapowiedzi pomocy jest swego rodzaju pocieszeniem dla człowieka.
Potem, na przestrzeni wieków, Bóg wielokrotnie mówił ustami proroków o Zbawicielu, Mesjaszu i Niewieście, z której zostanie On zrodzony. Mówił to w kontekście cierpienia branego na siebie, w kontekście oczyszczenia, w kontekście objęcia władzy, wybawienia z ucisku, przyjścia królestwa, rozprzestrzenienia się tegoż królestwa na całą ziemię. Oczywiście Żydzi nie do końca rozumieli te proroctwa i tłumaczyli je sobie po swojemu. Dopiero w Jezusie zostały one niejako powtórnie objawione, wytłumaczone, zrozumiane. Zatem Bóg, patrząc na ludzkość, widząc jej cierpienie, schodzi na ziemię, by pomóc. To grzechy są przyczyną przyjścia Jezusa. Nie świętość, nie czystość, ale grzeszność człowieka. Co za niepojęta Boska logika, która nakazuje Bogu zejść ze swego tronu, gdzie nieustannie zaznaje czci od swych aniołów, by przyjść do tych, którzy grzeszą przeciwko Niemu, sami na siebie zsyłając przez to skutki grzechów, doznając ich, cierpiąc i popadając coraz bardziej w ich niewolę! Ta logika to po prostu miłość. Nie ma innego wytłumaczenia dla takiego postępowania Jezusa. Zostałeś, człowiecze, umiłowany przez Boga tak, że dobrowolnie godzi się na cierpienie za ciebie, byle byś ty był uwolniony od wiecznego cierpienia. Bylebyś ty mógł już na ziemi przynajmniej z części swoich cierpień być uwolniony. On ciebie stworzył i dał ci wszystko, czego potrzebujesz do życia. Ty Go obraziłeś, sprzeciwiłeś się Mu, ale On, abyś nie zaznawał tak straszliwych skutków swego grzechu, przyszedł do ciebie, byś zadał Mu kolejny, straszliwy ból. On wziąwszy na siebie wszystko, uwolnił ciebie z grzechu i ze skutków twojej grzeszności. Tylko miłość jest do tego zdolna.
Bóg przyszedł na ziemię ze względu na grzech, do grzeszników, do tych, co źle się mają. Czyż nie są to pocieszające słowa? Ileż nadziei niosą w sobie! Bóg przychodzi do tych, którzy są słabi, grzeszni, ciągle upadają! On przychodzi do chorych, bo jest lekarzem! Cieszmy się, bowiem nasza słabość, nasza nędza przyczyniła się do tak wielkiej łaski. Cieszmy się, ilekroć upadamy. Te słowa, chociaż wydają się absurdalne, mają swoją mądrość. Bowiem gdy upadamy, wywołujemy w Sercu Boga nową falę czułości. Tak jak matka, widząc swoje upadające i płaczące dziecko, odczuwa w sobie przypływ miłości i pragnie jak najszybciej swoje dziecko przytulić, utulić w płaczu, pocieszyć, zapewnić o swojej miłości i opatrzyć bolące miejsca, tak Bóg pragnie również jak najszybciej nas przytulić, pocieszyć, opatrzyć duszę i dodać sił, byśmy nie upadali.
Naszym zadaniem jest tylko podnieść głowę i popatrzeć na Ojca. W naszym wzroku wyczyta prośbę o pomoc, o wybaczenie i żal za to, co uczyniliśmy. Czyż zatem nasza wina nie jest błogosławioną skoro w Bogu wzbudza litość, miłosierdzie, czułość i pragnienie, by nas utulić? To niepojęta miłość! Nie znaczy to, że nie zadajemy Bogu nowego cierpienia swoim grzechem. On prawdziwie odczuwa wtedy ból. Jednak nie gniew jest Jego reakcją, ale chęć pomocy nam w wyjściu z tego grzechu. Dlatego za każdym razem, gdy upadamy, pomyślmy o tym, cieszmy się, że Jezus przyszedł do chorych, czyli do nas, ze względu na nasze słabości, choroby! Korzystajmy z tej cudownej łaski przebaczenia, od razu wtulajmy się w wyciągnięte Ojcowskie ramiona.
Zauważmy, że im mniejsze dziecko, tym matka ma więcej cierpliwości do jego nieposłuszeństwa, tym więcej tuli i pociesza, o wiele bardziej niż karci i strofuje. Toteż cieszmy się, że jesteśmy najmniejszymi, bo do nas szczególnie stosują się słowa tego fragmentu Ewangelii: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.” Świadczą one o wielkiej miłości Boga do nas i wielkiej łasce danej wszystkim grzesznikom. Niosą ogromną nadzieję i skłaniają do ufności. Przydają duszy sił, by powstawać i ciągle próbować od nowa.
Módlmy się, abyśmy odkryli miłość Boga skierowaną do nas właśnie w tych słowach. Módlmy się, abyśmy nabrali głębokiej pokory, bo ona pomoże nam doświadczyć, czym jest miłość Boga. Módlmy się do Ducha Świętego, by to On objawiał nam prawdę o Bożej miłości, tak mało znanej, kochanej i podziwianej. Módlmy się, abyśmy ten fragment odczytali od nowa jako objawienie Bożej logiki miłości, Bożej mądrości, Bożego miłosierdzia oraz niepojętej Bożej sprawiedliwości. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?