38. Uciszenie burzy (Mt 8,23-27)
Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»
Komentarz: Uciszenie burzy na jeziorze jest objawieniem Władcy, który rządzi światem, nawet siłami przyrody. To, co w pojęciu ludzkim jest nie do okiełznania, poddaje się władzy Jezusa. Człowiek próbuje zapobiegać skutkom różnych zjawisk atmosferycznych, chronić się i przewidywać zagrożenia. Nie potrafi jednak powstrzymać ich. Nie ma władzy nad nimi. Owszem, poprzez swoją gospodarkę wpływa na nasilenie się pewnych zmian klimatycznych. Niestety, skutki tego są groźne dla niego samego.
Bóg jest Panem przyrody. W przytoczonym fragmencie Ewangelii ucisza nawałnicę. Ale nie czyni tego, by być podziwianym. Nie ma w Nim próżności i pychy. Proszą Go o to przestraszeni uczniowie. Woda zalewała ich łódź, a Jezus spokojnie spał i nie reagował na to, co działo się dookoła. Wielokrotnie widzieli Go czyniącego znaki i cuda. Wydawało im się, że wierzą w Jego moc, ufają Mu – przecież poszli za Nim. Jednak w chwili zagrożenia życia ufność i wiara gdzieś umknęły. Pozostał w sercu tylko lęk, paniczny, wszechogarniający strach. W zapomnienie poszły słowa Jezusa i Jego czyny. W niepamięć – ich zapewnienia, że pójdą za Nim wszędzie, bo ufają Mu bezgranicznie.
Dlaczego ci, którzy stale z Nim przebywali, teraz tak przelękli się i wykazali brak wiary? Można wyjaśnić to na prostym przykładzie. Uczniowie byli niczym dzieci, które bawią się na podwórku. Czują się bezpiecznie, bo mama jest przy nich. Kiedy jednak mama na moment, wieszając pranie, schowa się za rogiem domu, dzieci, które zapewniały, że będą nadal grzecznie bawić się, teraz wołają z płaczem. Są małe. Dla nich zniknięcie mamy z pola widzenia oznacza jej brak, a więc brak poczucia bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo jest dla nich tak ważne, własna potrzeba jest tak istotna, że wszystko inne się nie liczy. Cała wiara uczniów, ich zapewnienia pójścia za Jezusem wszędzie, nikną wobec lęku o siebie samych. Naraz okazuje się, że tak naprawdę nadal myślą o sobie. Nie mają jeszcze tej wiary późniejszych Jego świadków, idących mężnie na śmierć. Są nadal jakby na etapie dziecięcego egoizmu.
Spójrzmy teraz na siebie. Ileż to razy deklarowaliśmy się uczniami Jezusa. Zapewnialiśmy o swojej bezwzględnej miłości i przywiązaniu. Wyznawaliśmy wiarę i ufność. Z pewnością też doświadczyliśmy – my osobiście lub nasi bliscy – dowodów Jego miłości, Bożej obecności. I nadszedł dzień, w którym trudne zdarzenie, sytuacja na pozór nie do przejścia, zachwiała naszą wiarą. Czarne myśli ogarnęły umysł. Lęk wdarł się w serce. Przyszłość objawiła się w ciemnych kolorach. Wydawało nam się, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. Paniczny lęk opanowywał coraz bardziej serce, a umysł sam starał się znaleźć drogę wyjścia z trudnej sytuacji. Czepialiśmy się różnych sposobów i nic nam nie wychodziło. W chwili największej rozpaczy modliliśmy się, już nie prosząc cicho i spokojnie, ale krzycząc na ile dusza nasza mogła to czynić, by Bóg nas ratował. A nasza modlitwa była niczym wołanie uczniów na łodzi: Panie ratuj, giniemy! Czy czujemy w tych słowach rozpacz? Czy wyczuwamy również wyrzut nią podyktowany? Panie, czy Ty nie widzisz, że giniemy? Ratuj nas! Zobaczmy, co czyni lęk o siebie samego. Wprowadza w panikę. Niweczy wiarę, ufność i sprawia, że naraz tracimy poczucie bezpieczeństwa.
Idąc za Jezusem, trzeba zaufać do końca. Zostawić za sobą wszystko, zapomnieć o sobie samym, wyrzec się swych pragnień, nawyków, przyjemności. Raz na zawsze powiedzieć: Teraz Jezus jest Panem moim i mego życia. W Jego rękach jest moje szczęście. Od Niego przyjmę wszystko z radością i wdzięcznością. Nie od razu nasza wiara będzie niezachwiana, a ufność godna wielkich świętych. Bóg będzie nas hartował tak, jak hartuje się stal, aby była twarda i odporna. Ale za każdym razem w trudnych sytuacjach przypominajmy sobie te słowa: Jezus jest Panem mego życia i do Niego ono należy. Starajmy się modlić z ufnością, ze spokojem w sercu. Odrzućmy panikę, lęk i strach, bowiem one są dziełem szatana. Wykażmy się dojrzałością wiary i ufności. Z czasem pozwolimy Jezusowi spać podczas burzy, bowiem ufni w Jego Boską obecność przy nas będziemy pewni, że nic nie może się nam przydarzyć, o czym by On nie wiedział. Razem przecież płyniemy w jednej łodzi.
Módlmy się, aby nasza wiara wyszła z fazy dziecięcego egoizmu i była bardziej dojrzałą. Byśmy zapomnieli o sobie, a mieli na uwadze tylko dobro królestwa Jezusowego. Wzorując się na świętych, miejmy mężne serca, pełne świętego zapału poświęcenia siebie na ołtarzu miłości. Niech Boże błogosławieństwo towarzyszy nam w czasie tych rozważań.