39. Dwaj opętani (Mt 8,28-34)
Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, <Jezusie>, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?» A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!» Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.
Komentarz: Fragment ten ukazuje zarówno wielkość Boga, jak i małość ludzkiej natury. Jezus przybył do kraju Gadareńczyków tylko po to, by uwolnić opętanych od nękających ich złych duchów. Wiedział, że nie zostanie przyjęty i nie uczyni tam więcej znaków. Mimo to podjął tę drogę.
Zatrzymajmy się na moment nad biednymi duszami dwóch opętanych przez legion złych duchów. Jak wielkie było ich zniewolenie pokazuje to, w jaki sposób żyli, co złe duchy czyniły z nimi oraz jak wielkie stado świń, w które weszły wyrzucone złe duchy, zginęło. Ci ludzie działali przeciwko swemu zdrowiu i życiu, a czynili to bezwolni, całkowicie podlegli szatanowi. Demony rzucały je o kamienie, wypędzały na pustynię, nadludzką siłą rozrywały wszelkie pęta i łańcuchy, którymi byli krępowani. Okoliczna ludność bała się ich. Żyli jak dzikie, wściekłe zwierzęta, będąc przy tym bardzo nieszczęśliwymi. Człowiek opętany bowiem nie czyni tego, co chce, ale czego domaga się zły duch, który w nim żyje.
Jezus przybył do tego kraju, by uwolnić tych nieszczęśliwych. Kochał ludzi i każda dusza była Mu droga. Demony, na ich prośbę, posłał w około dwutysięczne stado świń. Jak wielka była ich liczba i moc, skoro tak ogromne stado naraz zerwało się i w wielkim hałasie, ryku, szale, rzuciło w fale jeziora! Tam zginęły. Było to coś tak niezwykłego, tak przerażającego, że pasterze owej trzody, wystraszeni, uciekli do miasta. Nie rozumieli, kim jest ten, który sam jeden ujarzmił najpierw dwóch opętanych, siejących postrach w okolicy, na których nie było mocy, a potem, władając złymi duchami, skierował je w stado świń. Jezus zaś stał spokojny, władczy, stanowczy. Bez żadnego szwanku na ciele, bez wysiłku, jedynie słownym rozkazem uczynił coś, co nie mieściło się w ludzkich pojęciach.
Kiedy pełni strachu i emocji opowiedzieli całe zdarzenie miejscowej ludności, ta przybyła na miejsce zdarzenia, aby przekonać się o prawdziwości opowiadań pasterzy. Cóż ujrzeli? Jezusa pełnego łagodności i dwóch opętanych, którzy teraz, ubrani po ludzku, siedzieli spokojnie, dziękując Bogu za uwolnienie. Ich przemiana, a także brak stada świń przeraziła serca przybyłych. Stało się coś, co nie mieściło się w ich ludzkich umysłach. A tego, czego człowiek nie rozumie, często się lęka. Nie wiedzieli, czego jeszcze mogą się spodziewać od tego, który przejawia taką siłę. Przecież stracili majątek w postaci swej trzody. Wszystko budziło ich niepokój. Do tej pory żyli spokojnie. Nagle zjawił się ktoś – nie wiadomo kto – i czyni taki zamęt. Dlatego kazali Jezusowi odejść. Chcieli żyć tak jak dawniej. Tylko ci, którzy zostali uwolnieni, nie mogli pojąć, jak można taką osobę wypraszać z miasta. Jak można nie chcieć z nią przebywać? Pragnęli pójść za Jezusem, służyć Mu z wielką wdzięcznością, całe swe serce Jemu oddać. Przecież przywrócił ich do normalnego życia. Jezus jednak nakazał, by pozostali i opowiadali wszystkim, co dobrego Bóg dla nich uczynił. Sam wsiadł do łodzi i odpłynął.
Zdarza się, iż dusze, w życiu których Bóg dokonuje zmian, odczuwają lęk. Wolą powrót do starego – tego, co znają i co daje im poczucie bezpieczeństwa. Zmiana zaś, choć przecież na lepsze, jest dla nich czymś nieznanym. Dlatego obawiają się i nie przyjmują Jezusa. Jaki smutek ogarnia wtedy Boga. Nie jest On jednak nachalny. Nie wdziera się siłą w niczyje życie. Nie chce być nieproszonym gościem i usuwa się na bok. Cierpi jednak z powodu niezrozumienia, odrzucenia oraz konsekwencji, jakie poniosą dusze, które Go nie przyjęły.
Niech ten fragment będzie dla nas powodem głębszego zastanowienia się nad wielkością i mocą Boga. Jednocześnie niech ukaże nam małość i nędzę naszej ludzkiej natury. Zobaczmy swoją krótkowzroczność, wygodnictwo i egoizm. Poczujmy wręcz głupotę podyktowaną lękiem i brakiem zrozumienia zachodzących wydarzeń. Przeanalizujmy swoje życie. Być może wydarzyło się w nim coś, co spowodowało, iż zachowaliśmy się jak mieszkańcy tej miejscowości – wycofaliśmy się, zrezygnowaliśmy z przyjęcia Jezusa do swego domu, serca, życia.
Pamiętajmy, że niezrozumienie nie może nas usprawiedliwiać. Trzeba starać się pojąć i przyjąć sercem. Dopiero wtedy świadomie podejmować decyzje. Zastanówmy się nad szalą wyborów. Na co zdecydowali się mieszkańcy tej miejscowości? Za jaką cenę wrócili do starego życia? Czy rzeczywiście warto poświęcić aż tak dużo, by gnuśnieć w swym małym, ciasnym domku? Czy nasze obecne życie jest aż tak wartościowe, że nawet cenniejsze od Tego, który mocą z nieba przychodzi do nas z propozycją życia nowego? Rozważmy ten fragment Ewangelii. Niech pomoże nam podjąć ważne życiowe decyzje.