42. Uzdrowienie głuchoniemego (Mk 7,31-37)
Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».
Komentarz: Jezus pragnie dzisiaj otworzyć nasze serca i dusze, oczy i uszy naszych wnętrz na swoją miłość; na słowo, które z niej wypływa.
Miłość nigdy nie zamyka się w sobie. Dlatego Bóg, który przecież jest Miłością, nieustannie otwarty jest na swoje stworzenie – otwarte, wyciągnięte do ludzi są Jego ramiona, otwarte na ich potrzeby Serce, otwarte rany, z których wypływa miłosierdzie. To daje nam gwarancję, iż cokolwiek dzieje się z nami, jesteśmy pod czujnym okiem Boga. Każdy nasz upadek, poddanie się słabości powoduje jeszcze szersze otwieranie się Jego ran i wylew zdrojów miłosiernych. Jeśli wołamy wtedy Pana, one spływają na nas i obmywają nas.
Żyjemy we wnętrzu Boga. Już samo to powoduje niemożność Jego zamknięcia się na nas. Pan niejako od początku założył, iż na zawsze jest dla człowieka i wszystko co Boże do niego należy. Gdyby stworzył nas i umieścił obok siebie, mógłby dawać to, co zechce każdego dnia i udzielać się na tyle, na ile będzie miał ochotę. Przypominałoby to trochę króla, do którego codziennie przychodzą poddani i otrzymują tyle, ile jego kaprys w danej chwili zechce im dać. Jednak Bóg jest Królem, który uczynił swych poddanych dziedzicami. Otworzył skarbiec i zachęca, by korzystali z niego do woli, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota.
Zatem Bóg jest Miłością – otwartą, dającą siebie zawsze i do końca – i pragnie naszego upodobnienia się do Niego. Dlatego poucza, daje słowo. Utworzył Kościół, aby człowiek miał odpowiednie warunki dla rozwoju; by mogło dokonywać się jego przeobrażenie. To serce ludzkie najbardziej potrzebuje przemiany, by móc upodabniać się do Boga. Właśnie ono – siedlisko uczuć, emocji, pragnień – świadczy o otwartości człowieka lub o jego zamknięciu się. Prawdziwie otwarty jest tylko Bóg. Człowiek zaś otwiera się na tyle, na ile pozwalają mu wcześniejsze doświadczenia życiowe, wiedza, predyspozycje wewnętrzne itd. Są ludzie otwarci od urodzenia oraz tacy, którzy jak się wydaje, nigdy nie otworzą swojego serca. Jednak w mocy Boga jest wszystko.
W przytoczonym fragmencie Ewangelii Jezus dokonuje rzeczy na pozór niemożliwej – uzdrawia osobę głuchoniemą. Popatrzmy na to wydarzenie jako skierowaną do nas, bardzo ważną wiadomość. Pan przywraca ludziom słuch, mowę, wzrok, sprawność rąk i nóg. Chorzy odzyskują zdrowie. Dlaczego właśnie dzisiaj ten fragment? Dlaczego dzisiaj to czytasz i rozważasz? Jeśli rzeczywiście wierzysz, że nie ma przypadków, lecz Bóg wszystkim kieruje, to przyjmij te słowa jako wypowiedziane teraz specjalnie do ciebie. Zastanów się, co Bóg chce przez ten fragment ci powiedzieć? A może, co pragnie uczynić? Może czegoś oczekuje od ciebie?
Otóż Bóg pragnie dla ciebie samego dobra, szczęścia. A tym jest Jego miłość. On chce przemienić cię w siebie. Potrzeba do tego twojej otwartości. Zatem dzisiaj Bóg pragnie o tej otwartości tobie mówić i do niej doprowadzić; sprawić, byś otworzył się na Jego miłość, na Bożą rzeczywistość. On widzi twoje zamknięcie się na swoje działanie. Widzi zamknięte serce i duszę; oczy, które nie patrzą na Niego i uszy, które Go nie słuchają – zajęte otaczającym światem. Bóg patrzy na twoje zaciśnięte usta. Otwierasz je tylko, by wypowiadać to, co wcześniej wpadło do serca przez zdeformowane krzykiem świata uszy.
Jesteś otwarty na świat materialny, a całkowicie zamknięty na ten prawdziwy i rzeczywisty – świat duchowy. To straszliwa deformacja, skoro nie przyjmujesz tego, co zapewnia ci życie, lecz to co niesie ze sobą śmierć. Bóg pragnie uzdrowić ciebie. Chce zająć się twoim sercem i duszą; otworzyć oczy, uszy, rozwiązać język. Właśnie dzisiaj, właśnie teraz. Pozwól Mu na to. Znajdź czas i miejsce na cichą, osobistą modlitwę. Niech nikt, ani nic wam nie przeszkadza. Módl się do Ducha Świętego. Wszak On jest Tchnieniem, Życiem, Siłą, Mocą. Może pomóc ci otworzyć się. Przecież w Dniu Pięćdziesiątnicy rozlał się w postaci płomyków ognia na apostołów. On dodał im odwagi. Tchnął nowe życie. Rozwiązał ich języki, dał mądrość, jakiej nie mieli wcześniej i zrozumienie prawd Bożych. Wszystko to uczynił Duch, którego Jezus zesłał na ziemię. Teraz pragnie udzielić Go tobie, by otworzył twą duszę, wlał i w twoje wnętrze siły, odwagę, moc. Chce dać ci nowe życie, swoje tchnienie. Teraz! Nie jutro, nie za miesiąc, za rok, ale teraz! Teraz jest ten czas, gdy Duch Boży unosząc się nad ziemią, szuka serc, by je napełnić i odrodzić. Teraz pragnie dokonywać przemian, abyśmy otwierali oczy i uszy naszych dusz na Jego wołanie, pouczenia, prawdę, poznanie!
Teraz jest ten czas, gdy miłość zstępuje na ziemię, aby zjednoczyć serca oddane Bogu, by zgromadzić je w jedno i utworzyć nowy Kościół. Teraz jest ten czas! Nie przegapmy go! Nie zmarnujmy w pędzie za nowinkami, za materią. Rozdrabniamy się na mnóstwo spraw, a gubimy po drodze to, co najważniejsze – Boga. On schodzi dzisiaj na ziemię, by ją przygotować na swoje zwycięstwo, na triumf swej miłości. Bądź czujny, abyś nie znalazł się wśród tych, którzy tego nie spostrzegą; by twoim udziałem nie stała się porażka tych, którzy zamiast w Bogu, w materii szukali dobra, sensu, wartości.
Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań, daje swego Ducha i mówi naszym sercom: „Effatha”. Niech oczy i uszy twojej duszy otworzą się, byś ujrzał Pana jako Miłość swego życia, jedyne dobro, wartość największą, cel dążeń i źródło swych pragnień. Niech Bóg, który jest Miłością, stanie się dla ciebie wszystkim.