43. Córka Jaira i kobieta cierpiąca na krwotok (Mt 9,18-26)
Gdy to mówił do nich, pewien zwierzchnik [synagogi] przyszedł do Niego i, oddając pokłon, prosił: «Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie». Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: «Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła». I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: «Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi». A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Komentarz: Fragment ten mówi o dwóch bardzo ważnych wydarzeniach – dokonanych cudach. Jeden dotyczy córki Jaira, zwierzchnika synagogi. Drugi – chorej kobiety. Opisane są one dokładniej w Ewangeliach Marka i Łukasza.
Rozważmy najpierw wydarzenia związane z dziewczynką. Miała około dwunastu lat. Była umierająca z powodu ciężkiej choroby. Jej ojciec w wielkim bólu udał się do Jezusa, by prosić o ratunek. Nie był zwykłym, szarym obywatelem. Pełnił urząd zwierzchnika synagogi. Tacy ludzie zbyt chętnie nie przychodzili do Jezusa, aby o coś prosić. Nie było to dobrze widziane wśród faryzeuszy i uczonych. Jednak choroba córki, lęk przed tym, co nieuchronnie się zbliżało, kazało ojcu przełamać swoją dumę, nie zważać na ludzkie opinie i szukać pomocy u tego, który tak wielu już uzdrowił. Zostawił umierającą córeczkę w domu z matką i pobiegł, by szukać Jezusa. Napisane jest: „Oddając pokłon, prosił”. Mimo swego stanowiska Jair kłania się temu, który oficjalnie jest tylko synem cieśli. Złożony boleścią, przygnieciony dramatem korzy się, byle tylko otrzymać ratunek.
Ten zwierzchnik synagogi obrazuje każdego człowieka. Ból, cierpienie, kruszy dumę, pychę ludzką i sprawia, że harde serce mięknie. Człowiek wtedy pokornieje i uznaje swoją małość wobec tragedii, jaka go dotyka. Widzi, że nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Bóg nieraz dopuszcza trudne sytuacje, gdy pycha i próżność tak opanują serce człowieka, że nic nie jest w stanie go zmienić. Jedynym ratunkiem jest coś, co poruszy duszą i wstrząśnie sercem na tyle, iż człowiek w końcu przejrzy na oczy. Wyjdzie z poza własnych spraw, którymi się otoczył, obwarował, w których wręcz utonął, nie widząc niczego innego. W obliczu tragedii, rzeczy, na które nie ma wpływu, dostrzega własną małość, niemoc. I zwraca się do Boga pełen pokory.
Kiedy Jair przybył do Jezusa, jego córka jeszcze żyła żyła. Jednak zanim dotarli do niej, umarła, o czym donieśli im służący. Zwrócili nawet uwagę zbolałemu ojcu, by już nie zajmował czasu Jezusowi, bo nic nie da się zrobić. Jezus jednak kazał mu ufać. Podążył do jego domu. Kazał usunąć się zgromadzonym, mówiąc: „Dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. Wywołało to ironiczne uśmiechy, komentarze. Ale w niektórych sercach zrodziło się coś na kształt nadziei, że jednak On może uczynić cud. W obecności trójki uczniów oraz rodziców dziewczynki Jezus wziął ją za rękę i kazał wstać. Ta otworzyła oczy i posłusznie podniosła się. Wyobraźmy sobie radość rodziców, którzy chwilę wcześniej pogrążeni byli w rozpaczy. Ich serca przepełniała teraz wdzięczność. Przypomnijmy sobie, co działo się z nami, gdy Bóg dokonał w naszym życiu czegoś, co wydawało się niemożliwe, gdy wyprowadził nas z sytuacji bez wyjścia. Ileż wdzięczności było w naszych sercach, ile radości! Ale i postanowienie, że od tej pory zawsze już będziemy Mu ufać. Na jak długo starczyło nam tej wiary i ufności?
Przyjrzyjmy się teraz drugiemu wydarzeniu – jakże innemu, choć też ukazującemu cud uzdrowienia. Postarajmy się wczuć w sytuację tej chorej od dwunastu lat kobiety. Ona również w Jezusie widziała ostatnią deskę ratunku. Wiedziała, że jeśli On jej nie pomoże, to już nie ma dla niej nadziei. A ponieważ nie było dogodnej sytuacji, by rozmawiać z Jezusem, przedstawić swoją sprawę i prosić o ratunek, chciała chociaż się Go dotknąć. Wierzyła, że wystarczy dotknąć Jego płaszcza. Co za wiara! Przedarła się przez tłum. Mimo że Jezusa otaczało mnóstwo ludzi, chronili Go od ścisku Jego uczniowie, przedostała się na tyle blisko, iż dotknęła Jego szaty. Natychmiast doznała ulgi. Poczuła, że jest uzdrowiona.
Zauważmy, jak ważna jest dla człowieka wiara. To ona sprawiła, że Jezus uzdrowił kobietę. I chociaż wiedział, kto Go dotknął, zapytał o to. Naciskały tłumy, z każdej strony dotykano Jezusa. Jednak tylko ta niewiasta uczyniła to z wiarą, swoją prośbę pozostawiając w sercu. Była przy tym bardzo pokorna. Kiedy zapytał, ona drżąc, padła do Jego stóp i wyznała prawdę. Jezus specjalnie zadał to pytanie, by podkreślić wagę wiary i litość Boga nad tymi, którzy tak pokornie oczekują zmiłowania.
Połączmy teraz oba fragmenty. Choć różne, mają wspólne elementy. Pierwszy – to pokora. Jakże ważna w relacjach Bóg – człowiek. Drugi – uczucie bezsilności. Człowiek nie jest w stanie pomóc sam sobie. Trzeci – to wiara, z którą człowiek przychodzi do Boga. Wiara, która każe ufać wbrew nadziei i zdrowemu rozsądkowi, która skłania człowieka do czynów czasami na pozór nie mających sensu.
Różne są losy ludzkie, inne charaktery. Jednak pokora, uznanie swej nędzy i bezsilności oraz wiara – to cechy, które skłaniają Serce Boga do litości, miłosierdzia i wysłuchania próśb. Zastanówmy się dzisiaj, na ile Bóg w naszej modlitwie je znajduje. A gdy już otrzymamy to, o co prosiliśmy, jak długo w sercach gości wdzięczność i pamięć o wielkiej dobroci Boga? A On błogosławi szczególnie tych, od których doznaje wdzięczności. W ich sercach przebywa chętnie.