43. Przekleństwa (Łk 6,24-26)
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.
Komentarz: Rozważania te są kontynuacją rozważań związanych z poprzednim fragmentem Ewangelii. Powiedzieliśmy sobie, że przyjęcie faktu własnej nędzy, małości, słabości, stanięcie w prawdzie i zaakceptowanie jej oraz próby życia z Bogiem w oparciu o tę prawdę, niesie błogosławieństwo Boga. Mówiliśmy też, iż ubóstwo, głód, smutek, dusze maleńkie odnoszą do braku miłości w nich. Na tym braku miłości w sercach dusz opiera się ich maleńkość, z niej wynika. Przyjęcie tego faktu i oczekiwanie od Boga wypełnienia serca miłością, jest stanięciem w prawdzie. Ci, co taką przyjmują postawę, są błogosławieni.
Teraz chcemy wyjaśnić sobie niejako drugą część nauczania Jezusa. Jest ona przestrogą dla tych, którzy nie zauważając swojej nędzy, chełpią się doczesnością, ale nie tylko. Jezus mówi: „biada bogaczom, biada sytym, biada śmiejącym się, biada chwalonym przez innych”. Czyżby samo bogactwo, brak głodu, radość były czymś złym? Nie. Tutaj należy znowu spojrzeć na siebie od strony ducha, nie materii, chociaż i o materii będzie mowa. Bogacz to ten, który posiada. Można posiadać dobra materialne, ale i duchowe. W dodatku można być świętym bogaczem dóbr materialnych i potępionym posiadaczem dóbr duchowych. Wszystko zależy od nastawienia serca. Zachłanność ludzka przejawia się w ciągłym zbieraniu, poszukiwaniu, gromadzeniu, przywiązaniu do tego, co się już zdobyło. Jest to przywiązanie do samego posiadania. Jest to ciągłe dążenie do zdobywania kolejnych dóbr, dla nich samych. Człowiek nie zadawala się tym, co ma, lecz ciągle uważa, że to za mało i stara się zdobyć następne. Chełpi się zdobyczą, ale drży o to, by nikt mu tego nie zabrał. Taka dusza jest bardzo smutna, a jej nędza ogromna. Trudno jej wydobyć się z tej otchłani nędzy, w jakiej przebywa.
Często ludzie odbierają ten fragment o bogaczach tylko pod kątem bogactwa materialnego. Niestety, pełno jest dusz – bogaczy duchowych – zachłannie zdobywających dobra niematerialne. Zaliczają kolejne rekolekcje, wszelkie możliwe, na jakie tylko natrafią. Czytają książki duchowe, a w nich doszukują się potwierdzenia własnej świętości. Nie szukają w nich Boga, ale własnej chwały. Potrafią głośno rozprawiać o sprawach ducha, chcąc pokazać swoją znajomość w tej materii; ich zdaniem równa się to z kroczeniem tą drogą rozwoju duchowego. Chętnie dają rady, uważając siebie za znawców spraw duchowych, za doświadczonych, za specjalistów. Tak naprawdę rozpiera ich pycha i żądza posiadania. Nic prócz tego nie ma w ich sercach. Nawet jeśli początkowo Bóg w nich gościł, to dawno został wyrzucony, bo miejsce zajęła miłość własna. Jezus przestrzega nas przed takim bogactwem.
Drugą sprawą, jaką porusza, to stan nasycenia. I znowu można to odnieść do fizycznego odczuwania sytości, a można też zwrócić uwagę na własną duszę i jej poczucie głodu lub sytości. O co chodzi tym razem? Otóż dusza dążąca do Boga pragnie Go coraz bardziej w miarę, jak do Niego się zbliża, a raczej, jak Bóg przybliża się do niej. To pragnienie Boga nie jest nieuporządkowaną zachłannością bogacza, o którym mówiliśmy przed chwilą. Jest tęsknotą duszy, która coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że bez Boga nie potrafi żyć. Bez Boga jest nieszczęśliwa. Pragnie Go. Pragnie zbliżyć się do Niego jak najbardziej. Bóg otwiera przed nią swoje wnętrze, a ona, widząc to piękno, nie potrafi już o niczym innym myśleć, marzyć, do niczego dążyć, jak tylko do źródła tego piękna, tej miłości. Cała pragnie w Nim zatonąć, rozpłynąć się, zniknąć. Tęskniąc, pragnąc, cierpi ogromnie, bo zdaje sobie sprawę ze swej nędzy, z tego, że nie zasługuje na tak wielkie szczęście. W dodatku nie potrafi, nie jest w stanie, sama tego szczęścia osiągnąć. Nawet na krok nie może zbliżyć się o własnych siłach do Boga. Toteż tęskni jeszcze bardziej, pragnienie wzmaga się ogromnie, a ona cierpi, wiecznie głodna Boga. To stan duszy zjednoczonej z Bogiem, chociaż ona sama nie musi sobie z tego zdawać sprawy. Czasem wyjaśni jej to kierownik duchowy, czasem sam Bóg. Czasem zaś żyje w tej nieświadomości, kochając niepojęcie, tęskniąc i doskonaląc się, wspinając coraz wyżej po drabinie świętości, będąc ukrytą niejako przed samą sobą. Ale to już są tajemnice między duszą a Bogiem. Ci, którzy nie odczuwają takich pragnień, nie muszą od razu wpadać w panikę. Wcale nie oznacza to, iż są potępieni. Jednym Bóg daje kubek, innym beczkę do napełnienia. Jednych stwarza wielkoludami, innych krasnalami. Każdy na swoją miarę będzie pragnął i starał się napełnić swoje naczynie, nasycić swój głód. Ważne jest natomiast, by nie popaść w stan sytości, zadowolenia z siebie, w stan, gdy wydaje się, że już Boga się osiągnęło, że zdobyło się szczyt, że weszło się już wysoko na drodze rozwoju duchowego. Lepiej cały czas myśleć, że jest się na początku drogi niż u jej kresu. To poczucie nasycenia bądź głodu wiąże się ściśle ze smutkiem lub radością. Dusza dążąca do Boga, tęskniąca za Nim, pragnąca Go ogromnie, ma w sobie ciągłe nienasycenie Bogiem. Ona z jednej strony cierpi z tego powodu, ale jednocześnie Bóg obdarza ją pokojem wewnętrznym, bo przecież żyje w niej i jednoczy się z nią. Natomiast dusza, której wydaje się, że osiągnęła pewne stopnie rozwoju, odczuwa samozadowolenie, nie ma tego prawdziwego wewnętrznego pokoju. Ona odczuwa niepokój o to, co, jak jej się wydaje, zdobyła.
Zauważmy, że dusza pokorna, która w swej nędzy zdaje sobie sprawę, iż wszystko otrzymuje od Boga, rzeczywiście od Niego otrzymuje i to bardzo dużo. Ona nie lęka się, by nie utracić czegoś, nad czym się natrudziła, bo wie, iż wszystko jest łaską, a nie jej pracą i wysiłkiem. Ona z radością przyjmuje, uznając nadal swoją nicość. Wie, że jest naczyniem pustym i słabym, a Bóg jest Tym, który ją napełnia według Jego planów i Jego zamiarów. Strzeżmy się więc poczucia samozadowolenia z własnych, jak nam się wydaje, osiągnięć. Całą nadzieję, ufność, pokładajmy w Bogu. W Nim osadzajmy swoją moc, siłę i od Niego wszystkiego oczekujmy, siebie uważając za nic.
„Biada wam, gdy ludzie chwalić was będą.” To ostatnie ostrzeżenie, bardzo ważne. Każdy człowiek narażony jest na pokusę pychy, dusze dążące do doskonałości tym bardziej. Szatan zdaje sobie sprawę, iż pokora jest tą cnotą, która duszę szczególnie uświęca i przybliża do Boga, dlatego starać się będzie zawsze wbić ją w pychę. A czynić to będzie również poprzez inne osoby, chociażby ze wspólnoty (nieświadome tego). Ważną jest postawa pokory wobec wszystkiego, co otrzymuje się od Boga; postawa ciągłego oddawania Bogu chwały we wszystkim, ciągłego uznawania swojej nicości, ciągłego przyjmowania, iż samemu nie zrobiłoby się nic. Tak więc wszelkie dobro, które pojawia się w życiu człowieka, pochodzi od Boga i jest Jego darem, a nie zasługą ludzką. Gdy tak będziemy patrzeć na siebie i innych, gdy zaczniemy dziękować Bogu za wszelkie dobro urzeczywistniające się w nas i drugim człowieku, gdy nieustannie stawać będziemy w prawdzie przed Bogiem, nie grozi nam pycha. Lecz pamiętać należy, że szatan będzie próbował nas zwieść.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech poprowadzi nas Duch Święty wraz z Maryją, Jego Oblubienicą, pełną pokory.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?