Ewangelia według św. Łukasza

44. Miłość nieprzyjaciół (Łk 6,27-36)

Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty! Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

Komentarz: Spójrzmy na ten fragment bardziej od strony ducha. Człowiek nieustannie doświadcza jakichś odczuć, doznań, emocji. Nieustannie łączy się z jakimś duchem. Jego serce ciągle wybiera, ciągle jest w jakiejś rzeczywistości. Nigdy nie znajdujemy się w próżni. Niestety zazwyczaj nie uświadamiamy sobie tego, iż jako istoty stworzone z ducha, powołane do życia w duchu i otoczone światem ducha, w nim przebywamy. My przebywamy w świecie duchowym. Jednak w tym świecie działają na nas różne siły. Nie tylko Bóg jest duchem. Nie tylko aniołowie w niebie i święci są duchowi. Szatan przecież też jest duchem, tyle że nieczystym. Należy zdać sobie bardzo jasno sprawę z tego, że ten świat duchowy, ta rzeczywistość jest. W nieco innym wymiarze, ale istnieje, a w dodatku przenika nasz materialny świat i ma na niego ogromny wpływ.

Nasze dusze, nasz duch, należą do świata duchowego. I w nim niejako bardziej się zanurzają, odczuwają, przebywają, niekoniecznie przy udziale naszej świadomości. W świecie tym działają na nas dwie siły: dobra i zła. O tym wszyscy wiemy, ale nie żyjemy z tą świadomością, że dokonuje się to nieustannie. Nie tylko wtedy, gdy jest jakaś ewidentna sprawa wyboru dobra lub zła. To oddziaływanie jest ciągłe: czy wykonujemy drobne czynności domowe, czy pracujemy, czy odpoczywamy, nasze dusze nieustannie przebywając w tym duchowym świecie, dokonują wyboru. Są bombardowane złem, a oświetlane światłem dobra. Niestety zło jest bardziej krzykliwe. Zło jest bardziej rzucające się w oczy. Dlatego człowiek już przyzwyczaił się do wielu spraw i daje na nie zgodę w swoim sercu, przez co akceptuje i wybiera zło nawet o tym nie myśląc.

Zauważmy, że Bóg, dając nam maleńką drogę miłości, a na niej akt miłości, chce sprawić, że nasze dusze zajmą się miłością, a więc będą wybierać nieustannie dobro. Poprzez nieustanny akt miłości stale wchodzimy w relację z Miłością, dzięki czemu zło nie ma do nas takiego przystępu. Wtedy przebywamy w Miłości. Otwieramy się na Ducha Świętego. Otwieramy się na Boga. Wchodzimy niejako bardziej w Jego wnętrze. Jesteśmy mocniej przenikani Nim samym. Nasze dusze zostają umocnione dobrem. Dzięki temu, gdy zło znowu stara się zająć nas sobą, mamy więcej siły, jasności, poznania, by mu się przeciwstawić. Więcej rozumiemy i potrafimy dokonać właściwego wyboru. Nieraz dzieje się to bez szczególnej świadomości wybierania. To dokonuje się w duszy.

Dlaczego o tym mówimy teraz, przy tym fragmencie z Ewangelii? Otóż jest bardzo ważne, by starać się trwać w nieustannym akcie miłości, bowiem każdy człowiek ma swoje słabości. Ujawniają się one również wtedy, gdy pracuje on nad sobą. Ujawniają się szczególnie w sytuacjach niespodziewanych, nagłych, ekstremalnych. Nie ma wtedy czasu na rozmyślanie, analizowanie. Działamy pod wpływem emocji. Właśnie wtedy nasze słabości się ujawniają. Im mniej miłości w duszy, tym mocniej te słabości wychodzą na wierzch. Im mniej dusza przebywa w Miłości, tym szybciej ulega słabościom. Skąd ma czerpać siłę do ich zwalczania? Jeśli nie przebywa w Miłości, to gdzie się znajduje? Przecież nie ma próżni…

Te słabości ludzkie ujawniają się również bardzo mocno w drobnych sprawach codziennych. Nad nimi człowiek nie zastanawia się zbytnio. Jeśli nie trwa w miłości, nie ma tej czujności w sobie, nie jest wyczulony na odróżnianie nieraz niuansów w świecie dobra i zła. Postępuje machinalnie, a jego serce, myśli, nie zajmują się miłością. Zatem zajmując się doczesnością, sobą samym, postępuje według tego, czym zajęte jest serce. Skąd ma czerpać siły do życia w dobrym, skoro nie otrzymuje pokarmu, jakim jest miłość?

I tutaj w końcu dochodzimy do naszego tematu. Otóż w powyższym fragmencie Ewangelii mowa jest o miłości tych, których trudno nam kochać. Różne są tego powody. Taki ogólny powód, obejmujący wszystkie, to ten, że od tych ludzi nie doznajemy miłości, tylko czegoś odwrotnego. Serce ludzkie samo w sobie jest słabe, więc chciałoby odpowiedzieć tym samym, a więc niechęcią, nienawiścią, złością. I niestety zazwyczaj tak odpowiada. Dlaczego? Bo nie trwa w miłości. Bo jego dusza nie karmi się miłością. Przebywa, jak już powiedzieliśmy, w świecie ducha, ale tam działają na nią dwie siły. Jeśli my chociażby aktem woli nie zbliżamy się do dobra, nie chcemy, nie dążymy, nie próbujemy otwierać się na Boga, który jest miłością, On nie nakarmi nas sobą na siłę. To byłby gwałt zadany naszej duszy, nam samym, naszej wolności danej od Stwórcy. Zatem trudno nam kochać i odpowiadać miłością tym, którzy nam tej miłości nie okazują, a często coś wręcz przeciwnego.

Ale Jezus przyszedł po to, by nauczyć nas właściwego postępowania. Tym właściwym postępowaniem jest miłość. I znowu dochodzimy do pytania, skąd ją brać, skoro tak słabi jesteśmy, że nieustannie ulegamy swoim słabościom, nawet jeśli nie chcemy tego i potem tego żałujemy. Odpowiedzią jest, jak zaznaczyliśmy wcześniej, nieustanny akt miłości. To on wprowadza nas w tę ciągłą zażyłość z Bogiem, w to nieustanne karmienie duszy miłością. Bardzo ważna jest jego nieustanność. To właśnie ta nieustanność staje się gwarancją szybkiego wzrastania w miłości. Dusza systematycznie umacniana jest przez samego Boga. Ciągle napełniana miłością. Uczona jest myślenia o miłości. Ona zaczyna tą miłością żyć. Oczywiście, że to są początki i często jeszcze dusza ulegnie złu i wyjdą na wierzch jej słabości. Ale powoli, małymi krokami, systematycznie, będzie coraz głębiej zanurzać się w miłości, nasycać się nią, budować się nią, umacniać, nabierać sił ku dobremu. Bóg nie skąpi swej łaski i takim duszom daje ich całe mnóstwo. Dusza doświadcza Bożej miłości w sercu, kosztuje radości bliskich spotkań z Bogiem. Tą są te pociągnięcia duszy, które utrwalają więź z Bogiem, niejako przywiązując ją do Niego. Przychodzi taki czas, że dusza już nie chce i właściwie nie może, nie potrafi zrezygnować z miłości. Za dużo jej doznała, doświadczyła jej piękna, by teraz z tego cudu rezygnować. I chociaż nadal ulega swoim słabościom, to jednak teraz jest bardziej świadoma tej Miłości, której pragnie, dąży do niej, chce się z nią nieustannie jednoczyć, a spotkania z Miłością, jakich zaznaje dzięki łasce Boga, stają się jej umocnieniem, siłą do walki z pokusami. Wtedy to zaczyna próbować prawdziwie, z pełną świadomością własnej słabości oraz wszechmocy Boga jej udzielanej, odpowiadać miłością na jej brak wokół siebie. Nie są to łatwe pierwsze kroki, ale wsparta nieustannie miłością, a więc Bogiem, ciągle próbuje. Z czasem nauczy się okazywać tę miłość, przyjmować w sercu doznawany brak miłości i zamieniać w odpowiedź pełną miłości. Powoli, idąc maleńką drogą miłości, doświadczając własnej niemocy, ale jednocześnie doznając pomocy ze strony Boga, dusza doskonali się w miłości – miłości do Boga i człowieka.

Niech Bóg błogosławi nas na tej drodze ku doskonałej miłości.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>