45. Uzdrowienie opętanego i chorych (Mt 9,32-38)
Gdy ci wychodzili, oto przyprowadzono Mu niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: «Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu!» Lecz faryzeusze mówili: «Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy». Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo».
Komentarz: W tym fragmencie zwróćmy uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze – na wielkie bluźnierstwo, jakiego dopuszczali się faryzeusze, mówiąc, iż Jezus mocą szatana czyni cuda. Po drugie – zobaczmy litość i ogromną miłość Boga względem schodzących się do Niego z nadzieją wielkich tłumów.
Jeśli chodzi o faryzeuszy można stwierdzić krótko: ktokolwiek wypowiada podobne słowa, obciąża sumienie straszliwym grzechem. Znaki poprzedzające przyjście Jezusa były zgodne z zapowiedziami. Oni byli tego świadomi. To, niestety, świadczy przeciwko nim. Ich grzech był więc ciężki. Dobrze znali Pisma, historię, proroctwa, a to, co czynili – robili w pełni świadomości swych czynów od strony moralnej. Biada temu, kto postępuje podobnie. Dotyczy to również późniejszych proroctw, objawień i wizji, jakie miały i nadal mają miejsce w Kościele. Bóg nie zaprzestał opieki nad swoim ludem. Nadal kocha, pomaga, prowadzi. Dziś także oznajmia swoją wolę, uzdrawia i poucza. Przez wieki czynił to poprzez wielkich świętych. Teraz przychodzi do prostaczków, do tych najmniejszych, bo ich umiłował najbardziej. A ci, którzy mają wiedzę o Bogu, ale nie przyjmą Jego obecności, obciążają się wielką winą. Bo kto ma, od tego jeszcze więcej wymagać się będzie.
Teraz druga sprawa. Czytamy dzisiaj, iż Jezus: „nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza”. Zwróćmy uwagę na kolejne objawienie Boga. Tym razem zwraca On naszą uwagę na swoje oblicze pełne litości i miłości. Za Jezusem chodziły tłumy – setki, a nawet tysiące ludzi. Uczniowie musieli chronić Go, niekiedy torować Mu drogę. Jego osoba i nauka szybko nabrały rozgłosu. Wzbudzał tak wielkie i skrajne emocje. Był kochany, uwielbiany, wychwalany przez jednych i znienawidzony przez innych. Nikt przed Nim nie uczynił tyle znaków, cudów, uzdrowień. W zupełnie nowy sposób mówił o Bogu i relacji do Niego. Jak nikt inny nauczał też o miłości i sam ją przejawiał wobec każdego. Jedynie spojrzeniem dokonywał w sercach przemiany. Cała Jego postać emanowała dobrocią, czystością. I chociaż mówiono o Nim również źle, znieważano i obrażano Go, On niezłomnie szedł do miast i wsi z nowiną o Bożej miłości, o królestwie, nakłaniając do przemiany serc. Dokądkolwiek się udawał, podążali wcześniej uczniowie. Wszędzie wyprzedzała Go sława proroka, uzdrowiciela, nauczyciela. Ludzie potrafili przejść wiele kilometrów, by tylko móc Go zobaczyć, posłuchać, być może doznać uzdrowienia. A w sercu Jezusa stale budziła się litość na widok ludzkiej biedy, chorób, nędzy. Skłaniała Go do dalszej wędrówki, nauki i pomocy potrzebującym. Lubił przebywać z prostymi i ubogimi, szedł do nich chętnie i czynił cuda, bo doznawał miłości i wdzięczności. Natomiast tam, gdzie miał się spotkać z uczonymi, wykształconymi, bogatymi, udawał się z bólem, bo doświadczał od nich obłudy, zakłamania, wręcz nienawiści, zatwardziałości serc. Gdy widział nędzę, słabość i choroby, a jednocześnie czuł miłość, wdzięczność i pokorę – leczył, uzdrawiał, czynił dużo znaków. Chętnie nauczał i udzielał swego błogosławieństwa. Jeśli zaś zderzał się z murem chłodu i nienawiści, niewiele mógł zdziałać, bo ludzkie serca Go nie przyjmowały.
Jezus litował się nad tłumami, bo wielu było znękanych i porzuconych jak owce bez pasterza. Widział wielką potrzebę głoszenia swej nauki. Ludzie chłonęli słowa o miłości, oczekiwali błogosławieństwa i modlitwy nad nimi. Choć żyli w wierze, zachowywali się tak, jakby jej nie znali, jakby nikt im wcześniej o Bogu nie mówił. Teraz wiara w jedynego Boga doznawała przeobrażenia, nabierała głębi pod wpływem słów Jezusa – niektórzy utwierdzali się w niej, w innych dokonywała się przemiana. A On znał ludzkie serca, widział ich głód miłości, spragnione Bożej nauki dusze. Dlatego stwierdził: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Słowa te znalazły swój wydźwięk po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Kościół, tak mały, zapoczątkowany napełnieniem Duchem Świętym podczas Jego zesłania, rozrósł się i objął swym zasięgiem cały świat. Nadal jednak to wezwanie jest aktualne, bowiem w wielu krajach brakuje „robotników”. Dlatego trzeba modlić się bardzo gorąco, „aby Pan wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Niech w naszych sercach żyje oblicze Boga pełnego litości, miłości i wzruszenia wobec nędzy, słabości, chorób oraz różnych nieszczęść ludzkich. Wpatrujmy się w Boga zniżającego się do swego stworzenia, przychodzącego do swoich dzieci, pełnego miłosierdzia; Boga mającego czułe Serce na cierpienie człowieka. Módlmy się, abyśmy to oblicze dobrze poznali, przyjęli i jeszcze bardziej pokochali. Prośmy też, aby Bóg wysłał swoich robotników wszędzie, gdzie jeszcze nie znana jest Jego miłość. Niech dotrze tam Ewangelia o królestwie Boga kochającego swoje stworzenie.