Ewangelia według św. Łukasza

45. Powściągliwość w sądzeniu (Łk 6,37-38)

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».

Komentarz: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni: nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” Na te słowa zwróćmy naszą uwagę. Znamy je dobrze, cytujemy niejednokrotnie, a jednak jeszcze nimi nie żyjemy tak, jakby Bóg tego oczekiwał. Wynika to ze zbyt płytkiego ich rozumienia. Sens słów jest ogólnie zrozumiały, chodzi jednak o to, by wejść w głębię ich znaczenia, by zauważyć te sytuacje w swoim życiu, kiedy szczególnie należy się do tych słów odnieść i je stosować.

Takich sytuacji mamy na co dzień bardzo dużo. To zarówno te w naszych rodzinach, jak i w różnych miejscach, gdzie przebywamy. Przechodząc nieraz obok jakiejś osoby, oceniamy ją, wydajemy sąd o niej w swoim sercu. Robimy zakupy, załatwiamy sprawy urzędowe, stykamy się z różnymi ludźmi w różnych sytuacjach – wychodzą na wierzch ludzkie słabości. One rzutują na wzajemne relacje, na atmosferę, na nasze samopoczucie. Dotykają w jakiś sposób nas, naszych serc. Poruszają w nich delikatne, wrażliwe struny – czasem bolesnych miejsc, czasem dumy, pychy, czasem rany, nawet jeśli zadanej dawno i niby zabliźnionej, to nadal wrażliwej. Czasem natrafiają na nasze kompleksy, niespełnione marzenia i pragnienia, które chociaż zepchnięte głęboko, ukryte w sercu, co jakiś czas budzą się i dają o sobie znać.

Gdybyśmy przyjrzeli się sobie dokładnie i mieli możliwość przeanalizowania własnych myśli i odczuć, to zauważylibyśmy, że bardzo dużo uwagi naszej poświęcamy ocenie innych. Nasze spojrzenie jest już w pewien sposób krytyczne. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często wydajemy sąd o kimś, jak często potępiamy, a serca nasze nieskore są do przebaczenia. Serce zjednoczone z Bogiem to serce otwarte na drugiego; serce, które jest na wzór Jezusa otwarte, a z jego wnętrza wypływa krew. Ta krew to miłość pełna miłosierdzia. Serce otwarte zostaje poprzez zranienie miłością, bo żeby serce otworzyć, trzeba je zranić. Wtedy dopiero popłynie krew. Tak stało się z Sercem Jezusa. Dlaczego z nami miałoby być inaczej? W jaki inny sposób można by otworzyć serce? Bez zranienia to niemożliwe.

Powiedzieliśmy zatem, że serce musi być zjednoczone z Bogiem, wtedy jest otwarte na drugiego człowieka. To otwarcie ma znaczenie symboliczne, jednak oznacza pełne miłości przyjmowanie drugiej osoby ze względu na miłość, jaką darzy ją Bóg, ze względu na Boga mieszkającego w jej wnętrzu. Nie ma innego uzasadnienia. Tylko to wiążące się z Bogiem jako Stwórcą wszystkich stworzeń i zamieszkującego każdą duszę, choćby najmniejszą. Tylko to mówiące o miłości, jaką ma Bóg do nas, ludzi, a z jaką nas stwarza. Tylko ze względu na wielkie umiłowanie naszych dusz przez Boga należy patrzeć na drugą osobę z miłością, a więc bez uprzedzeń, bez krytyki, bez osądzania i potępiania. Tylko to uzasadnienie przetrwa próbę czasu. Tylko ono nie traci nigdy na wartości. W żadnej sytuacji. Bóg nadał bowiem człowiekowi wielką godność. Bóg z miłości do człowieka zgodził się na śmierć własnego Syna. Tak wielką ceną człowiek został odkupiony. Nie ma nic cenniejszego niż życie Boga. Dlatego nie może wydarzyć się nic większego nad zbawczą mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Cokolwiek człowiek by uczynił i tak utonie to w oceanie Bożego miłosierdzia spływającego z Krzyża dlatego, że Bóg darzy człowieka tak nieskończoną i niepojętą miłością.

Jeśli zaś Bóg w ten sposób kocha każdego, to czymże ty jesteś, żebyś miał prawo postępować inaczej? Masz wzorować się na Jezusie. A On dał życie swoje za ciebie i za każdego. Toteż w twoim sercu nie powinno być nic prócz miłości do Boga i do człowieka. A jaka to miłość? Ofiarna. Dająca siebie w zamian. Czy ty w taki sposób patrzysz na ludzi? Na swoich bliskich, znajomych, obcych sobie zupełnie, mijanych na ulicy, spotkanych w sklepie, na urzędników? Czy ty ich kochasz? Czy w twoim sercu jest miłość? A ona nie osądza, nie potępia, nie krytykuje! Tego Jezus nie robił. Z krzyża płynęła modlitwa do Ojca: „Przepuść im, bo nie wiedzą, co czynią.” Czy w twoim sercu jest miłość Jezusa Ukrzyżowanego? Czy jest właśnie ta miłość? Nie twoja, wymyślona na potrzeby twojej duszy, by się nieco uspokoić, wybierająca te momenty, gdy kocha oraz te, gdy się usprawiedliwia, że przecież warunki, sytuacja zmusiła do innych zachowań. Miłość jest wieczna. Miłość jest niezmienna. Miłość po prostu jest. Nie ma przypływów i odpływów jak morze. Ona jest.

Dlatego Jezus zwraca dzisiaj naszą uwagę na to, co tak częste jest w naszych sercach, bo są słabe. Bo my jesteśmy bardzo słabi. Bo te słabości: osądzania, potępiania, nie przebaczanie, które tak bardzo opanowały ludzkie serca, świadczą o braku miłości w nich. Są wynikiem różnych zranień, małego poczucia własnej wartości, kompleksów, różnych niedobrych, bolesnych doświadczeń życiowych, przejętych wzorów osobowych w dzieciństwie, poczucia zagrożenia i wiele, wiele innych, o których dzisiaj mówić nie będziemy. Natomiast ważnym jest, abyśmy zdali sobie sprawę, iż lekarstwem na to jest przecież miłość. Bardzo trudno od razu człowiekowi zmienić się i mieć zupełnie inne podejście do ludzi, od razu wszystkich kochać, życzliwie patrzeć na nich, uśmiechać się nawet do tych, którzy prezentują swoją postawą zupełnie coś odwrotnego niż miłość i w nas tym brakiem miłości uderzają. Używamy specjalnie tego słowa, ponieważ można często przyrównać zachowanie bez miłości do uderzeń atakujących serce człowieka. To właśnie zło tak atakuje i stara się, bazując na ludzkich słabościach, pobudzić człowieka do kontrataku, oczywiście również brakiem miłości. Jednak naszą odpowiedzią ma być miłość.

Skąd zaczerpnąć tejże miłości? Skąd brać siły, by odpowiadać miłością na zło? Znowu wracamy do tego, o czym już mówiliśmy – akt miłości. Trwanie w akcie miłości zanurza serce człowieka w Bożej miłości. Ono nasyca się nią, oddycha nią. Im dłużej w niej przebywa, tym bardziej jeszcze jej pragnie, tym jest silniejsze miłością, tym bardziej potrafi, pamięta o tym i stara się odpowiadać miłością. Nie jest to proste, bowiem słabości nadal tkwią w człowieku. On się ich nie pozbywa tak naraz, ale tymi ciągłymi próbami trwania przy Bogu nabiera sił, by podejmować trud kochania mimo wszystko. Z czasem zaczyna dostrzegać Bożą miłość otaczającą innych. Posiada niejako głębsze spojrzenie, już nie zewnętrzne, gdzie wygląd, zachowanie, postawa innych wpływa na jego opinię o nich, ale bardziej wewnętrzne, gdy dostrzega w drugim człowieku złożoną w nim Bożą miłość, pierwiastek Boski. Widzi w nich umiłowane Boże stworzenie.

W słowach Jezusa skierowanych do nas jest jeszcze coś więcej niż tylko zakaz sądzenia czy potępiania. Jezus dopowiada, że tak, jak my czynimy komuś, tak i nam uczynią. Jezus zapowiada, iż spojrzy na nas naszymi oczami tak, jak my patrzymy teraz na innych. Jeśli wzrok nasz jest pełen miłości, to i Bóg w przyszłości spojrzy na nas z miłością. Jeśli wzrok nasz będzie miłosierny, to i On tym miłosierdziem obdarzy nas. A jeśli będziemy surowi w ocenach, sądach i będziemy potępiać, to i Bóg surowo podejdzie do naszego życia i posłuży się przede wszystkim Boską sprawiedliwością.

Niech Bóg błogosławi nas na czas rozważań oraz podejmowanych prób realizacji nakazu Jezusa patrzenia na innych Jego wzrokiem pełnym miłości. Niech zstąpi na nas Duch miłości Bożej i całych nas zanurzy w tejże miłości.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>