46. Wybór Dwunastu (Mt 10,1-4)
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził.
Komentarz: Oto nadszedł czas dla wybranych uczniów Jezusa, aby stali się apostołami, a więc Jego świadkami, głosicielami Dobrej Nowiny. Do tej pory przypatrywali się, słuchali. Teraz sami mieli iść i nauczać. Jednak Jezus udzielił im szczególnego błogosławieństwa. Dał władzę nad duchami nieczystymi oraz dar uzdrawiania z wszelkich chorób i słabości. Wyposażył ich więc sowicie w to, co najważniejsze dla apostolstwa. Było to przygotowanie do ich szczególnej misji budowania Kościoła na świecie od podstaw. I tak jak matka przygotowuje swoje dzieci do życia, uczy, strofuje, daje po trochu możliwość samodzielnego działania, nakłania do coraz większej samodzielności i odpowiedzialności za samego siebie, tak samo Jezus. Najpierw nauczał. Jego słowo dotykało serc. Zakorzeniało się w nich. Zaczynało żyć. Potem, udzielając swego Ducha, wysyłał ich, by uczyli się być Jego apostołami. Na początku była to nauka. Przecież oni dopiero zaczynali swoją działalność. Jeszcze nie przeszli próby, jaką było ukrzyżowanie, śmierć i zmartwychwstanie swego Pana. Jednak Jezus już ich do tego przygotowuje. Teraz, póki jeszcze On sam chodzi po ziemi. Póki jeszcze Go mają.
Bóg, przeznaczając duszę do jakiegoś zadania, wcześniej ją do tego przygotowuje. A wyboru dokonuje o wiele wcześniej. Tak też było w przypadku apostołów. W Ewangelii św. Łukasza mowa jest o tym, iż Jezus, w noc poprzedzającą wybór Dwunastu, modlił się. Niech te słowa dadzą nam do myślenia. Dusze ich wybrane były od dawna. Jezus wiedział o tym od początku. Czego więc mogła dotyczyć modlitwa? On wstawiał się u Ojca za nimi. Znał ich słabości i mocne strony. Rozumiał jako Bóg i jako człowiek. Bóg, powołując duszę, nie czyni jej od razu doskonałą. Wyposaża w potrzebne cechy, dary, charyzmaty. Ale ona ma – jak każdy człowiek – słabości. Musi walczyć z nimi i pracować nad sobą. To jest jednak konieczne, aby się doskonaliła. By znała własną nędzę, trud przemiany i swoją niemoc. By całkowicie zawierzyła się Bogu. Nieraz dużo czasu potrzeba, by dusza weszła na drogę świętości. Czasem musi wiele przeżyć i przecierpieć, bo wtedy wychodzi niczym złoto z tygla, stal z pieca, diament po obróbce złotnika.
Często ludzie uważają świętych za osoby, które miały łatwiej w swoim życiu – właśnie ze względu na świętość. Nie zdajemy sobie sprawy, ileż trudu, ile wysiłku one podejmują. Są tytanami cierpienia, walki ze swoimi słabościami, przywarami, nawykami, pożądliwością. To tytani zapierania się samych siebie, śmierci własnej wobec świata. Do tego potrzeba szczególnej łaski i błogosławieństwa Boga. Dusza sama nie zrobi nic. Dlatego Jezus, który znał sytuację współczesnego sobie świata i wiedział, co czeka apostołów po Jego odejściu, jakie będą ich losy, modlił się o szczególną łaskę i błogosławieństwo samego Boga. Jednoczył się z Ojcem i Duchem Świętym i w ten sposób wyjednywał apostołom świętość, o której tu mowa. Bez tej łaski i błogosławieństwa Boga Trójjedynego niczego by nie zdziałali.
Dzisiaj Bóg zwraca się do nas – dusz najmniejszych – i powołuje na drogę apostolstwa. I również nam udziela swego szczególnego błogosławieństwa i wielu łask. Czy w swoim sercu słyszymy głos powołania do bycia apostołem miłości? Bóg nie oczekuje od nas takiego apostolstwa jak Piotra, Andrzeja, Jakuba czy Jana. Oni budowali Kościół od podstaw. My otrzymaliśmy inne powołanie, bo przecież już żyjemy w Kościele zbudowanym przez apostołów z łaski Ducha Świętego. Teraz Kościół potrzebuje dusz pełnych miłości, by odnowić się, odrodzić, napełnić na nowo żywą wiarą, prawdziwą miłością, stać się wspólnotą rzeczywiście świętych dusz! Nasze powołanie jest niezmiernie istotne. Nie jesteśmy zwykłymi członkami Kościoła. Bóg powołuje nas na apostołów! Współczesny Kościół potrzebuje apostołów miłości i miłosierdzia! Potrzebuje tych, którzy dadzą świadectwo swoim życiem, zawierzą się Miłości Miłosiernej, bowiem jej potrzebuje świat. Nasz apostolat – to nie nauczanie (to pozostawmy kapłanom), ale miłość – czysta, doskonała, obejmująca nasze serca i dusze. To życie w pełni miłości Bożej. To świadectwo miłości dawane w codziennym życiu, w szarzyźnie dnia, wśród bliskich i znajomych.
I tak jak dwa tysiące lat temu, tak i teraz Jezus wzywa nas po imieniu, bowiem nasze imiona są zapisane w niebie. I tak jak wówczas, tak i dziś poucza nas, udziela błogosławieństwa i prowadzi za rękę. To wspólnota jest tą ręką Boga. W niej uczymy się, nabieramy ducha, poznajemy, przemieniamy się, stawiamy pierwsze kroki, by z czasem ruszyć w świat. Nic nie dzieje się w naszym życiu bez przyczyny. Wszystko ma swoje znaczenie, chociaż często nie rozumiemy jakie. Przyjmujmy każde wydarzenie jako wolę Boga, który kształtując dusze, przygotowuje nas do wielkiej misji odrodzenia Kościoła poprzez miłość i miłosierdzie. Znaki tego widoczne są już w Kościele. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Kto ma oczy, niechaj patrzy. Kto ma serce, niechaj wsłuchuje się w jego bicie. Ono bowiem więcej dozna i poczuje, niż zrozumie umysł. A my patrzmy, przyjmujmy, uczmy się i przemieniajmy. Byśmy byli godnymi swego Nauczyciela – Jezusa Chrystusa.
Niech Bóg błogosławi nam, udzielając miłości i miłosierdzia, abyśmy mieli odwagę usłyszeć głos powołania, przyjąć je, a potem realizować. Przyjmijmy to Boże błogosławieństwo.