4. Lepsze jest posłuszeństwo od ofiary
W życiu duszy powołanej przez Boga bardzo ważnym jest posłuszeństwo. Jak ważnym, możemy zobaczyć dzisiaj w pierwszym czytaniu (1 Sm 15, 16-23). Konsekwencje nieposłuszeństwa mogą być bardzo dramatyczne. Sam Bóg wybrał Saula, nakazał namaścić na króla i dawał mu wskazówki poprzez Samuela. Niestety król nie był posłuszny. I Bóg wybrał Sobie innego króla. Nieposłuszeństwo Saula potem miało swoje konsekwencje w dalszym jego postępowaniu i czynieniu zła, bo kiedy człowiek nie słucha Boga z każdym krokiem coraz bardziej pogrąża się w grzechu. Jest coraz słabszym i coraz trudniej mu wybierać dobro. Słuchając pierwszego czytania i uświadamiając sobie późniejsze dzieje Saula, wydaje się nam, że jego przykład nas nie dotyczy, że nasze życie jest inne, inny nasz sposób postępowania, a przynajmniej nasze poczynania nie mają aż takiego wymiaru, więc i konsekwencje nie będą aż tak drastyczne. A jednak dobrze byłoby przyjrzeć się analogii, aby zrozumieć, że przykład Saula jest dzisiaj dany właśnie nam.
W wybraniu zazwyczaj człowiek widzi tylko stronę zewnętrzną – Saul został królem, władcą narodu, miał pewne bogactwa, dużo przywilejów, praw, decydował o wielu sprawach. Potem to wszystko traci. A my? Cóż, szare życie, dom, praca, a więc gdzie tu porównanie? Trzeba spojrzeć w sposób duchowy, bowiem największym bogactwem dla człowieka jest dusza. Bóg umiłował ciebie i dla ciebie poświęcił swojego Syna, a więc zapłacił najwyższą cenę za ciebie. W ten sposób wywyższył ciebie i namaścił na swoje dziecko, niczym na pierworodnego syna. Jest to wyróżnieniem, wybraniem, tym, co najważniejsze. Celem życia człowieka jest połączenie się z Bogiem, który usynowił każdego z nas, by w końcu po śmierci żyć prawdziwie jako syn, córka Boga w zjednoczeniu z Nim. Nieposłuszeństwo Saula miało tragiczne konsekwencje. Nieposłuszeństwo duszy wobec Boga też ma bardzo poważne konsekwencje. Można stracić wszystko – można zatracić duszę.
Zatem dusza, która doświadcza powołania do życia doskonalszego, która doświadcza wezwania na pewną drogę duchową powinna starać się słuchać. A potem powinna starać się realizować tę drogę tak, jak rozumie. Jednak dusze popełniają często pewien błąd, bowiem wchodzą na nową drogę, ale ciągną za sobą cały swój bagaż, całe swoje dotychczasowe życie, wszystko to, co dotychczas było ich doświadczeniem, co było udziałem ich serca, ich duszy. Wszystko to cały czas im towarzyszy. Ich nawyki, przyzwyczajenia również są razem z nimi. Człowiek cały, ze wszystkim, co posiada i ze wszystkim, co stanowi wchodzi na nową drogę. I niekiedy dziwi się, dlaczego tak powoli kroczy do przodu, dlaczego tak ciężko. Gdyby się obejrzał, zobaczyłby, że za sobą ciągnie wielki bagaż. Trudno jest człowiekowi iść do przodu, jeśli ciągnie za sobą cały wagon wszystkiego, co nazbierał przez całe życie. Serce cały czas po staremu wszystko przyjmuje. Umysł po staremu rozpatruje i rozważa. Duszy trudno jest iść za nowym, bo stare jeszcze bardzo mocno gniecie i utrudnia pójście naprzód. W Piśmie Świętym czytamy, że rozpocząć nowe życie trzeba w sposób definitywny, stanowczy, pozostawiając za sobą to, co stare. Nie da się do starego serca wlać nowego życia i ze starym połączyć nowe. Nie da się myśląc po staremu iść nową drogą, bo się po prostu nią nie pójdzie; pójdzie się starą. Serce nie otworzy się w pełni na Boga i nie przyjmie Go w pełni, jeśli w sercu króluje zupełnie co innego, jeśli zajęte jest zupełnie innymi sprawami. To jest po prostu niemożliwe. Dlatego Jezus upomina, wzywa, by pozostawić wszystko, co stare, by oczyścić serce i spojrzeć na Boga, przyjąć Jego miłość, przyjąć Jego samego, żyć Nim bez oglądania się na to, co było. Człowiek przyzwyczaja się do tego, co jest, nawet, jeśli jest niewygodne. A kiedy pojawia się nowe, często myśli o tym z obawą, bo tego „nowego” tak do końca nie zna. Wydaje mu się bezpieczniejsze to, co stare, chociaż czasem przeszkadza, przygniata niż to, co nowe, którego się nie zna. A jednak Jezus prosi, abyśmy pozostawili wszystko, co stare.
Wydaje się nam, że skoro tyle lat jesteśmy formowani, to już nie ma w nas starego życia, że już dawno pozostawiliśmy za sobą wszystko. Jeśli się dobrze przyjrzeć można zobaczyć w swoim sercu przeróżne sprawy. Jeśli przeanalizujemy mijający dzień pod kątem miłości, na ile żyło się miłością, na ile w każdym słowie i w każdym geście tę miłość się wyrażało, wtedy zobaczy się, że jednak królowało stare w sercu, jakieś przyzwyczajenia, słabości, które uniemożliwiały żyć w pełni miłością. Warto wtedy przyjrzeć się wszystkim przeszkodom, utrudniającym prawdziwe życie miłością. Warto też w sposób radykalny zerwać z tym, co jest stare. Jeśli będzie się czyniło połowicznie, nadal będzie się tkwiło w starym. Trzeba odciąć to, co stare. Odrzucić. Chociaż wydaje się czasami, że takie radykalne odcięcie się jest bolesne, to jednak w rzeczywistości przynosi ono mniej bólu i jest skuteczne. Jeśli wydaje nam się, że stopniowo i pomału będziemy przechodzić ze starego w nowe, nie uda nam się, bo to stare będzie nieustannie tkwiło w nas i nie będzie pozwalało przejść do nowego. Tak jak z oderwaniem plastra – kiedy była rana, przykrywaliśmy ją plastrem. Plaster trudno jest zdjąć, jeśli rana była w miejscu bardziej owłosionym. Jedni zdejmują go powoli, inni robią to jednym ruchem, ale każdy, kto to czynił wie, że lepiej jest raz a szybko, niż powoli i długo odczuwać ból.
O przyjęciu nowego życia, o wejściu na nową drogę jest wiele słów w Piśmie Świętym. Wiele też mamy przykładów z życia Świętych, gdzie radykalne pójście za Głosem Boga, przy zerwaniu ze starym życiem, rodziło wielkie owoce. Dusze te, choć wcale nie musiały być początkowo święte i doskonałe poprzez ten zdecydowany krok za Bogiem prawdziwie rozpoczynały nowe życie. Było im łatwiej, niż gdyby nadal tkwiły w starym i próbowały iść w nową rzeczywistość. Odwrócenie się od starego życia czyni duszę wolną. Bardzo często takie dusze odczuwają wręcz radość, poczucie, że są wolne i mogą szybować wysoko, niczym ptaki, bo nic je nie trzyma, nic je nie ogranicza, nic je nie więzi.
Nadal niektórzy dziwią się, gdzie tu nowa droga – skoro już tyle lat się jest we Wspólnocie, to już idzie się tą drogą. Spójrzmy na mieszkania. Robimy porządki, wycieramy kurze, całe mieszkanie odkurzamy. Przejdzie tydzień i kurz znowu leży na meblach. Czy powiemy, że przecież sprzątaliśmy tydzień temu, porządnie wytarliśmy kurze? Można by się uprzeć, tak twierdzić i zupełnie nie przejmować się, że coraz większe pokłady kurzu zbierają się na sprzętach. Warto, co jakiś czas spojrzeć na nowo na swoją drogę i poodkurzać ją. Warto też zobaczywszy różne zbędne sprawy i rzeczy w swoim życiu po prostu je odrzucić. Poza tym, Bóg co jakiś czas pokazuje duszy, gdzie jeszcze tkwią w niej stare przyzwyczajenia, przywiązania i wtedy trzeba to wszystko zostawić. A więc warto, co jakiś czas odkurzać swoją duszę, co jakiś czas spojrzeć na siebie. Nieustannie słuchając Boga starać się być Mu posłusznym, bo wtedy Bóg sam pokieruje duszą, pokazując gdzie i jakie porządki trzeba zrobić. Warto być posłusznym, bo tylko Bóg wie, jaką drogą ma iść każda dusza. I tylko On wie, co jest najlepsze dla danej duszy. Często dusze porównują siebie z innymi, często patrzą na drogę innych, chcą naśladować. Często czytają książki religijne, bardzo mądre i dobre, o jakichś drogach duchowych i postanawiają realizować dokładnie tak jak tam jest napisane, przyjmując, że jest to ich droga. A przecież są to opisane drogi innych dusz. To były drogi przygotowane przez Boga dla tamtych dusz. One słuchając Boga rzeczywiście osiągnęły świętość. Nie należy utożsamiać się z tamtymi duszami i przyjmować dosłownie ich drogi, bo być może Bóg pragnie poprowadzić nas nieco inną drogą i w sercu będzie szeptał, jaki kierunek, którędy pójść, a my będziemy uparcie iść tak, jak sami sobie wyznaczyliśmy, według wzoru jakiejś świętej duszy. Mimo, że idzie się jakąś drogą duchową, mimo, że czyta się książki duchowe, jeśli nie słucha się Boga, tylko samemu jest się sobie sterem, człowiek sprzeciwia się Bogu. I można tak latami żyć we wspólnocie, czytać jedną, drugą, dziesiątą książkę, czerpać z nich – tak się wydaje duszy – życie, wzór, natchnienie, a okazuje się, że żyje się według własnego pomysłu, uszy ma się zatkane, oczy zamknięte i człowiek żyje sam, nie idąc za Bogiem.
Postarajmy się dzisiaj otworzyć uszy swoich serc. Kładąc serce na Ołtarzu prośmy o dobry słuch, by Bóg otworzył nam uszy. Poprośmy też o to, by nasze serca były skłonne pójść za wskazaniami Bożymi, by nie upierały się przy swojej wizji życia, drogi, celu. Jeśli Bóg zechce, abyśmy pozostawili wszystko, co stare, nie wahajmy się. Warto słuchać Tego, który jako Jedyny jest Mądrością, jako Jedyny wie wszystko, jako Jedyny prawdziwie nas kocha i pragnie dla nas tylko szczęścia, które przygotował. A więc połóżmy swoje serca na Ołtarzu.
Dziękczynienie po Komunii św.
Kłaniam się Tobie, Boże, do samej ziemi. Witam Ciebie, mój Królu, Panie mego serca! Witam Ciebie, mój Stwórco! Rozważam Twoje przyjście do mej duszy, przyjście Stwórcy do swego stworzenia. Niczym sobie stworzenie nie zasłużyło, Panie, na ten zaszczyt, na to wyróżnienie Twego zamieszkania we mnie, jednak Ty nie patrzysz na to, Boże, bo jesteś doskonałą Miłością, która po prostu kocha. Nie zraża się niczym, nie zniechęca się, tylko cały czas kocha.
Dziękuję Ci, Boże, że mogę cieszyć się Twoją obecnością, że mogę mieć w sercu pewność Twojej miłości. Dziękuję Ci, że nie muszę obawiać się, że kiedyś Twoja miłość do mnie wygaśnie. Dziękuję Ci! Dziękuję za to, że cokolwiek uczynię, Ty pozostajesz cały czas wierny swej miłości do mnie. Cudowną, Panie, jest Twoja miłość, która nigdy nie wygasa. Daje mi poczucie bezpieczeństwa, daje pokój. Mam świadomość, aż nazbyt dobrze codziennie doświadczam, widzę, czuję, wiem, jaki jestem. Moje słabości nie pozwalają mi zapomnieć, kim jestem. Ale Twoja miłość sprawia, że mam w sercu pokój. Dziękuję Ci, Boże, że Ty, Twoja miłość nie zmienia się. Dziękuję Ci, że w Tobie odnajduję stałość, pewność, bezpieczeństwo. Dziękuję Ci za to, że Ty, jako Jedyny jesteś zapewnieniem pokoju, bezpieczeństwa, miłości. Ty jesteś moją przyszłością, Ty jesteś wszystkim – dziękuję Ci, Boże!
***
Panie mój, Ty jesteś moją siłą i mocą. W Tobie odnajduję wszystko, czego brakuje mojej duszy. Na Ciebie mogę zawsze liczyć i w każdej sytuacji Ciebie mogę wzywać. Nigdy nie zawodzisz, zawsze jesteś. Przepraszam Cię, że jeszcze tak często wątpię, że jeszcze tak często dziwię się, gdy doświadczam Twojej odpowiedzi. Dziwię się, bo wcześniej wątpiłem, modliłem się tak na wszelki wypadek, nie do końca wierząc, że wysłuchujesz. Dziękuję Ci, że pomimo takiego mojego nastawienia, mojego niedowiarstwa, pomimo tak licznych słabości, Ty jesteś. Dziękuję Ci, że jesteś wierny. Myślę, Panie, że wierność to Twoja cecha. Wierny jesteś miłości. Właśnie na tym polega doskonałość Twojej miłości. To są tajemnice zbyt wielkie dla mojego serca.
Dzisiaj, Boże, pouczasz mnie, że mam być posłusznym. Gdy sięgam myślą wstecz, dostrzegam całą serię mojego nieposłuszeństwa wobec Ciebie. To nie jest sprawa tego, że nie słyszę, bo ja słyszę i wiem, czego oczekujesz. Ale jeśli jest to mi niewygodne, to zagłuszam Twój Głos, udaję, że nie słyszę, albo w różny sposób znajduję wytłumaczenie, by zrobić po swojemu. Mimo, że tak często powierzam Ci moją wolę, aby realizować Twoją, to chyba jeszcze szybciej odbieram ją, aby nadal żyć po swojemu. Dziękuję Ci, Boże, że nie zniechęcasz się, że nie odwracasz wzroku ode mnie. Dziękuję Ci, że nie jestem Ci obrzydliwy, choć moje grzechy cuchną, choć ja sam mażę się nieustannie w błocie, Ty nie odwracasz się. Dziękuję Ci, Boże, że jesteś wierny swojej miłości. Dziękuję Ci, że Twoja czułość się nie zmniejsza, że bez względu na wszystko patrzysz na mnie z wielką tkliwością i pochylasz się nade mną. Bierzesz mnie w swoje ramiona delikatnie, łagodnie tłumacząc, co robię źle, co mam zmienić. O, Panie mój, a moje serce, tak nieskore do słuchania i posłuszeństwa, jest jak krnąbrne dziecko, które stale wyrywa się z rąk swojej mamy i które biegnie gdzie chce – nie słucha jej wołania. Panie mój, przyglądam się królowi Saulowi i proszę Ciebie, abyś nie pamiętał wszystkich niewierności moich. Proszę Ciebie, abyś poprowadził mnie za rękę. Daję Ci siebie całego, ponieważ ja sam nie potrafię nic zrobić ze sobą, Ty czyń wszystko ze mną, co zechcesz. Ty nakłaniaj moje serce do posłuszeństwa, do pokory. Proszę Ciebie! Proszę Ciebie, Boże!
***
Panie mój, mówisz, że trzeba zostawić wszystko, co stare, zerwać z tym. Aby iść za Tobą trzeba porzucić stare życie, że nie da się połączyć starego z nowym. Potrzebuję do tego Ciebie, Boże, bo nie widzę dobrze wszystkiego, a nawet to, co widzę jest dla mnie trudnym, by z tego zrezygnować, by to porzucić. Tkwię, Boże, w starym sposobie myślenia. Tkwię w swoich dawnych racjach. Cały czas grzęznę w tym, że moje musi być na wierzchu. Ciągle, Panie, w różny sposób zaznaczam swoją osobę, siebie samego. Wiem, Boże, że to pycha, zarozumiałość, bardzo często próżność. O, Panie mój, chociaż Ty mnie pouczasz i mówisz, aby milczeć, nie zabierać głosu, w tym czasie kolejny akt miłości może uczynić tyle dobrego, to ja nie słucham Ciebie i wypowiadam kolejne słowa, a dopiero po fakcie żałuję. Przepraszam, Boże, że chociaż Ty mówisz o miłości, że w moim sercu złożyłeś swoją miłość i chcesz, abym o tym pamiętał, to ja zapominam. Nie potrafię układać relacji z innymi w miłości, moje słowa jakże często nie mają w sobie w ogóle miłości, myśli, jakie pojawiają się w mojej głowie też są bez miłości. Mówisz mi, abym ze wszystkich sił walczył o miłość, a ja ulegam temu, co we mnie jest bez miłości.
Proszę Ciebie, Boże, abyś to Ty we mnie nieustannie zrywał z tym, co stare. Abyś to Ty, Boże, nieustannie zanurzał moją duszę w miłości. Abyś to Ty we mnie wypowiadał słowa, formował myśli. Proszę! Potrzebuję Ciebie, Boże, do wszystkiego. Potrzebuję Ciebie do każdej sekundy mojego życia, by zrywać z tym, co stare we mnie i by nieustannie wchodzić na nową drogę. Potrzebuję Ciebie! Panie mój, dodawaj mi sił, mocy, wytrwałości, samozaparcia. Pomagaj mi w pokornym przyjmowaniu siebie samego. Pomagaj mi w życiu miłością. Pomagaj mi, Panie mój, potrzebuję Ciebie!
***
Tobie, Panie, ufam. Pomimo tego, kim jestem sam z siebie, pomimo tego, jak bardzo słabym jestem, ufam Tobie. Ufam Twojej miłości i wierzę, że Ty wydobędziesz mnie z moich słabości, z mego nieistnienia, z moich ciemności, ze wszystkiego, co moje, co ludzkie, słabe. Nieustannie, Boże, wyciągam ręce, nieustannie wypatruję Ciebie.
Dziękuję Ci za Twoją miłość. Dziękuję Ci też za to, że dajesz mi ufność, bo wiem, że ja nie potrafię ufać i wierzyć. Skoro wierzę i ufam, to znaczy, że dałeś mi tę łaskę. Dziękuję Ci, Boże i proszę, abyś prowadził mnie dalej. Proszę, abyś dysponował mną tak, jak chcesz. Proszę, abyś czynił z moim sercem to, co Ty chcesz. Daję Ci wszystko, całego siebie do dyspozycji, choć potem, Panie, mogę różne rzeczy mówić, czy robić. Nie patrz na to. Ty czyń, Boże, co chcesz ze mną. Moja dusza, moje serce, moje ciało należy do Ciebie. Cały należę do Ciebie, całe moje życie należy do Ciebie. Tobie ufam, Tobie wierzę. Wspieraj mnie, Panie, na tej drodze. Wlewaj coraz większą ufność i pomagaj mi przyjmować Twoją wolę. Pomagaj mi, Panie. Pobłogosław mnie, Jezu, na tę drogę.
Pamiętajmy!
Posłuszeństwo duszy wobec Boga ma szczególne znaczenie dla jej rozwoju, dla jej kroczenia drogą doskonałości. Posłuszeństwo jest szczególnie ważne tam, gdzie dusza wezwana łaska Boga pragnie żyć tylko dla Niego, w zjednoczeniu z Nim. Posłuszeństwo ma szczególną wagę dla duszy, która została przez Boga wybrana, powołana, przeznaczona do szczególnej misji w Kościele. Wtedy jej posłuszeństwo musi być doskonałe, jej pokora w tym posłuszeństwie powinna być doskonała.
Starajmy się o posłuszeństwo ze wszystkich sił. Starajmy się też słuchać, co Bóg pragnie powiedzieć nam w naszych sercach, bo On Sam będzie kierował nami, On sam da zrozumienie, co czynić. On Sam będzie wyznaczał drogę, będzie ją pokazywał. On podpowie, w czym jeszcze odwracamy się do tyłu, za siebie, gdzie jeszcze, w jakiej sprawie tkwimy w starym życiu. On wszystko nam powie, wszystko pokaże. Wystarczy, że będziemy słuchać. A gdy usłyszymy ze wszystkich sił starajmy się być posłusznymi, nawet wtedy, gdy nie rozumiemy, dlaczego Bóg chce od nas takiej czy innej rzeczy, dlaczego tak czy inaczej toczy się nasze życie. Bądźmy zawsze posłuszni i czyńmy to, czego Bóg oczekuje od nas. Nie pytajmy dlaczego, co będzie potem. Nie pytajmy, ale bądźmy posłuszni. Czyńmy to, czego Bóg oczekuje od nas. Wtedy On Sam będzie doskonałością, świętością w nas, On Sam będzie pokojem, miłością, radością. On Sam! Wtedy On Sam będzie w nas żył.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.