Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie (Mt 12,38-42)
Matka Najświętsza cieszy się z naszej wytrwałości; z tego, że możemy się spotykać razem; że w naszych sercach jest pragnienie tych spotkań, słuchania; pragnienie, by iść za Jezusem.
A Jezus dzisiaj mówi ważne słowa. Jakże często dzisiejszy fragment ludzie właściwie odrzucają, stwierdzając, że ich nie dotyczy, że odnosi się do przyszłości i to bardzo odległej. Należy spojrzeć na ten fragment inaczej. Trzeba spojrzeć na Jezusa, który jest pośród nas. Tak samo i ci, którzy zadają Mu pytanie. Należy otworzyć serce, aby przyjąć pouczenie Jezusa. Wówczas mało serc je przyjęło. A Jezus porusza sprawę istotną. Mówi na temat znaków. Jakże często współczesny człowiek również o tym mówi, a jeszcze częściej myśli. W różnych sytuacjach życiowych – szczególnie tych trudnych – czeka na jakiś znak. Często nawet „umawia się” z Bogiem, że gdy Bóg uczyni jakiś znak, wtedy on uwierzy lub zrobi coś związanego z wiarą. W rozmowach często słychać: Gdyby Bóg i mnie uczynił coś takiego… Gdyby więc otrzymał znak, jaki stał się udziałem kogoś innego, wtedy i on by się nawrócił. To pragnienie znaku, doświadczenia czegoś namacalnego jest w człowieku. Jest to naturalne, ponieważ człowiek żyje tym, co widzi, czego może dotknąć i odebrać swoimi zmysłami, co rozumie. To, czego nie widzi i nie jest w stanie sobie wyobrazić, dla niego nie istnieje. A jednak Jezus mówi, że otrzymujemy znaki, że żyjemy pośród znaków, że one są w naszym życiu. Namacalne znaki Bożej obecności są pośród nas. Jednak nasze serca nie zawsze są otwarte. Częściej umysł analizuje różne sprawy, nawet stara się przekonać serce co do jakiegoś znaku. Ale ono nie zawsze daje się przekonać. Dlaczego tak jest? Przecież każdy z nas wie – tym najwspanialszym znakiem obecności Boga jest Jezus w Eucharystii. Bóg obecny jest w swoim Słowie i każdy z nas może z Nim obcować. W sposób niezwykły Bóg jest w sakramentach. Obecny jest poprzez posługę kapłanów. Obecny jest w drugim człowieku i tego też doświadczamy. Bóg jest w przyrodzie, w różnych wydarzeniach – to wszystko są znaki Bożej obecności. Teoretycznie wszyscy o tym wiedzą, ale w sercu co jakiś czas pojawia się to pragnienie skierowane do Boga, aby uczynił znak. Jaka jest tego przyczyna? To dlatego, że człowiek w dużej mierze żyje na poziomie intelektualnym. My również, chociaż już wiemy, że trzeba otwierać serce. No właśnie, wiemy… Mamy zakodowane to w umysłach. A jednak niełatwo jest otwierać serce – szczególnie wtedy, gdy przychodzą trudne sytuacje, gdy trzeba zrezygnować z samego siebie. Trudno wtedy otworzyć serce, a jest to zamykaniem się na znaki Bożej obecności.
Jezus jest. Po prostu jest. Nie gdzieś ukryty, czekający, by przyjść na ołtarz. On jest tutaj, pośród nas. Siedzi obok ciebie. On jest w Słowie, które jeszcze wybrzmiewa w uszach – w słowach czytania, psalmu, Ewangelii. Jest i w sposób szczególny przychodzi do ciebie. On jest tutaj w osobie kapłana, w innych osobach. Jest. Jest tutaj, bo dotyka ciebie ciepły promień słońca. Bóg jest i czujesz delikatny, lekki ruch powietrza. Możesz odnaleźć we wszystkim Jego obecność i Jego dotyk, Jego ingerencję w twoje życie. On jest. Kiedy popatrzysz na świętych, zobaczysz, że potrafili cieszyć się z różnych rzeczy i we wszystkim widzieli Boga, Jego obecność i włączanie się w ich życie. Oni cieszyli się tą obecnością. Skąd brała się ta radość? Z miłości. Ponieważ bardzo pokochali, mieli otwarte serce, a otwarte serce lepiej dostrzega rzeczywistość duchową, więcej widzi. Kiedy człowiek kocha, zaczyna inaczej pojmować świat, zaczyna rozumieć stworzenie i we wszystkim – w słońcu i w deszczu, w wietrze, w chmurze, w zimie i w wiośnie, w kwiatach i skałach, w roślinach i zwierzętach – wszędzie widzi obecność Boga. Nie dość na tym – obecność miłującą. Święty, który kocha Boga, wszędzie dostrzega miłość Bożą. Wie, że Bóg z miłości daje mu słońce i wiatr, deszcz i śnieg, piękną pogodę oraz tę brzydką. Pozwala mu iść tysiąc kroków, a czasem podwiezie go. Daje mu sytuacje trudne i łatwe, zsyła mu ludzi życzliwych i nieżyczliwych. Styka go z tymi, których on kocha i takimi, do których nie zawsze musi czuć wielką miłość. Wszystko płynie z Bożego Serca, a więc jest Bożą miłością. Wszystko jest znakiem Bożej obecności. Nie musisz czekać na jakiś niezwykły znak. Takie nie zdarzają się na co dzień wszystkim ludziom. Przecież codziennie otoczony jesteś znakami Bożej miłości – to jest niezwykłe! Od samego rana po późny wieczór i w nocy Bóg otacza Ciebie swoją miłością. Jeśli otworzysz się na tę miłość, jeśli twoje serce zostanie otoczone tą miłością, jeśli dasz się jej porwać, zaczniesz inaczej patrzeć na wszystko. Bo z twojego serca płynąć będzie miłość i ona będzie miała wpływ na sposób twego patrzenia, na twoją postawę, stosunek do innych. Zmieni się twój sposób patrzenia na ludzi. Jeśli dasz się porwać miłości, dokona się w twoim życiu rewolucja i zobaczysz, że do tej pory zajmowałeś się tyloma niepotrzebnymi sprawami, a na to, co tak istotne brakowało ci czasu. Jeśli pozwolisz, by twoje serce wypełniła miłość, dopiero wtedy zrozumiesz, że do tej pory widziałeś ją w krzywym zwierciadle. Twoje rozumienie miłości było wypaczone. Kochałeś, ale miłością dziwną. Nie potrafiłeś kochać prawdziwie. Jeśli pozwolisz, aby Bóg wypełnił twoje serce miłością, będziesz najszczęśliwszym z ludzi. I chociaż główna treść twego życia – rodzina, dom, praca nie zmienią się, to zmienisz się ty, twój sposób bycia w rodzinie i środowisku. I ta zmiana pociągnie za sobą następne; Powoli, stopniowo, ale te zmiany będą – jeśli dasz się porwać miłości, jeśli miłość uczynisz treścią swojego życia. Jeśli dla miłości wyrzekniesz się wszystkiego, nabędziesz cenny skarb samego Boga. To wszystko wiesz. Wielokrotnie o tym słyszałeś. Kapłani mówią o tym na niedzielnych kazaniach. Twoje uszy już się z tym osłuchały. Ale jeśli chcesz, aby twoje serce zakosztowało prawdziwej miłości, daj się jej porwać, sprawdź na sobie to, o czym tak wiele razy słyszałeś.
Połóż swoje serce na ołtarzu. Poproś, aby Bóg porwał je swoją miłością. Poproś, by połączył ze swoim Sercem, aby mogło żyć blisko Bożego Serca.
Modlitwa
Jezu, moja Miłości! Klęczę przed Tobą z wielką radością w sercu, że oto nadeszła ta chwila i znowu jesteś tak blisko. Czekałem z niecierpliwością, kiedy znów będziemy mogli się połączyć; kiedy Ty znowu ponowisz swoja Ofiarę, aby odradzać Kościół, by ratować dusze. Dziękuję Ci, Jezu. Oto dokonuje się Ofiara. Ty na Krzyżu, a jednocześnie w moim sercu. Otwierasz Niebo dla wszystkich dusz. Niepojęte! Cudowne! Proszę, niech i w moim sercu otworzy się Niebo. Pragnę całym sercem uwielbiać Twoją miłość, która daje nam Niebo. Całym sercem pragnę dziękować Ci, że przyszedłeś, że jesteś, że dajesz się ująć w ramy małego opłatka. Pragnę Ci dziękować za to, że godzisz się przychodzić do mojego serca – choć małe, słabe, ciasne, całe spowite cierniami. Ty schodzisz w te ciernie, by spotkać się ze mną. Dziękuję Ci, Jezu. Pragnę Ciebie uwielbiać.
Dziękuję Ci, Panie. Moje słowa są zwyczajne, ale Ty wiesz, że opisują rzeczywistość niezwykłą. Dziękuję Ci, że jesteś, że zanurzam się cały w Tobie; że obejmuje mnie Twoja miłość; za to, że moja dusza wchodzi w światło. Dziękuję Ci, Boże, że Twoją obecność. Twoja miłość i dobroć jest również dla mnie, choć jestem zwykłą duszą. Dziękuję Ci, Panie mój, za to że za każdym razem, gdy dusza przyjmuje Ciebie w Komunii Świętej, Ty ją uświęcasz. O Panie, jakże pragnąłbym, aby każda dusza, która przyjmuje Ciebie, miała pełniejszą świadomość spotkania z Tobą; aby witała Cię z radością, klękała przed Tobą; by oddawała Tobie cześć. O Panie! Będę to czynić za wszystkie dusze. Będę padać do Twoich stóp i cały się Tobie oddawać, ofiarowywać Tobie. Będę prosić Matkę Najświętszą, by ofiarowywała mnie Tobie. Będę trwać u Twoich stóp, zalewając je łzami, radując się, że mogę to czynić, bo przecież, przyjmując Ciebie w Komunii Świętej, posiadłem całego Boga. Cała Trójca Święta jest w moim sercu. Pragnę Cię uwielbić, Boże. Pragnę Tobie śpiewać, dziękować, wysławiać Twoją miłość. Nieustannie chcę składać Ci w ofierze samego siebie za wszystkie dusze.
Dziękuję Ci, Boże. Podczas Eucharystii przychodzisz do mojego serca i wyznajesz miłość. To wyznanie jest przepięknym. Moja dusza porwana miłością pragnie odpowiedzieć tak samo. Dlatego otwiera się moje serce i przyjmuje Ciebie. Padam do Twych stóp, uwielbiam Ciebie i ofiarowuję się Tobie tak, jak Ty to czynisz wobec mnie. Niezwykłe jest, Boże, że dusza może posiąść Boga całego. Niezwykłe i cudowne! Dusza pełna jest Boga, pełna Jego miłości, świętości. Pełna Boga, a jednocześnie cała zawiera się w Nim, ukryta jest w Jego Sercu, wtulona w Niego, bezpieczna, nic jej tam nie grozi. O mój Jezu! Jakże Ci podziękuję za tę ofiarę Krzyża, za Ostatnią Wieczerzę, dzięki której my teraz możemy również tę Ofiarę sprawować, wzorując się na tej w Wieczerniku? Jakże Ci podziękuję za Twoją mękę i śmierć, które za każdym razem mogę oglądać, patrząc na ołtarz? Jakże Ci podziękuję za Twoje Ciało i Krew, które mogę przyjmować, jednocząc się z Tobą, będąc przemienianym, przebóstwionym? Jakże Ci podziękuję? Nie znam takich słów. Moje serce – tak słabe -nie potrafi poczuć tej wdzięczności dostatecznie. Wszystko, co moje za małe, za mizerne, za słabe. O mój Panie! Ja wiem, co mogę Ci ofiarować. Ty z miłości stworzyłeś świat i z miłości zbawiłeś człowieka. Z miłości pozostałeś dla mnie na ołtarzu. Z miłości do mnie przychodzisz do mojego serca. Wszystko czynisz z miłości. I ja więc dam Ci moją miłość i będę wszystko czynić z miłości do Ciebie. Wiem, że moja miłość jest nic nie warta. Ale wiem też, że gdy składać ją będę u stóp Twego Krzyża, mocą Twoich Ran, Twojej Krwi ona przemieniona zostanie. Nabierze mocy zbawczej i wraz z Tobą miłując, będę zbawiać dusze. W moim sercu jest wielki zapał do tego, wielkie pragnienie. Oddaję Ci więc moje serce. Wlewaj w nie miłość ogromną, przemieniaj miłość moją w swoją i razem ratujmy dusze. To będzie moja radość, bo widzieć będę Twoją. Wszystko, co Twoje raduje moje serce i jest moim pragnieniem. Kocham to, co kochasz Ty. Panie mój, oddaję się Tobie cały. Czyń, co zechcesz. Służyć Ci będę z radością. A Ty prowadź mnie drogą miłości do samego Nieba.
Pobłogosław mnie, Jezu.
Refleksja
Radujmy się obecnością Boga, wszelkimi znakami Jego obecności, bo jesteśmy nimi otoczeni. Dziękujmy Mu za miłość, wielbijmy Go w tej miłości. Gdy tak będziemy czynić, Pan Bóg będzie odmieniał nasze serca. Będzie usposabiał je do jeszcze większej radości, otwierał tak, by dostrzegały jeszcze więcej znaków Jego obecności. Sprawi, że zadziwimy się i zachwycimy tą obecnością. Niech nasze serca radują się Bożą obecnością! To nie oznacza jedynie euforii, uczuć i emocji. Można dziękować Bogu za jego obecność, wielbić Go w tej obecności, radować się miłością, choć człowiek niewiele czuje. Należy to czynić również wolą. Cieszmy się, bowiem Bóg jest pośród nas nieustannie.
Błogosławię was. W Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.