Ewangelia według św. Łukasza

50. Setnik z Kafarnaum (Łk 7,1-10)

Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów do ludu, który się przysłuchiwał, wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego setnika, szczególnie przez niego ceniony, chorował i bliski był śmierci. Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę. Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: „Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył – mówili – miłuje bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę”. Jezus przeto wybrał się z nimi. A gdy był już niedaleko domu, setnik wysłał do Niego przyjaciół z prośbą: „Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: „Idź!” – a idzie; drugiemu: „Chodź!” – a przychodzi; a mojemu słudze: „Zrób to!” –   robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i zwracając się do tłumu, który szedł za Nim, rzekł: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”. A gdy wysłani wrócili do domu, zastali sługę zdrowego.

Komentarz: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu.” Jezus wypowiedział te słowa, gdy setnik w pokorze stwierdził, iż nie jest godzien przyjmować Jezusa pod swym dachem, a jego sługa może być uzdrowiony na Jego słowo. Niepotrzebna jest do tego obecność Jezusa. Powiedział rzecz bardzo mądrą. Jezus posiada władzę. Nie musi sam osobiście wszędzie docierać. Wystarczy, że pośle słowo. Jego słowo znaczy więcej niż cokolwiek innego. Tak, jak pan rozkazuje swemu słudze, a ten czyni, tak Jezus może rozkazać chorobie, a ta minie. Wystarczy słowo.

Nad tym szczególnie się zastanówmy i przyrównajmy do różnych sytuacji, które zdarzają się w życiu. Otóż nasza wiara jest jeszcze bardzo słaba i chwiejna. Za mało w niej ufności w moc Boga. Za mało uświadomienia sobie, że Bóg Jest. A to „Jest” ma ogromne znaczenie, bowiem stwierdza Bożą obecność wszędzie i o każdej porze. Słowo, które Bóg wypowiada, również staje się. Ono staje się rzeczywistością prawdziwą i realną. Boże Słowo staje się ciałem. My odbieramy to stwierdzenie raczej jako utarte już powiedzenie o określonym znaczeniu przenośnym. Nie przyjmujemy go dosłownie. A właśnie tak należałoby je rozumieć. Boże słowo w momencie wypowiadania staje się ciałem, czyli urzeczywistnia się treść tego słowa. Ona staje się realna. Istnieje – czasem jako postać materialna, wręcz sprawdzalna, ale często też są to sprawy duchowe, których nie da się zważyć czy zmierzyć. Jednak z czasem mogą by potwierdzane przez inne dostrzeżone sprawy czy wydarzenia.

Boże słowo dla dusz najmniejszych powinno mieć ogromne znaczenie. One powinny tego słowa wyczekiwać. Dlaczego? Ponieważ z racji swej małości, w pokorze, nie myślą nawet, że Bóg zejdzie do nich osobiście, by z nimi obcować, rozmawiać czy pouczać. Zatem liczyć mogą na Jego słowo, które przecież ma moc, które jest z Boga. Jest Bogiem. I Bóg posyła do nas swoje słowo. My to słowo otrzymujemy codziennie w postaci rozważań do Ewangelii. My to słowo otrzymujemy w postaci ćwiczeń duchowych. Tym słowem są kazania i katechezy skierowane do nas przez naszego kapłana – kierownika duchowego tej wspólnoty. Zatem Bóg uobecnia się pośród nas poprzez to słowo. On nieustannie śle swoje słowo. Jak bardzo musi Bogu zależeć na nas, że czyni to tak często, że okazuje tyle cierpliwości wobec naszej niewiary, braku ufności, a przede wszystkim braku miłości. Jak ważne to muszą być czasy, skoro Bóg wykazuje taką wręcz natarczywość w pouczeniach i prośbach do nas.

Czy my jednak przyjmujemy to słowo? Czy na nie czekamy? Czy serca mamy otwarte na każde, nawet najmniejsze słowo Boga? Czy wierzymy w moc tego słowa? Odpowiedzi brzmią, iż „chyba tak”. Ileż niepewności w naszych odpowiedziach! Maleńkimi duszami jesteśmy, a wiara nasza jeszcze mniejsza. O ile bowiem wierzymy w działanie Boże w bezpośrednim kontakcie, na przykład podczas Wieczernika, to już w łączność duchową wszystkich najmniejszych i w udział w łaskach trudniej nam uwierzyć. Jesteśmy jak dzieci. To, co zobaczymy, w to wierzymy. Jedziemy na Wieczernik, by wyprosić potrzebne łaski, ale gdy kapłan mówi nam, że wystarczy łączność duchowa, gdy niemożliwy jest udział fizyczny, a łaski popłyną, w to już trudniej nam wierzyć. W sercu brak jest tej stuprocentowej pewności. A w duszy nieraz smutek czy żal.

Dzisiaj Bóg chciałby, abyśmy zdali sobie sprawę z otaczającego nas świata duchowego, z obecności Boga pośród nas zawsze i wszędzie. Abyśmy uwierzyli, że łączność duchowa daje nam tę wspaniałą możliwość udziału w łaskach Boga bez względu na to, gdzie się znajdujemy. Abyśmy uwierzyli i rozradowali się za każdym razem, gdy jest Wieczernik, bo to, co Bóg przygotował uczestnikom, jest przeznaczone dla wszystkich, czy to uczestniczących fizycznie, czy duchowo. Nawet jeśli ktoś zapomni o tej łączności, to przecież uczestniczymy w sercach tych, którzy nas kochają i zabrali tam nas duchowo. A Słowo Boga dotrze do nas, czy to bezpośrednio, czy poprzez transmisję, czy rozprowadzane materiały formacyjne. Duch Chrystusa obejmuje nas już w czasie trwania Wieczernika. A łaska rozlewa się obficie na wszystkie dusze najmniejsze. Na wszystkie! Bo Bóg wypowiada swoje słowo nad nami. Bo wystarczy tylko Jego słowo, a staje się. Bo Bóg jest w tym wypowiadanym słowie. Bo Słowo to jest żywe. Jest prawdą. Jest niezniszczalne i wieczne. Zatem gdy zapowiada łaski, to je zsyła. Gdy mówi o uzdrowieniu, to leczy. Gdy uwalnia od złego, to dusza rzeczywiście jest wolna. Bo cokolwiek Bóg mówi, to już jest. Jest!

Boże słowo słyszymy w różnych sytuacjach: podczas Eucharystii, czytając Pismo Święte, słuchając kolejnych rozważań do Ewangelii, czytając ćwiczenia duchowe, odtwarzając sobie katechezy czy rekolekcje z płyt rozprowadzanych przez wspólnotę. W tym słowie jest całe bogactwo miłości, jaką Bóg ma w sercu do nas. Gdyby nie chciał, abyśmy o tym wiedzieli, nie przekazywałby tylu pouczeń. Nie natchnąłby tylu dusz. Nie powołałby na tę drogę ani ciebie, ani nikogo innego. A On powołuje stale nowe dusze, by wszystkie mogły cieszyć się Jego miłością. Każde pouczenie, każda wskazówka, każdy wyraz w nich jest ważny i ma istotne znaczenie dla nas, naszego rozwoju duchowego, naszej wieczności. Nie lekceważmy zatem niczego. A przede wszystkim nie okazujmy braku ufności, iż słowa te skierowane są do nas, właśnie do nas!

To najbardziej rani Boga. Mówimy wtedy: „To niemożliwe, abyś mnie tak kochał, abyś właśnie do mnie tak mówił. Moja nędza przewyższa Twoją dobroć i Twe miłosierdzie. Mój grzech większy jest od Twojej miłości.” Za każdym razem, gdy będziemy mieli pokusę, by wątpić w słowo skierowane do nas, przypomnijmy sobie, co oznaczają nasze wątpliwości. Co wtedy mówimy w swoim sercu do Boga? Sytuacji, w których powątpiewamy w słowo, które pośród nas staje się ciałem, jest bardzo dużo w naszej codzienności. Bóg każdego dnia kieruje takie słowo, abyśmy mogli za jego pomocą rozwiązywać swoje problemy, abyśmy mogli wzrastać w każdej sytuacji. Tylko my tego nie widzimy, bo oczy przesłania nam brak ufności i wiary.

Módlmy się o wiarę tak wielką, jaką miał ów setnik z Ewangelii. On wierzył w moc Słowa. I my uwierzmy, a spełniać się będzie na naszych oczach. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>