53. Druga zapowiedź męki i zmartwychwstania (Mk 9,30-32)
Po wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Komentarz: Jezus przygotowywał swoich uczniów do wydarzenia najważniejszego w dziejach ludzkości. Mieli przecież uczestniczyć w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. To przełom, to rewolucja obejmująca kosmos; wydarzenie, jakiego jeszcze nie było i już nie będzie w przyszłości. Owszem, później też wielu świętych, na wzór Jezusa doznawać będzie cierpienia. Przyjmą je z miłości i oddadzą swe życie za wiarę. Będą i tacy, którzy sami ogłoszą się Chrystusami. Ale nikt nie dokona tak wielkiego, niewyobrażalnie wielkiego dzieła odkupienia ludzkości. Nikt nie wykaże się taką miłością; nie poruszy mocy światła i ciemności. Nikt inny w historii ludzkości nie przyczyni się do triumfu życia nad śmiercią, w dodatku w wymiarze, który obejmie czas i przestrzeń – wszystko co było, jest i będzie.
Choć to już się dokonało, ludzkość nie uświadamia sobie całości Dzieła Zbawczego, jego rozmiaru w sensie kosmologicznym. Często zarzuca się wierze katolickiej, iż jest przestarzała, nie idzie z prądem czasów; że przyjęte dogmaty są skostniałe. To czego dokonał Jezus, jest najbardziej aktualne. Wyprzedza epokę o miliony lat świetlnych – już nie tych zwykłych ziemskich lat. To wydarzenie, którego umysł ludzki w XXI wieku nadal nie potrafi objąć, choć człowiek chlubi się inteligencją, wiedzą, postępem, rozwojem cywilizacyjnym. A jednak nie dorasta jeszcze do duchowego wymiaru poznania prawdy o całości odkupienia, o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. To niewyobrażalne, niepojęte dla ludzkiego umysłu Dzieło – zwycięstwo Miłości uosobionej w Chrystusie, objawionej w Nim, ale będącej tożsamą z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym.
Jak uczniowie Jezusa mieli zrozumieć, w jakim Dziele uczestniczą, skoro do tej pory, po tylu latach istnienia Kościoła, powstaniu tak wielu pism i rozpraw na temat zbawczej misji Jezusa i zrodzonego przezeń Kościoła, ludzkość nadal stoi niejako u progu poznawania tej wielkiej tajemnicy odkupienia. Apostołowie mieli być uczestnikami tych wydarzeń. Jezus musiał dopiero przygotować ich do nich. Mówił więc o swojej męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Odwoływał się do fragmentów Pism i Ksiąg proroków, gdzie opisana była Jego męka. Jednak uczniowie nie mogli tego pojąć. Oni żyli dniem dzisiejszym – tym co widzieli, czego doświadczali. To było namacalne, bliskie, w dodatku niosło dobro, miłość, wyzwolenie z cierpienia. Rzeczywistość, o której mówił im teraz Jezus, była tak inna, w dodatku pełna cierpienia. Sam ten fakt sprawiał, że nie chcieli przyjmować Jego zapowiedzi. Słowa o zmartwychwstaniu prawie do nich nie docierały, bo bardziej skupiali się na przerażającej wieści o męce. Obawiając się tego wszystkiego o czym mówił Jezus, nie pytali o nic, choć nie rozumieli.
Tak często jest i w naszym życiu. Gdy człowiek czegoś się lęka, woli sprawy nie poruszać. Sama myśl o tym wzbudza nieprzyjemne emocje, dające co najmniej poczucie dyskomfortu. W związku z tym odsuwa to od siebie, chociaż logika podpowiada, że z czasem i tak trzeba będzie zmierzyć się z problemem.
Dzisiejszy fragment pokazuje z jednej strony pragnienie Jezusa, by przygotować uczniów na Jego mękę, z drugiej zaś – słabość ludzką, która niejako nie pozwala przyjąć człowiekowi całej prawdy. Czyni go głuchym na to, co go niepokoi, czego się obawia, chociaż nie rozumie, a może właśnie dlatego, że nie rozumie. To co dokonało się podczas pamiętnych dni Triduum Paschalnego jest stale poznawaną, odkrywaną, na nowo odczytywaną wielką tajemnicą Bożej miłości i miłosierdzia. Głębia tej tajemnicy jest nieskończona. Ogrom dokonanego Dzieła dla ludzkiego umysłu – niewyobrażalny.
My – jako dusze maleńkie – zostaliśmy powołani do uczestnictwa w tym Dziele, które obejmuje wszechczasy we wszechświecie. Mimo że Jezus chodził po ziemi dwa tysiące lat temu, my teraz możemy współuczestniczyć w zbawianiu dusz. Pomagając Jezusowi, ratujemy innych i sami kroczymy drogą ku niebu. Nie dość na tym. Możemy i powinniśmy pomagać tym, którzy byli przed nami. Duch nie zna granic czasowych. Modlitwa za dusze w czyśćcu cierpiące jest więc też włączaniem się w Zbawcze Dzieło Jezusa. Ono zapoczątkowane zostało jeszcze przed Jego poczęciem się w łonie Dziewicy. Bóg rozpoczął je już u zarania dziejów – w momencie popełnienia przez pierwszych rodziców grzechu pierworodnego.
Zauważmy, że wina Adama i Ewy poskutkowała niepojętym wybuchem Bożej miłości miłosiernej. Pomyślmy, jak wielką musi być miłość Boga do człowieka, skoro Jego odpowiedzią na nieposłuszeństwo było miłosierdzie?! I to okazane natychmiast. Bóg od razu zapowiedział przyjście swego Syna. Nie uczynił tego po jakimś czasie, nakłoniony przez ludzkie prośby. Nie było w tym żadnej zasługi człowieka. Jego był jedynie grzech. Tak wielkie serce może mieć tylko Bóg. Człowiek do takiej miłości i miłosierdzia nie jest zdolny.
Dzisiaj również Bóg zapowiada wielkie wydarzenia i poucza ludzi. Wykorzystuje różne drogi, aby dotrzeć do swych dzieci, by je przygotować; by mogły jak najpełniej wejść w to Dzieło, które On przeprowadza na ziemi. Wysyła do nas swoją Matkę, aby Ona nas poprowadziła. Wie, że dzieci bardziej skłonne są posłuchać swojej Mamy. Otwórzmy serca. Otwórzmy oczy i uszy naszych serc. Podajmy swoje dłonie Matce Najświętszej oraz Bogu pełnemu miłosierdzia. Pozwólmy się poprowadzić. Wczytujmy się w przesłania płynące z nieba, bowiem pochodzą one z samego Serca Boga.
Niech Duch Święty pokieruje dzisiaj nami podczas tych rozważań.