Ewangelia według św. Łukasza

53. Świadectwo Jezusa o Janie (Łk 7,24-30)

Gdy wysłannicy Jana odeszli, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w pałacach królewskich przebywają ci, którzy noszą okazałe stroje i żyją w zbytkach. Ale coście wyszli zobaczyć? Proroka? Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Lecz najmniejszy w królestwie Bożym większy jest niż on”. I cały lud, który Go słuchał, nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy. Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego.

Komentarz: „Coście wyszli oglądać na pustyni? (…) Ale coście wyszli zobaczyć?” Te słowa kierowane są dzisiaj do nas. Tak, jak to czynił Jezus, gdy chodził po ziemi, dzisiaj zadaje te pytania nam – uczestnikom dni skupienia i Wieczerników. Chodzi o to, abyśmy bardziej świadomie uczestniczyli w nich. Abyśmy uświadamiali sobie rzeczywiste przyczyny naszego uczestnictwa we wspólnocie.

Zatem usłyszmy jeszcze raz te pytania: „Coście wyszli oglądać na pustyni? (…) Ale coście wyszli zobaczyć?” Jakie są motywy naszego postępowania? Dlaczego zjawiamy się co miesiąc, niektórzy i dwa razy w miesiącu i bierzemy udział w Wieczernikach? Czego oczekujemy od tych spotkań, od modlitw? Co nam daje to uczestnictwo? Czy w pełni wykorzystujemy dar i łaskę Boga przejawiające się w tej wspólnocie? Spróbujmy zobaczyć niejako analogię pomiędzy nami, ciągnącymi co miesiąc na Wieczerniki, a tamtymi ludźmi, którzy tłumnie z różnych stron ściągali najpierw do Jana, a potem do Jezusa.

Jan głosił potrzebę nawrócenia. Chrzcił wodą, nauczał, przepowiadał szybkie przyjście Mesjasza. Ludzie, poruszeni jego słowami, wyznawali głośno swoje grzechy, wchodzili do rzeki i prosili o chrzest. Czymże był ten chrzest Janowy wobec Chrztu Krwi Chrystusa? Niczym. A jednak był ważny dla tamtych ludzi. To była niejako namiastka tego, co miało się dokonać w Jezusie, a co teraz chrześcijanie przyjmują jako rzecz zwyczajną, „należną” każdemu, kto wyrazi pragnienie. Tamci ludzie spragnieni byli oczyszczenia, spragnieni byli słów, które dałyby w serca nadzieję, że oto już niedługo to trwające całe wieki oczekiwanie dobiegnie końca. Mesjasz przyjdzie i wyzwoli ich. Zmieni się ich los, ich życie. Mieli nadzieję na zupełną zmianę wszystkiego. Chociaż różnie wyobrażali sobie to przyjście Mesjasza, wiedzieli, że Mesjasz oznacza wyzwolenie. Jan dawał im tę nadzieję, że już niedługo potrwa oczekiwanie. Dlatego tym chętniej schodzili do rzeki, by dokonać chrztu obmycia.

Pojawił się Jezus. Jeszcze mocniej poruszył ludzkie serca. Jego nauka była zadziwiająca! Zmieniała ich sposób myślenia. Ale to, co mówił było prawdziwe i oni czuli to. W dodatku swoje słowa popierał czynami. I to jakimi! Uzdrawiał, wskrzeszał, karmił tysiące kilkoma rybami i chlebami. To było nieprawdopodobne! Toteż i za Nim szły tłumy gotowe ponieść trudy dalekiej wędrówki, niewygód, nawet głodu, by słuchać Jezusa, by doznać uzdrowienia, by zostać pocieszonym, by w sercu pojawiła się nadzieja. Gdy przyszło do Jezusa poselstwo od Jana, On, pokazując na tłumy zgromadzone wokół, kazał im patrzeć na znaki czasu i odczytywać je.

Dzisiaj my przychodzimy tak tłumnie, a pośród nas jest Jezus. To On nas gromadzi, naucza, uzdrawia, oczyszcza, pociesza. A jednak od czasu do czasu słyszy pytanie: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Jezus, podobnie jak dwa tysiące lat temu, mówi: „Patrzcie na znaki czasu! Jesteście uczestnikami wielkich wydarzeń, a nie widzicie tego! Na waszych oczach dokonuje się coś bardzo ważnego, a wy wątpicie! Popatrzcie na otaczającą rzeczywistość, przyglądajcie się kolejnym wydarzeniom, wsłuchujcie się w orędzia Matki Najświętszej, w Moje słowa! Czy rzeczywiście nic nie rozumiecie!? Czy prawdziwie nic nie widzicie!? Dlaczego nie wsłuchujecie się w słowa kolejnych papieży, którzy pod natchnieniem Ducha Świętego wskazują wam drogę!? Czy ich encykliki przestały być wykładnią dla waszego życia wiary? A teraz, na tym i następnym Wieczerniku, dniu skupienia „coście wyszli oglądać (…), coście wyszli zobaczyć?” Po co przybyliście?”

To nasze serca Jezus chce poruszyć. To nasze dusze Jezus chce zdobyć dla zbawienia. To ze względu na nas Jezus przychodzi, naucza, leczy, czyni znaki. Ale my, po cośmy przyszli? Żeby zobaczyć cuda? Zaznać pokoju, jak ostatnim razem? A może gna nas ciekawość, może potrzeba serca, może nasze problemy nas tu przyprowadziły? Jedno jest pewne. Przyszliśmy, bo tu coś się dzieje. Tu nie ma stagnacji. Tu jest Jezus. Idąc dalej w tę analogię, zauważmy w tych spotkaniach zarówno to Janowe nawoływanie do nawrócenia i przygotowania się na przyjście Jezusa, jak i Jezusowe nauczanie i uzdrawianie. Zobaczmy te tłumy tak licznie gromadzące się wokół ołtarza. Dostrzeżmy te znaki towarzyszące tym spotkaniom! Nie pozostawajmy obojętni jak faryzeusze. Bądźmy jak ci prości ludzie i celnicy, którzy „przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy.” To była ich odpowiedź na wydarzenia, na słowa Jana i Jezusa. Oni chcieli się nawrócić. Oni nawracali się. Jaka będzie nasza odpowiedź?

My już zostaliśmy ochrzczeni. My już przyjęliśmy Jezusa jako swojego Pana, jako Zbawiciela. A jednak zapytajmy jeszcze raz: Jaka będzie nasza odpowiedź na to wszystko, co dzieje się na świecie, w Kościele, we wspólnocie, w naszych sercach? Jaka będzie nasza postawa wobec wezwań sług Kościoła do życia w miłości, do apostolstwa miłości? Jaka będzie odpowiedź dana Bogu w każdej duszy indywidualnie na Jego zaproszenie do życia w zjednoczeniu z Nim? Jeszcze raz zastanówmy się, po co przyjeżdżamy na Wieczerniki? Żeby nie było z nami tak jak z faryzeuszami i uczonymi w Prawie, którzy „udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu Janowego.” Czy my godzimy się na plany Boże względem nas i jesteśmy otwarci na nie? To nie szkodzi, że nie rozumiemy wielu spraw i nie znamy przyszłości. Tamci ludzie, w tamtych czasach nie wiedzieli tego, co my teraz wiemy o nich i ich losach. Oni szli za głosem wołającym do nawrócenia. Oni szli za Jezusem mówiącym im o miłości i świadczącym o niej swoim życiem. Oni uwierzyli. Uwierzmy i my!

Jeśli przyjeżdżamy na Wieczerniki, to uczyńmy krok dalej i postępujmy konsekwentnie za wskazaniami dawanymi przez kapłanów prowadzących nas wspaniałą drogą duchową, jaką jest droga miłości. Nie bądźmy tymi, którzy stale jeszcze się zastanawiają i pytają: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Aby Jezus znowu nie zadał nam pytania: „Coście wyszli oglądać na pustyni, (…) Ale coście wyszli zobaczyć?” Usłyszmy zniecierpliwienie w tym pytaniu. Tyle znaków, tyle cudów, tyle pouczeń, tyle wskazań, tak niebywałe prowadzenie Boże tej wspólnoty od kilku lat, a w nas jeszcze niepewność, jeszcze pytania? Jeszcze raz zastanówmy się, po co przyjeżdżamy na Wieczerniki, dlaczego właśnie tu, dlaczego ta wspólnota, ta droga? Abyśmy nie tracili czasu na wieczne wątpliwości, ale byśmy w końcu, pewni swej drogi, całą energią poszli naprzód za wskazaniami samego Jezusa. Aby nie powstrzymywały naszego kroczenia żadne myśli niepotrzebne, tylko oddawszy siebie pod opiekę i prowadzenie Matki Najświętszej, zacznijmy realizować plany samego Boga wobec nas, wobec wspólnoty, wobec Kościoła. Poddajmy się działaniu Ducha Świętego i pozwólmy Mu zawładnąć naszymi duszami. Abyśmy, gdy przyjdą czasy ostateczne, nie usłyszeli pytania: „Coście tu przyszli oglądać? Czego oczekujecie ode Mnie?” Bo nie będą to słowa ku zastanowieniu się. Będą to słowa odrzucenia: „Nie znam was.”

Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech serca nasze przyjmą Słowo i napełnią się nim całe, a potem żyją nim już na wieczność.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>