55. Jezus przed swoimi sędziami (J 18,12-14; 19-24)
„Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański. Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród. Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» Następnie Annasz wysłał Go związanego do arcykapłana Kajfasza.” (J 18,12-14; 19-24)
Komentarz: Na początek pragnę zwrócić waszą uwagę na ilość osób, które przyszły pojmać Jezusa. Mowa o tym jest już we wcześniejszym fragmencie. Judasz przyszedł po Jezusa z kohortą i strażnikami od arcykapłanów i faryzeuszy. Sama kohorta będąca pododdziałem legionu rzymskiego liczyła od 500 do 1000 żołnierzy. Gdyby nawet liczba zbrojnych zawarła się na tym najniższym pułapie ok.500 do 600 ludzi, każdy z bronią, to i tak ilość ich jest spora. Być może arcykapłani i faryzeusze obawiali się, że Jezus nie będzie sam. Zazwyczaj był w gronie apostołów. Bywali z Nim Jego uczniowie. Jednak Judasz dobrze wiedział, kto będzie z Jezusem. Była to garstka prostych ludzi, bez broni, zupełnie nie nastawionych do walki. Przyszli do ogrodu w zupełnie innym celu. Oczywiście arcykapłani mogli obawiać się, że gdy inni wyznawcy Jezusa, którzy też mogli przebywać w ogrodzie, dowiedzą się o pojmaniu, będą chcieli Go bronić, odbić. Mogli obawiać się rozruchów w mieście. Jednak dla utrzymania porządku w mieście też wysłano następne oddziały wojska. Dlaczego zatem taka ilość żołnierzy, by złapać jednego człowieka? W dodatku człowieka, który nigdy nie wykazywał postawy agresywnej, nie dążył do objęcia władzy, nie tworzył wokół siebie zbrojnych oddziałów, nie wzywał do buntu. Człowieka nastawionego do wszystkich pokojowo. Głoszącego miłość, dobro, przebaczenie. Uzdrawiającego, pocieszającego smutnych, pomagającego biednym.
Judasz i arcykapłani nie byli ślepi. Widzieli znaki, jakie czynił Jezus. Doświadczali Jego mocy. Oni bali się Go. Bali się nie tylko Jego słów, w których wyczuwali prawdę. Oni obawiali się, że Jezus użyje swojej mocy, aby się bronić. Widzieli też miłość, cześć i szacunek, jakim był otaczany. Widzieli wdzięczność ludzi biednych, którzy zaznali dobra od Niego. Podejrzewali, że przynajmniej niektórzy z nich mogą stanąć w Jego obronie. Chcieli schwytać Jezusa i Go zabić, ale się Go bali. Stąd ta ilość żołnierzy, która miała im zapewnić przewagę.
Ich cel był jasny. Jednak dobrze czuli w swoich sercach, że to będzie zbrodnia, a nie słuszna kara za jakieś przestępstwo, więc chcieli przynajmniej stworzyć pozory sądu nad Jezusem, aby zachować twarz przed prokuratorem rzymskim i prostym ludem. Użyli do tego wszystkich możliwych sposobów dalekich od uczciwości i prawa, by swój plan przeprowadzić. W swoim gronie arcykapłanów i faryzeuszy przekonywali jedni drugich słowami Kajfasza, iż „lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród”. Bojąc się o siebie bardziej niż naród, postanowili zgładzić Jezusa, który był im po prostu niewygodny. Nie zdawali sobie sprawy, jak prorocze były to słowa. Jezus umarł, aby ocalić wszystkich. Oczywiście nie w tym znaczeniu, o którym myśleli zabójcy.
Jezus wiedział o wszystkim. Znał doskonale pobudki, jakimi kierowali się arcykapłani. Ich rozmowy nie były Mu tajne. Przecież jest Bogiem. Zna każde ludzkie serce. Kiedy arcykapłan zapytał Go o Jego uczniów i naukę, wiedział, że nie jest to pytanie szczere, aby się dowiedzieć prawdy. Wszystko już zostało postanowione, wyrok już wydany. Teraz trzeba było tak przeprowadzić przesłuchania i sąd, aby pokazać światu, że Jezus zasługuje na karę, którą przygotowali. Nie miało to nic wspólnego z przestrzeganiem prawa i sprawiedliwością, nic wspólnego z Prawdą. Mimo tego Jezus pozostaje sobą. Nie zniża się do poziomu swoich zabójców. On cały czas jest sobą. On wie, po co przyszedł na ziemię. On zna wolę Ojca. Jest przepełniony MIŁOŚCIĄ, której żaden człowiek nie jest w stanie pojąć. On jest tą MIŁOŚCIĄ. Dlatego w Jego odpowiedziach nie ma odwetu, nie udowadniania swojej racji, nie ma pogardy dla oprawców. Jezus jest łagodny, pokorny i spokojny. Ten spokój wyprowadza z równowagi kolejne przesłuchujące Go osoby. Uderzony mówi spokojnie. Nie ulega emocjom, nie poddaje się uczuciu nienawiści, bo w Nim jej nie ma. On jest MIŁOŚCIĄ, która krok po kroku, sekunda po sekundzie swego ziemskiego życia realizuje plan zbawienia człowieka. Jezus jest konsekwentny w tej decyzji, podjętej odwiecznie, w każdym momencie i do końca. Warto towarzyszyć Jezusowi na tej drodze, przyglądać się i rozważać tę MIŁOŚĆ. Człowiek nie zrozumie wszystkiego do końca, ale nawet jeśli pojmie małą cząstkę tej MIŁOŚCI, to dla jego serca będzie to skarb największy i niebywały. Zapraszam was do przebycia tej drogi z Jezusem. Błogosławię was na czas tych rozważań.