5. Nawiedzenie (Łk 1,39-45)
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».
Komentarz: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Zwróćmy szczególną uwagę na te słowa. Postarajmy się przyjąć je sercem. Oczami duszy zobaczmy Maryję przemierzającą duże odległości piechotą, czasem na osiołku, by dotrzeć do swojej krewnej Elżbiety. Maryja idzie tam pod natchnieniem Ducha Świętego. Dostała wiadomość przekazaną przez anioła i nie zastanawiając się długo, poszła, aby pomóc Elżbiecie w trudnych chwilach. Nie otrzymała potwierdzenia telefonicznego, nie upewniła się przy pomocy poczty czy też maila. Tak zapewne w dzisiejszych czasach zrobiłby każdy rozsądny człowiek. Ileż wiary było w Maryi! Zaufała słowom Pana do tego stopnia, że wyruszyła w długą i męczącą podróż, sama będąc w stanie błogosławionym. Naraża się na ewentualne ośmieszenie, gdyby okazało się, że wszystko co mówił anioł o Elżbiecie, jest nieprawdą. Przyznajmy, że my byśmy użyli różnych środków, by na wszelki wypadek upewnić się przed wyruszeniem, co do prawdziwości wieści.
Niestety, współczesny człowiek nastawiony jest na to, co da się sprawdzić – nic z ducha, wszystko z ciała. Ufność, wiara, tchnienie Ducha Świętego, intuicja, życie poza wymiarem tego, co mierzalne, sprawdzalne, dające się łatwo określić, zbadać, ująć w schematy, zapisy matematyczne – są dla nas tak bardzo odległe, że wręcz wkładane często między baśnie. A przecież mamy być ludźmi wiary! Mamy być ludźmi ducha! Mamy być duszami zawierzenia, ufności, otwartości na świat duchowy!
Maryja wykazała się ogromną wiarą! Poszła, ufając aniołowi, że Bóg dokonał cudu w ciele jej krewnej, podobnie jak w Niej samej czynił cudowne zmiany mocą Ducha Świętego. Tak bardzo świat duchowy był jej bliski! Gdyby tak nie było, nie uwierzyłaby i nie poszła do Elżbiety. Spotkanie tych dwóch niewiast było pięknym przeżyciem ducha – zarówno dla nich, jak i dzieci w ich łonach. Maryja dociera do domu Elżbiety. Widząc ją, już z daleka wyciąga ręce i pozdrawia. Elżbieta czuje coś, co wprawia ją w zachwyt. Dzieje się to pod natchnieniem Bożym. Ma dane z nieba poznanie, że przychodzi do niej nie tylko jej krewna, młodziutka Maryja. Przychodzi do niej ktoś większy. Naraz zdaje sobie sprawę, że oto gości w swoim domu samego Boga; że On przyszedł do niej w osobie Maryi. Była tego pewna, choć Ta nosiła w sobie to życie Boże od niedawna, bowiem jeszcze nie widać po Niej stanu błogosławionego. Elżbieta poczuła, jak jej dzieciątko również doznało wzruszenia. Kiedy witała Maryję, gdy ją obejmowała ramionami i przytulała, doznała nieznanego jej wcześniej cudownego doświadczenia, że i ono rozpoznaje wizytę tak znakomitego Gościa. Obie niewiasty poczuły to wzajemne poruszenie ich maleństw pod sercami i niepojętą więź między nimi. One były pewne, że ich dzieci – jeszcze nienarodzone – już się kochają, a drogi życiowe obojga w jakiś przedziwny sposób są splecione.
To doświadczenie, tak bogate w przeżycia, doznania, poruszenia ducha, sprawiły że Elżbieta w wielkim zachwycie i radości zawołała: „A skądże mi to, że Matka Pana mojego przychodzi do mnie?” Wczujmy się tym razem w przeżycia Elżbiety. Bądźmy tymi, którzy widząc nadchodzącą niespodziewanie Maryję, poczują w swoim sercu niepojęte poruszenie. Uświadommy sobie, że Ona wie o nas wszystko, mimo że nic przecież nie mówiliśmy. Przychodzi, aby nam pomóc w naszej zwykłej, szarej codzienności. W dodatku nie przybywa sama! Niesie nam Króla nad królami, Pana nad panami! Przynosi samego Boga! Matka Najświętsza zawsze ma w Sercu Jezusa. Ona kocha, a tam gdzie miłość, tam zawsze jest i Bóg.
Toteż Maryja niesie nam swój najcenniejszy skarb, dar jedyny – nie znajdziemy mu równego. Przynosi samego Jezusa – Zbawiciela! Przychodzi do nas z tym cennym darem, aby w naszym życiu pojawiło się światło radości, promień miłości; by nasze serca przepełnił sam Bóg! Otwórzmy się więc, zanurzmy w tym bezmiarze miłości, jaka tę scenę przenika. Pozwólmy swym sercom poczuć tę obejmującą nas miłość. Razem z Elżbietą zachwyćmy się takimi Gośćmi! Niech nasze dusze oniemieją z zachwytu! I skierujmy do Maryi słowa, które wcześniej wypowiedziała Elżbieta : „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Wykrzyknijmy je sercem, z wiarą, a staną się ciałem.
Czytanie Pisma Świętego może stać się dla człowieka niezapomnianym przeżyciem. Może być naprawdę wejściem w życie postaci występujących w danym fragmencie; doświadczeniem ducha tamtego miejsca i czasu – Ducha miłości! Może stać się prawdziwie przyjęciem życia Bożego w nas. Pismo Święte nie jest zwykłą książką. Słowa w nim zawarte są żywe! To słowa Boga! A Jego Słowo jest siłą, ma moc stwórczą! To przecież żywy Bóg. Zatem zagłębiając się w Słowo Boga, zanurzamy się w Niego samego. Wchodzimy w rzeczywistość ducha. Jego miłość przepełnia nas i doznajemy odrodzenia. Bóg niejako stwarza nas od nowa! To Słowo, które jest prawdziwie pokarmem duszy, nadaje jej nowe życie!
Wszystko, czego dotyka Bóg, odnawia się, nabiera nowego życia, kształtu, wymiaru. Staje się święte, jak On jest Święty. Oczywiście do tego potrzebna jest jeszcze dobra wola człowieka, który zaprosi do siebie Słowo. Poprośmy więc Ducha Świętego, aby pomógł nam otworzyć się dzisiaj na przychodzącą do nas Maryję; by pomógł otworzyć się na Dar, jaki ze sobą niesie. Poprośmy, aby nasze serca uzdolnił do odczuwania tej cudownej obecności Boga w Sercu Matki. Niech i nasze serca zadrżą, zostaną poruszone tą niezwykłą wizytą! Wchłaniajmy miłość, która tak bardzo przenika tę piękną scenę! Ona wyróżnia się spośród innych w Piśmie Świętym. Gdzie znajdziemy tak wiele? Dar Boga! Dar niesiony w Sercu! Dar niesiony z Serca! Spotkanie dwóch wielkich: Zbawcy i Jego prekursora; Miłości i zapowiadającego tę Miłość. Ileż Ducha w tej scenie! Sam Jan był cały napełniony Duchem! Wszystko, czym żył, było z Ducha – wiedza, mądrość, inteligencja. Jezus – to sam Duch! Stanowi przecież jedno z Duchem Świętym i Bogiem Ojcem. To Bóg! Wszystko oplecione, wypełnione, przeniknięte miłością!
Kiedy już zagłębimy się w tę scenę, gdy zachwycimy się tą cudowną miłością, otwórzmy swoje ramiona i przyjmijmy Maryję słowami pełnymi pokory i radości: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” I trwajmy w ciszy, w rozmodleniu, w miłości, objęci ramionami Maryi niosącej nam w swym Sercu samego Jezusa. Przyjmijmy ten Dar i uwielbiajmy Boga za Jego niepojętą miłość.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech dzisiaj szczególnie poprowadzi nas Duch Święty.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?