59. Uzdrowienie w szabat (Mt 12,9-14)
Idąc stamtąd, wszedł do ich synagogi. A [był tam] człowiek, który miał uschłą rękę. Zapytali Go, by móc Go oskarżyć: «Czy wolno uzdrawiać w szabat?» Lecz On im odpowiedział: «Kto z was jeśli ma jedną owcę, i jeżeli mu ta w dół wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej? O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca! Tak więc wolno jest w szabat dobrze czynić». Wtedy rzekł do owego człowieka: «Wyciągnij rękę!» Wyciągnął, i stała się znów tak zdrowa jak druga. Faryzeusze zaś wyszli i odbyli naradę przeciw Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.
Komentarz: Zwróćmy uwagę na dwie bardzo ważne sprawy zawarte w tym fragmencie. Pierwsza – to dobro, które powinno być obecne w naszych sercach nieustannie. Od uczynków dobrych i miłosiernych nie ma zwolnienia – również w dzień Pański, dzień święty. Jednak nie można popadać w skrajność. Jeśli jest taka możliwość, prace na rzecz bliźniego należy wykonywać w dzień powszedni. Musimy słuchać swego serca, pytać sumienia i rozważać rozumem. Tak, by zawsze dzień święty był uczczony, przeznaczony na modlitwę, przebywanie w gronie rodziny i wspólne chwalenie Boga. Jezus w szabat uczynił dobro – uzdrowił człowieka. W ten sposób uczcił Boga w ten dzień. My również mamy starać się oddawać jak największą cześć naszemu Stwórcy, szczególnie w czasie Jemu przeznaczonym.
Teraz druga sprawa, nieco mniej zauważana, czy też podkreślana. Nienawiść. Nienawiść faryzeuszy do Jezusa. Coraz bardziej ujawnia się to uczucie względem Niego. W Ewangelii według św. Marka jeszcze wyraźniej napisane jest: „Śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć”. Ludziom tym wcale nie chodziło o prawość postępowania Jezusa, o szabat… Oni szukali pretekstu, aby Go pojmać i oskarżyć. Coraz bardziej wychodziło na jaw oblicze faryzeuszy – to, co kryło się w ich sercach. Przedstawiali siebie jako wierzących, zachowujących Prawo i strzegących go, wypełniających przykazania. W obliczu opinii publicznej chcieli uchodzić za świętych. Podawali siebie za wzór. Natomiast wobec innych potrafili być bardzo surowi i wymagający. To było zakłamanie. Swoją obłudę doprowadzili do perfekcji. Narzucali innym posty, wyrzeczenia, nakładali dodatkowe obciążenia materialne. Zamienili Boże przykazania na długą listę nakazów i zakazów niemożliwych wręcz do zrealizowania. I wytykali brak wierności Prawu. Niestety, w tym wszystkim utracili Boga. Zapomnieli zupełnie o Tym, dla kogo to Prawo mieli zachowywać. Zatracili wiarę, miłość do Boga i sens istnienia. Bo czyż celem życia może być pilnowanie, by inni zachowywali Prawo, którego samemu do końca się nie przestrzega? Oni żyli w iluzji. Jak nędzarze nie przyznający się do własnej nędzy; chorzy, którzy nie chcą dostrzec swej choroby. Każdego, kto ukazywał im prawdę o nich samych, traktowali jak wroga. O, jak wielkim smutkiem napełniali Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie. Jakim bólem i cierpieniem! Mieli bardzo niewrażliwe sumienia, zamknięte na cztery spusty dusze i zatwardziałe serca. I żyli w ułudzie, bowiem nawet przed sobą ukrywali prawdziwy stan rzeczy.
Ten fragment Ewangelii jest krzykiem o wielkim kłamstwie, w jakim żyli ci ludzie oraz dowodem ich nienawiści do Jezusa. W Ewangelii Łukasza możemy przeczytać, iż po uzdrowieniu w szabat uschłej ręki „oni(…) wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi”. Mateusz i Marek natomiast zapisali, iż odbyli naradę, „w jaki sposób Go zgładzić”. W ich sercach nie było wiary w Boga miłującego. Nie rozumieli dziesięciorga przykazań. Inaczej tak by się nie zachowywali. Oni pałali nienawiścią do wszystkich, którzy burzyli ich porządek, pokój, iluzję, w której żyli. Podsycał ich swym jadem mistrz kłamstwa – szatan. To on podsuwał od lat coraz to nowe pomysły obłudnych zachowań. On odwrócił ich uwagę od Boga i Jego miłości do narodu wybranego, a skierował na konieczność przestrzegania nakazów i zakazów, czynienia wyrzeczeń, dźwigania ciężarów. Z tego zaś zrobił się przykry obowiązek, który ostatecznie zamykał serce na Boga, otwierając je na różnego typu podszepty szatana. Ludzie ci, choć byli również wśród nich prawi i uczciwi, stanowili w większości grupę osób zakłamanych, zadufanych w sobie, pysznych, czerpiących korzyści w nieuczciwy sposób, wykorzystując swoją wiedzę i pozycję. Choć mówili o Bogu, jednak nie żyli wiarą, Prawdą Objawioną. Ich relacje z Bogiem nie były tak bliskie, jak chcieli, by to wyglądało.
Przyjrzyjmy się teraz sobie. Czy nasze zachowanie nie przypomina w pewnym stopniu postawy faryzeuszy i uczonych w Piśmie? Czy przypadkiem w nas nie ma podobnego zakłamania? Tak szybko zauważamy błędy innych, a trudno nam dostrzec je u siebie. Jakże łatwo nam wymagać od innych. Sobie natomiast folgujemy, usprawiedliwiając się ze swych słabości. Wciąż oceniamy czyjeś zachowania, ale nie umiemy spojrzeć krytycznie na siebie. Zastanówmy się, czy nie ma w nas nieco z postawy faryzeuszy? Czy przypadkiem to my nie jesteśmy tymi, którzy nawet świętym potrafią wytknąć błędy, nie widząc ich u siebie? A może świętość innych zbyt kłuje nas w oczy? Może to kontrast między nimi a naszą nędzą, słabością, grzechem, tak bardzo porusza sumienie, że nie potrafimy sobie z tym poradzić? Krytykujemy więc, by zmniejszyć swoje winy na ich tle.
Jakże często przypominamy tych obłudnych, pysznych, egoistycznych faryzeuszy. A Jezus napotyka nasze zimne i zamknięte serca. Tak często ze smutkiem odchodzi od drzwi naszych dusz, bo – zajęci sobą – nawet Go nie zauważamy. Zastanówmy się podczas rozważania tego fragmentu nad własnym sercem, duszą, swoim stosunkiem do Boga. Pomyślmy nad naszymi słabościami, które bardzo ranią Jezusa. Bez porównywania z innymi stańmy przed Nim i prośmy o litość. A potem wyraźmy wielkie pragnienie życia odtąd w prawdzie. Pokochajmy Jezusa czystym sercem, nie oglądając się na nikogo. Od tej chwili starajmy się badać i oceniać tylko siebie. A za innych po prostu się módlmy, bez wytykania palcami ich przywar i grzechów. Stawajmy przed Jezusem w pokorze, a ona uczyni nas prawdziwie Jego świątynią.
Niech Bóg błogosławi nas na czas rozważań.