62. Trzecia zapowiedź męki i zmartwychwstania (Mk 10,32-34)
A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: «Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie».
Komentarz: Jezus przygotowywał serca apostołów do najważniejszych wydarzeń – jak prawdziwy Mistrz, Nauczyciel, Opiekun i Przewodnik. Oni byli jak dzieci. Wobec Jezusa czuli się mali, doświadczając swej niewiedzy, nie rozumiejąc pouczeń. Próbowali na swój sposób wyjaśniać sobie Jego słowa – chwilami tak trudne do przyjęcia. I tym razem nie mogli pojąć tego, co mówił. Już po raz kolejny zapowiadał swoją przyszłość, która była dla nich straszliwą wizją – katastrofą i klęską. To przerażało ich. Lęk sprawiał, że słyszeli tylko zapowiedź męki i śmierci. Nie docierały do nich słowa o zmartwychwstaniu. Tym bardziej, że było dla nich abstrakcyjnym pojęciem. Wiedzieli, że Jezus wskrzeszał ludzi. Ale jeśli naprawdę umrze, jakże będzie mógł wskrzesić sam siebie?! Te rozmowy o przyszłości budziły w ich sercach niepokój i najchętniej nie podejmowaliby ich. Jednak Jezus powracał do nich. Wykorzystywał sytuacje, gdy byli sami lub odprowadzał ich w ustronne miejsce i mówił o tym, co nastąpi.
Dlaczego to czynił? Przecież i tak teraz nie byli w stanie tego pojąć i przyjąć. Dopiero zmartwychwstanie i spotkania z Jezusem przed Jego wniebowstąpieniem, rozjaśniły serca i umysły tak, że zdołali zrozumieć wcześniejsze słowa. A zesłanie Ducha Świętego dopełniło całości poznania i dało im moc, by stali się mężni w głoszeniu wiary w Jezusa Zmartwychwstałego. Teraz jednak – kiedy ich Mistrz otoczony był tłumami, gdy był kochany przez wielu, a oni czuli się przy Nim tak bezpiecznie i rozmyślali nad Jego popularnością, nad możliwościami, władzą, którą mógłby posiąść – te słowa były nie do pojęcia. Miały jednak zaowocować w przyszłości, stanowiąc swoisty dowód na to, iż Jezus, świadomy swego posłannictwa, realizował krok po kroku plany Boga; wypełniał swoją misję. Nie była ona niespodziewana. Całe życie przygotowywał się do niej. Znał swoją przyszłość, zdawał sobie sprawę z cierpienia, jego skutków i konsekwencji. Będąc Bogiem, wiedział wszystko. I zdecydował się wziąć to na siebie. Nie skorzystał jednak ze swego Bóstwa, by choć w małym stopniu ulżyć sobie w cierpieniu. Jezus mówił uczniom o swej męce i śmierci, aby przygotować ich na ten straszny czas; uchronić przed szaleństwem ze strachu. Wiedział, że spędzą trzy dni po Jego śmierci targani wątpliwościami, niemalże umierając z rozpaczy, przerażenia i obawy o siebie. Dopiero gdy ujrzą Go Zmartwychwstałego, rozpocznie się proces otwierania się ich serc na prawdę o zbawieniu. Wtedy słowa zapowiadające mękę, staną się jasne i będą niejako dowodem na to, iż Jezus po to się narodził, by cierpieć i umrzeć w pohańbieniu, a potem zmartwychwstać i w ten sposób zbawić ludzkość.
My również przeżywamy lęk i obawy, gdy słyszymy o cierpieniu. To jest w naturze ludzkiej. Jednak słuchajmy słów Jezusa do końca. Nie zatrzymujmy się na cierpieniu. Ono nie jest końcem, celem jest zmartwychwstanie i życie! Pamiętajmy o tym. Wpatrujmy się w Jezusa. Niech Jego miłość będzie dowodem, że to potężne uczucie pokonuje śmierć. Miłość uzdalnia do przyjęcia tego, co budzi naturalny sprzeciw człowieka. Słuchajmy Jezusa, który mówi o zmartwychwstaniu. Cierpienie jest drogą prowadzącą do tego celu. W ten sposób dokonało się zbawienie. Dzięki śmierci możliwe było zmartwychwstanie.
Nie jest to łatwe, ale patrząc w ten sposób, można choć trochę zrozumieć umiłowanie krzyża, który Jezus tulił i całował przed męką. Mimo zaznawanego bólu, On cieszył się, gdyż zbliżało się odkupienie człowieka. Rozumieją to nieco lepiej dusze ofiarne, które dobrowolnie przyjmują cierpienie dla uproszenia łaski zbawienia innym. Dla nawrócenia serc ludzkich gotowe są współcierpieć z Jezusem. Poczytują to sobie za zaszczyt i wyróżnienie. Doznają przy tym niekiedy mistycznej wręcz radości z udziału w Zbawczym Dziele Boga.
Dzisiaj Jezus kroczy drogą wraz z całym Kościołem i też wyprzedza wielu, biorąc ze sobą swoich wybranych – dusze najmniejsze. Poucza ich, tłumaczy i przepowiada przyszłość Kościoła. Mówi o cierpieniu jako zbawiennym środku zaradczym na bolączki współczesnego świata. I dziś Jezus zapowiada, co uczynią Jemu i Jego mistycznym członkom. Uprzedza nas, byśmy – gdy nadejdą te trudne wydarzenia – nie trwożyli się, lecz ufali. Ale czyni to też po to, abyśmy my – dusze wybrane, umiłowane – zdecydowali się na kroczenie Jego śladami; już nie za Nim, obok Niego, ale dokładnie po Jego śladach – by Jego życie stało się naszym. Abyśmy będąc świadomymi misji, jaką mają spełnić w Kościele dusze najmniejsze, podjęli się jej mimo lęków i obaw; mimo czekającego nas cierpienia. Pamiętajmy, że ono przynosi zbawienie. Nawet nasze drobne wyrzeczenia i ofiary mogą mieć udział w Zbawczym Dziele Jezusa. Dzięki nim możemy stać się współuczestnikami Jego misji. To wielkie wyróżnienie!
Nie jest to niczym nowym w Kościele. Jednak w dzisiejszych czasach, Bóg potrzebuje wielu takich dusz i dlatego zwraca się właśnie do nas – najmniejszych. Pragnie uczynić świętymi wszystkich ludzi. Widząc tak wielkie niszczące działanie szatana, chce wzbudzić w sercach swoją miłość. Pragnienie włączenia się w Jego życie w pełniejszym wymiarze, zjednoczenia dusz z Jego Sercem oraz – w Bożym Sercu – pomiędzy sobą nawzajem. W tym jest siła zdolna pokonać szatana!
Przyjmijmy dzisiaj pouczenie Jezusa – zapowiedź cierpienia prowadzącego do zmartwychwstania. Myślmy o zbawieniu, już radując się nim. Nastawmy serca, aby były gotowe przyjąć wszystko z ręki Boga. Z Nim nie mamy się czego lękać. Bo On sam bierze na siebie nasze cierpienia i przeprowadza nas przez życie ku wieczności.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech błogosławi nasze rozważania, modlitwę i decyzje, które będziemy podejmować. Nie lękajmy się! On jest!