63. Kobieta cierpiąca na krwotok (Łk 8,40-48)
Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. A oto przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił Go, żeby zaszedł do jego domu. Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która była bliska śmierci. Gdy Jezus tam szedł, tłumy napierały na Niego. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej uleczyć. Podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza, a natychmiast ustał jej upływ krwi. Lecz Jezus zapytał: „Kto się Mnie dotknął?” Gdy wszyscy się wypierali, Piotr powiedział: „Mistrzu, to tłumy zewsząd Cię otaczają i ściskają”. Lecz Jezus rzekł: „Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem, że moc wyszła ode Mnie”. Wtedy kobieta, widząc, że się nie ukryje, zbliżyła się drżąca i upadłszy przed Nim opowiedziała wobec całego ludu, dlaczego się Go dotknęła i jak natychmiast została uleczona. Jezus rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!
Komentarz: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju.” Oto słowa bardzo ważne, których znaczenie będziemy zgłębiać. Czytając fragment Ewangelii o kobiecie cierpiącej na krwotok, dowiadujemy się, że jej choroba trwała już dwanaście lat. Żaden lekarz nie potrafił jej pomóc. Wydała na leczenie cały swój majątek, ale nie czuła się lepiej. Było coraz gorzej. Ciągły upływ krwi bardzo osłabia organizm i może doprowadzić do śmierci. Ta kobieta rzeczywiście była bardzo chora. Jej cierpienie było ogromne – spowodowane chorobą, ale i utratą szacunku wśród otoczenia, bowiem bardzo często chorobę traktowano jako karę za grzechy, a brak majątku, bieda, spychały człowieka na margines społeczeństwa. Toteż kobieta ta cierpiała niejako podwójnie. Z powodu samej choroby, ale i z powodu ubóstwa, w jakie popadła.
Nie wnikamy dzisiaj w podłoże choroby, bo dla naszych rozważań nie jest to istotne. Natomiast bardzo istotne jest podejście tej kobiety do możliwości bycia uzdrowioną. W swoim życiu przeszła bardzo wiele. Doświadczyła załamania, rozpaczy. Wydawało jej się, że straciła wszystko, że nie ma dla niej ratunku. Usłyszała jednak o Jezusie. Bóg dotknął jej serce łaską. Tak się często dzieje, gdy w pobliżu jest Jezus. Sama obecność Boga wystarcza, by człowiek nabrał ufności, by na nowo napełnił się nadzieją. Tak było też w przypadku tej kobiety. Jej duszę przeniknął promień światła. Na nowo wstąpiła w nią nadzieja na uzdrowienie, na lepsze życie. To, co słyszała o uzdrowieniach dokonywanych przez Jezusa, to, co słyszała o Jego nauce, o Jego osobie, tym bardziej wzbudzało w niej zainteresowanie Jezusem, a przede wszystkim odradzało w niej wiarę. W serce wstępowała ufność. Nie myślmy, że była zawsze osobą o głębokiej wierze czy religijności. Nie. Natomiast już same wieści o działalności Jezusa były swego rodzaju ukojeniem dla niej, która wszelką nadzieję, wiarę straciła, żyjąc samą rozpaczą. Bóg udzielił jej łaski, a ona tę łaskę przyjęła.
To jest bardzo ważne – przyjąć łaskę. Dzięki temu przyjęciu łaski, kobieta ta miała siły, by iść wraz z tłumem za Jezusem. Ale to nie wszystko. Ona zdobyła się na coś więcej. Ona weszła w ten tłum, przedostała się w pobliże Jezusa i chciała błagać o litość nad nią. Zorientowała się jednak, że przy tak napierających na Jezusa osobach będzie to bardzo trudne. W dodatku przyszedł do Jezusa przełożony synagogi prosząc o uzdrowienie swojej córki. Jezus skierował się w stronę jego domu. Wokół wielki tłum, krzyki, błagania. Wszyscy cisną się do Jezusa, każdy chce o coś prosić. Kobieta widziała, że niemożliwą jest rozmowa z Jezusem. Bała się, że za chwilę tłum ją odepchnie i starci tę wielką szansę, jaką uzyskała od losu. Słysząc zaś o cudach uzdrowienia, o wielkich znakach czynionych przez Jezusa, pomyślała, iż skoro w tym człowieku jest taka moc, to może wystarczy dotknąć Jego płaszcza, a moc Jego uzdrowi ją. Mając w sercu to pragnienie bycia uzdrowioną, przyjmując łaskę wiary, jaką wzbudziła w niej obecność Jezusa, ostatkiem sił, mimo ciągle napierającego tłumu, który odpychał ją od Chrystusa, wyciągnęła rękę i dotknęła frędzli Jego płaszcza. W tym momencie poczuła w swoim ciele, iż jest zdrowa.
Tyle lat choroby, tyle bólu, cierpienia, łez, rozpaczy, a teraz w jednej chwili, za sprawą tego niezwykłego człowieka, o którym mówią, że jest prorokiem, całe jej życie zostało odmienione. Szczęście, wzruszenie, radość objawiły się łzami na jej twarzy. Jezus zaś odwrócił się w jej stronę i zapytał, kto Go dotknął. Mimo iż wokół było pełno ludzi, mimo iż panował zgiełk, hałas, to tak naprawdę w tej chwili był tylko Jezus i ta kobieta. On wiedział, kim jest ta, która Go dotknęła. Ona zaś wiedziała, że musi się przyznać, bo i tak wcześniej czy później będzie to wiadome. Cała drżąca z radości i lęku, pełna czci dla Jezusa i szacunku, upadła do Jego stóp i wyznała swoją chorobę oraz opowiedziała cud uzdrowienia. Swoją wdzięczność dla Jezusa wylała wraz ze łzami i oczekiwała na Jego reakcję. Słowa, które wypowiedział Jezus, były ukojeniem dla jej biednego serca, a jednocześnie potwierdzeniem cudu uzdrowienia. „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”. Miłość, jaką odczuwała ze strony Jezusa, z jaką wypowiedziane zostały te słowa, uzdrawiała dalej jej duszę, jej serce, całą jej osobę. Ta miłość, jakiej nie znała, jakiej do tej pory nigdy nie spotkała, była tak piękną, tak cudowną, że kobieta czuła, jak odradza się cała pod jej wpływem.
Ta zwykła, biedna, chora kobieta zaznała spotkania z Miłością. To było spotkanie z samym Bogiem. A ono nigdy nie pozostaje bez echa. Jezus wypowiedział znaczące słowa: „Twoja wiara cię ocaliła.” Połóżmy nacisk na słowo „ocaliła”. Zauważmy, że Jezus nie powiedział „uzdrowiła”, ale „ocaliła”. Ocalić to coś więcej niż uzdrowić. To ocalenie obejmuje nie tylko ciało. Ono obejmuje przede wszystkim duszę. Oznacza ocalenie duszy, oznacza zbawienie. Wiara tej kobiety ocaliła ją, jej serce, jej duszę. Wyciągnęła z dołu rozpaczy spychającej człowieka ku otchłaniom piekła. Wiara, dzięki przyjętej łasce, podniosła ją, obmyła, dała na nowo nadzieję na nowe życie.
Wiara ją ocaliła! Niech to zdanie będzie przez nas dzisiaj zapamiętane i długo jeszcze rozważane. Jezus bowiem wypowiada je wobec nas – dusz najmniejszych. Daje nam łaskę wiary, a jeśli ją podejmiemy, ocali nasze dusze. Na drodze, którą kroczymy wraz z Maryją, doznawać będziemy różnych momentów. Pamiętajmy jednak, iż choćbyśmy bardzo upadli, bardzo zgrzeszyli, to, co u ludzi niemożliwe, u Boga staje się rzeczywistością. On jest Tym, który uzdrawia ciało i duszę. On jest jedynym, który ocala nas. Daje łaskę wiary, którą podejmujmy zawsze. Mając przy boku Maryję, możemy ufnie kroczyć za Jezusem. Ona też jest dana nam jako wyraz wielkiej łaski Boga. Przyjmijmy Ją. Przyjmując zaś łaskę, już przyjmujemy ocalenie. Zauważmy, jak hojnym jest Bóg. Daje nam wszystko, co potrzebne, abyśmy byli ocaleni. Wszystko! Nie pozostawia nas samym sobie, swoim bolączkom, cierpieniom, słabościom. Wyposaża nas obficie w łaski, które przyjęte, prowadzą do Boga.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech przez to rozważanie poprowadzi nas Duch Święty.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?