64. Nawrót do grzechu (Mt 12,43 -45)
Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: „Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem”; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem».
Komentarz: Dzisiaj przedmiotem naszych rozważań jest niezmiernie ważna sprawa powrotu do złego.
Zacznijmy od początku. Z powodu swoich słabości człowiek upada. Cierpi i pragnie się podnieść. Czyni rachunek sumienia, potem odbywa spowiedź. Od konfesjonału odchodzi uwolniony, oczyszczony, radosny. W zależności od tego, na ile świadomy jest swej wiary, na tyle bardziej doświadcza poczucia uwolnienia od grzechu, zbliżenia się do Boga. Ci, których wiara nie jest tak żywa, traktują spowiedź bardziej jako obowiązek – choć niekoniecznie przyjemny, jednak przynoszący jakąś ulgę.
Przez pewien czas odczuwamy rodzaj wewnętrznej czystości, ciesząc się tym stanem. Jednak stopniowo to uczucie blednie. Wchodzimy w wir życia i powracamy do starych zachowań. Świeżość, niewinność, lekkość i wolność duszy gdzieś zanika. Stopniowo powraca to samo poczucie ciężaru, smutku, przygnębienia. Znowu nie udaje się nam pokonywać własnych słabości. Wyrzucamy sobie, że ponownie mówimy czy czynimy coś, czego tak naprawdę nie chcielibyśmy. Tylko jakoś tak samo wychodzi. Nie starcza sił i chęci, by z tym walczyć. Ciągły pośpiech i brak czasu wprowadza nerwowość. I z tego cudownego stanu czystości, uwolnienia, lekkości po spowiedzi nic nie pozostaje.
Dlaczego tak się dzieje? Przypomnijmy sobie naukę Kościoła, która pochodzi od Boga i służy budowaniu i utrwalaniu w nas dobra. Spowiedź, aby była właściwa, wymaga spełnienia pewnych warunków. Jednym z nich jest uczynienie mocnego postanowienia poprawy. Na czym ma ono polegać? Czy w ogóle o tym pamiętamy? Czemu ma to służyć? Większość z nas czyni pewne postanowienia w różnych sytuacjach, na przykład przed świętami. Tym razem jednak ma to być mocne postanowienie poprawy. Ważne tutaj jest słowo „mocne”. Co to oznacza? Postanowienie uczynione nie tylko przed sobą samym. Postanowienie traktowane bardzo poważnie. To autentyczne staranie się, by nie ulegać danej słabości. Niestety, skażenie ludzkiej natury sprawia, że upadamy i znowu popełniamy grzechy.
Czy zatem nie ma wyjścia z tego zamkniętego koła? Jest. I to bardzo proste, chociaż zarazem wymagające czujności naszej woli. Otóż, jak wielokrotnie mówiliśmy, wszystko należy zawierzać Matce Bożej. Przyjmując postawę dziecka na najmniejszej drodze miłości, uznajmy, że nasza nędza i małość są tak wielkie, iż oczekujemy wszystkiego od naszej Matki. Będąc Jej dziećmi, liczymy na pomoc; na to, że Ona wszystkiego nas nauczy, wszędzie poprowadzi i we wszystkim pomoże. Dzieci nigdy nie zawodzą się na swojej mamie. Ona dba o nie. Podobnie jest z Maryją – naszą Mamą. Czyni wszystko za nas. Wystarczy Jej zaufać.
Jednak to zawierzenie należy często odnawiać, pamiętać o nim, ciągle prosić Maryję o pomoc – niejako przypominać Jej o tym. Wiadomo, że Matka Najświętsza zawsze pamięta o swoich dzieciach i takie zawierzenie służy bardziej nam, byśmy umocnili się w nim, przypomnieli sobie o nim. I co bardzo ważne – byśmy ponownie otworzyli się na łaskę z nieba. Żyjąc codziennością, tak bardzo się w nią zagłębiamy, że dusze i serca bardzo szybko zamykają się na niebo. Modlitwa oddania się Maryi otwiera nas ponownie na błogosławieństwo nieba. Im częściej ponawiamy nasze zawierzenie, tym częściej otwieramy się na działanie Bożej łaski w nas, tym łatwiej trwać nam w dobrym. A to oznacza, że czystość jaką odczuwamy po spowiedzi, trwać będzie dłużej. I to, co było naszym postanowieniem, teraz, dzięki pomocy naszej Niebieskiej Mamy, urzeczywistnia się. Bo Ona niejako wzięła je na siebie. A jeśli jednak upadniemy, należy od razu wołać Mamę. Tak czynią dzieci. Płaczą, aż przyjdzie mama, weźmie na ręce i pocieszy. My też wołajmy swoją Mamę, by pomogła nam wstać, otrzepać się z brudu i powrócić na drogę kroczenia ku świętości – trzymając Ją za rękę.
A co dzieje się z duszą, która choć czysta odchodzi od konfesjonału, nie czyni mocnych postanowień? Słabość ludzka jest tak wielka, że szatan wykorzystuje ją i kusi do powrotu. A że jest przebiegły i inteligentny, udaje mu się przekonać do swej racji taką biedną duszę. Ona upada i jeśli zauważa swój upadek, odczuwa go bardzo boleśnie. Doświadczyła wcześniej uczucia uwolnienia od grzechu, poczucia czystości, i boli ją to, co zrobiła. Nie każdy jednak jest świadomy powrotu do złego. Często, niestety, dzieje się tak, iż ludzie żyją bezmyślnie, sumienia mają niewrażliwe, serca zamknięte. Wtedy Bóg nie może do nich dotrzeć z łaską niepokoju sumienia. Stan takich dusz z czasem pogarsza się. I zamiast kroczyć ku niebu, schodzą coraz bardziej w dół, przyzwyczajając się do tego.
Niech nasza czujność będzie wielka. Uwrażliwiajmy swoje sumienia. Serca otwierajmy na Ducha Świętego. I skłaniajmy się stale ku dobru.
Niech Boże błogosławieństwo towarzyszy nam w czasie tych rozważań.