65. Pierwsze wysłanie Apostołów (Łk 9,1-6)
Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim!” Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.
Komentarz: Jezus wysłał Dwunastu, „aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych.” Zauważmy, że było to jeszcze przed śmiercią Jezusa, Jego zmartwychwstaniem, przed zesłaniem Ducha Świętego. Można rzec, że był to początek ich przygody z Bogiem, który na nowo objawiał im swoje oblicze. Byli pełni zapału. Byli też pełni zachwytu nad osobą Jezusa. Jego nauka porwała ich serca i zapragnęli rozgłaszać ją światu. Oni jeszcze nie byli uformowani na apostołów. Jeszcze nie przeszli tej próby ognia, jaką była męka Jezusa i ukrzyżowanie. To był prawdziwie początek ich drogi. Nie zdawali sobie sprawy z własnej niedojrzałości, ale mieli w sobie ten zapał apostolski.
I Jezus postanowił wysłać ich, by zaczęli głosić królestwo Boże. Nie wysłał ich bez niczego. „Dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób.” Dał im też pewne wskazania. Mieli iść bez troszczenia się o sprawy typowo materialne. O te zatroszczy się Bóg. Oni mają iść i głosić Dobrą Nowinę o królestwie niebieskim. Jeśliby w jakimś mieście ich nie przyjęli, mają iść dalej, do następnej miejscowości; nie zastanawiać się nad tymi, którzy odrzucają głoszone słowo. To odrzucenie będzie świadczyło przeciwko nim. Natomiast tam, gdzie ich przyjmą, mają pozostawać dłużej, głosić Ewangelię i uzdrawiać z chorób.
Apostołowie byli jak dzieci, którym pozwolono robić to, co zazwyczaj czynią dorośli. Cieszyli się ogromnie i z wielkim zapałem szli od wsi do wsi. Tak, jak potrafili, opowiadali o Bożej miłości, o Jezusie, który naucza i uzdrawia, o własnym doświadczeniu spotkania z Jezusem. Z niemałym zdziwieniem, ale i z radością uzdrawiali i wypędzali złe duchy. Z czasem nabrali pewności siebie, nie myśląc o tym, iż to Jezus wyposażył ich w taką niezwykłą moc. Dziwili się, jakim prostym jest uzdrawianie, pocieszanie, głoszenie słowa Bożego, władza nad duchami. Prawdziwie byli jeszcze dziećmi. Mieli przejść jeszcze bardzo dużo, by stać się prawdziwymi apostołami Miłości Wcielonej.
Mówimy dzisiaj o tym, ponieważ my bardzo przypominamy apostołów właśnie z tego ich pierwszego okresu. Zachwyciliśmy się Bożą miłością. W sercach jest zapał i wielkie pragnienie, by coś czynić na jej rzecz. Bóg dał nam posmakować, czym jest ta miłość. Mamy też pierwsze doświadczenia zwycięstw Bożej miłości w nas, w naszym życiu. Bóg daje nam swoje błogosławieństwo. Wyposaża w łaskę, w charyzmaty. I mówi: „Idźcie do swoich rodzin. Tam dzielcie się miłością.” Jest w nas dużo spontaniczności, dużo zapału. Jednak potrzeba nam dalszych pouczeń, abyśmy nie zgaśli, jak płomień świecy przy pierwszym podmuchu wiatru.
Podstawową zasadą, o której zazwyczaj zapominamy, jest miłość. Wydaje się nam dziwne takie stwierdzenie, ale tak jest. Idziemy do swoich środowisk i w imię miłości chcemy je nawracać, ale zapominamy, iż najpierw trzeba pokochać, by móc tę miłość krzewić. My chcemy zmieniać te środowiska, a naszym zadaniem jest je prawdziwie pokochać. A to różnica. Jan Chrzciciel głosił potrzebę nawrócenia. Zauważmy, że mówił, aby się nawracali, a nie innych. Jezus podobnie mówi: „Nawróćcie się.” Słowa kieruje do nas, konkretnie do każdej duszy najmniejszej. Nie mówi: „Nawracaj innych”, tylko: „Nawróć się.” Podaje ci też bardzo konkretne wskazania, jak to czynić. Masz wejść na drogę miłości. Na tej drodze są pouczenia, swego rodzaju drogowskazy. Bóg daje pomoc z nieba. Kieruje swoje Słowo do wspólnoty. Krok po kroku jesteśmy prowadzeni. Ale nie powiedział nam, abyśmy nawracali innych. Natomiast stale powtarza, abyśmy kochali. Mówi nam o przemianie naszych serc, a my koniecznie chcemy zmieniać otoczenie. Mówi nam o naszych słabościach, nad którymi powinniśmy popracować, a my wytykamy te słabości innym. U innych dostrzegamy tak wiele, w sobie tak mało.
To nie jest spojrzenie pełne miłości. To nie jest postawa miłości. Cieszymy się, iż Bóg daje nam tak wiele, że objawia nam swoją miłość. Ale my jeszcze tą miłością nie żyjemy. Mylimy radość doznawania z prawdziwym przyjęciem do swojego życia. My na razie jesteśmy jak dzieci, którym mama pozwoliła wspólnie upiec ciasto. Wiadomo, że to mama czuwa nad wszystkim, nami kieruje, dogląda, w potrzebie poprawia. Potem sama wkłada do nagrzanego piekarnika i pilnuje wypieku. Na koniec sama wyjmuje z pieca, bo dziecko mogłoby się poparzyć. Daje dziecku gotowe składniki, by ozdobiło swoje ciasto. Dziecko wykonywało jedynie proste czynności pod okiem mamy. Nadal nie zna całego procesu powstawania ciasta i samo jeszcze by go nie zrobiło, jednak mama pozwala, by dziecko czuło radość z tego, co wykonało, czego doświadczyło. My doświadczyliśmy dotyku miłości. Nie oznacza to jednak, że już nią w pełni żyjemy. Zasmakowaliśmy w niej, ale jeszcze jej dobrze nie znamy. Nie bądźmy więc jak te dzieci, które potem chwalą się wśród rówieśników, że potrafią piec ciasta. Wywołują tym uśmiech dorosłych, ale nie zawsze przyjazne uczucia wśród kolegów.
Naszym pierwszym i podstawowym zadaniem jest miłość. Nasze apostolstwo miłości ma polegać na ciągłej próbie kochania naszych bliskich i znajomych. My mamy podejmować wysiłek zapominania o sobie ze względu na miłość Jezusa do nas i do innych dusz. Mamy próbować dostrzegać Jego miłość wokół i ją przyjmować. Właśnie ze względu na Jego miłość, Jego obecność w każdej duszy, mamy starać się podchodzić z miłością do każdego. Mamy każdą osobę traktować jak Jezusa. A czy Jezusa będziesz nawracał? Nie! Ty Go będziesz kochał! Ty pozwolisz umrzeć swemu „ja”, by w duszy, by w twoim wnętrzu narodził się Jezus i by tylko On żył. To jest twoje apostolstwo. Nie nawracanie, bo ty sam tego nawrócenia potrzebujesz najbardziej, ale miłość! Miłość czynna jest najlepszym sposobem apostolstwa, świadczenia o Bogu w twoim życiu. I ku temu Bóg ciebie wyposaża, daje swoje błogosławieństwo. Ku temu służą wszystkie pouczenia kierowane do wspólnoty i wskazania dotyczące Wielkiego Postu. To wszystko po to, abyś ty mógł się stać apostołem miłości.
Już teraz Jezus wysyła ciebie, jak swoich apostołów. Chociaż przed nimi jeszcze długa droga doświadczeń, chociaż to dopiero początek ich przygody z Bogiem, to do tego rodzaju apostolstwa nie potrzeba wiedzy. Potrzebne jest jedynie serce otwarte przyjmujące miłość. Oni te serca mieli. Ty również masz serce spragnione miłości. Otwórz je szeroko, aby Bóg napełnił je miłością, w ten sposób wyposaży ciebie do wielkiego apostolstwa. Codziennie proś o miłość, by twoje apostolstwo z każdym dniem stawało się dojrzalsze. I pamiętaj, że twoim zadaniem jest umiłowanie do końca, a nie nawracanie. Ty będziesz kochał, a Bóg zwróci wtedy serca twoich bliskich ku Sobie i napełni je swoją miłością, dotknie błogosławieństwem i da łaskę wiary. A wszystkiego dokona On sam. Tobie zaś, jak małemu dziecku, da radość ze współuczestniczenia w tak wielkim Dziele Zbawienia świata.
Niech Bóg błogosławi nam na czas tych rozważań. Przyjmijmy Ducha miłości jako swego Przewodnika.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?