Ewangelia według św. Łukasza

66. Niepokój Heroda Antypasa (Łk 9,7-9)

O wszystkich tych wydarzeniach usłyszał również tetrarcha Herod i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: „Jana ja ściąć kazałem. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?” I chciał Go zobaczyć.

Komentarz: Tetrarcha Herod był człowiekiem o niespokojnym sumieniu. Żył w ustawicznym niepokoju serca. Jego życie było ciągłym szukaniem sposobów, by czający się w nim strach przykryć, zdusić, raz na zawsze wyrzucić. Jednak to właśnie sumienie w ten sposób dawało mu znać o konieczności zmiany swojego życia. To ono było głosem Boga wołającego o zejście z drogi potępienia. Sytuacja Heroda była skomplikowana, ale to on sam uczynił ją taką. Jego cechy osobowościowe, przyjmowane postawy, dokonywane wybory życiowe, przyjęty system wartości, zło, jakie popełnił w swoim życiu oraz uparte trwanie w nim, wszystko to sprawiało, że był człowiekiem żyjącym w lęku. I zamiast starać się wyjść z tego stanu, on brnął coraz dalej, głębiej, coraz bardziej gmatwał się w nim.

Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Jednak taką nie była. Herod wielokrotnie otrzymywał szansę na zawrócenie z tej drogi. Głos Jana Chrzciciela, którego przecież chętnie słuchał, był skierowany również do niego. To nie było jednorazowe wysłuchanie kazania. Herod słuchał Jana wiele razy. Gdy go uwięził, odbywał z nim długie rozmowy. Niestety, nie podjął tej szansy danej mu z nieba. Zwyciężyła w nim jego pycha, pożądliwość ciała i serca, ale i lęk przed opinią otoczenia. On bardzo liczył się ze zdaniem tych, którzy coś znaczyli. Liczył się nie ze względu na szacunek do nich, bo takiego nie odczuwał, ale ze względu na swoją pozycję społeczną. Życie, jakie prowadził, było dość wygodne i nie chciał go utracić. Dlatego stale zwyciężało w nim ciało, a nie duch. Losy Heroda były nie do pozazdroszczenia. Ciągłe wyrzuty sumienia, lęki, koszmary nocne sprawiły, że jego życie pełne było udręczenia. To szatan pastwił się nad jego duszą. Dużo chorował, a przyczyn choroby należy upatrywać w grzechu, w którym uparcie tkwił.

Zwracamy dzisiaj uwagę na to, bowiem pragniemy podkreślić ogromną wagę pokoju duszy płynącego z życia zgodnego z miłością. Otóż dusza ludzka stworzona została przez Boga. Powstała z miłości. Należy rozumieć to w sposób dosłowny. Bóg uczynił duszę z miłości. Źródłem naszego istnienia jest Miłość. Nasz byt zakorzeniony jest w Miłości. Tchnienie dała nam Miłość. Celem życia jest Miłość, której zaznawać będziemy w wieczności. Nasze życie zamieni się w wieczne miłowanie, zaznawanie miłości. Stanie się po prostu miłością całkowitą, pełną. W związku z tym, żyjąc na ziemi, zaznajemy ciągłego niedosytu. Nasze dusze są niejako wyjęte z Miłości, jak ryba wyjęta z wody. Zatem potrzebują stale zanurzania w Miłości, by żyć. Bez Miłości duszą się, wstępuje w nie lęk, niepokój, tak jak niepokoi się serce człowieka, gdy ten nie może oddychać. Naukowcy mówią, iż życie wzięło się z wody i bez niej nie może istnieć. Tak, jeśli chodzi o stronę wegetatywną. Jeśli chodzi o ducha, tym źródłem życia jest Miłość. I to nie jakaś miłość, ale Bóg, który jest Miłością Osobową. Człowiek nie jest jak roślina. Bóg w człowieku złożył swoje bogactwo miłości – duszę i ducha. Żeby prawdziwie mógł żyć i być szczęśliwym, potrzebuje pokarmu duszy, potrzebuje karmić ducha. Tym pokarmem jest Miłość.

Zauważmy, że piszemy to słowo wielką literą, bowiem oznacza ono Boga, oznacza ono Jego istotę. Tak jak maleńkie dziecko karmić należy mlekiem matki, tak dusza musi karmić się mlekiem Miłości, czyli pokarmem pochodzącym od Boga, bowiem w Nim wzięła swój początek, w Nim jest jej źródło życia, w Nim jest jej tchnienie. Bez tego pokarmu nie może normalnie się rozwijać, żyć, funkcjonować; tak, jak dziecko nie przeżyje bez pokarmu od matki. Można dawać mu coś zastępczego, ale pokarm naturalny matki jest dla niemowlęcia najlepszy. Zapewnia dziecku prawidłowy rozwój, daje zdrowie, wspiera układ odpornościowy. Wszelkie sztuczne zastępniki mają niedobór lub nadmiar czegoś. Nie zastąpią w doskonały sposób pokarmu naturalnego i tej bliskości fizycznej, jaka jest między matką a dzieckiem podczas karmienia. Mimo że nauka stoi na wysokim poziomie, nie skopiuje w sposób doskonały natury. Będzie tylko jej gorszą lub lepszą kopią. Tylko kopią.

Dusza zatem potrzebuje miłości – tej prawdziwej, doskonałej, Boskiej. Nie tej, którą sobie człowiek tworzy w swoim pojęciu, ale tej, która jest jak kryształ czysta, która jest święta, którą jest Bóg. Musi więc do niej dążyć. Stale odrzucać to, co nią nie jest. Stale dbać, by właściwie rozumieć, czym jest miłość. Stale oczyszczać swoje serce, by móc poznawać Miłość. Nie jest to zadanie do wykonania na jeden raz. To ciągły proces z jednej strony pracy nad sobą, a z drugiej dążenia, otwierania się, poznawania, pragnienia Miłości i przyjmowania jej. To nieustanne dążenie do Miłości, czyli do Boga, pomaga duszy stale docierać do swego źródła i nabierać nowego oddechu. Jest to jak zaczerpnięcie wody z czystego strumienia co jakiś czas, w upalny dzień lata. Najlepiej byłoby nieustannie być przy tym strumieniu i ciągle gasić pragnienie. Dusza powinna do tego dążyć. Powinna starać się czerpać miłość nieustannie u źródła. Stale napełniać serce miłością. Ten ciągły kontakt z Miłością zaspokaja potrzeby duszy. Zaznaje ona wtedy błogosławionego pokoju. Płynie on nie ze świata, ale z Boga. Wokół człowieka mogą rozgrywać się trudne wydarzenia, ale pomimo burz on w głębi swej duszy jest pełen pokoju. Bo czerpie go ze źródła, z Miłości. Nawet jeśli na zewnątrz zaniepokoi się, to jednak jego serce osadzone jest w Bogu i z Niego czerpie pokój wewnętrzny.

Módlmy się, abyśmy zawsze dążyli do miłości. Módlmy się, aby Duch Święty ukazywał nam prostą drogę do niej. Módlmy się, abyśmy swoje serca nieustannie oczyszczali przed Bogiem, bowiem czyste serce prędzej dostrzeże Miłość i pełniej ją przyjmie. Módlmy się o poznanie Miłości, która jest źródłem pokoju, szczęścia duszy, jej pokarmem, jej życiem. Módlmy się, aby nasze słabości nie przesłaniały nam prawdy miłości, bowiem grzech bardzo wykrzywia jej obraz. Módlmy się o przyjęcie prawdziwej miłości we wspólnocie, byśmy tylko nią się kierowali uczestnicząc w dziele, jakie przeprowadza Bóg w Kościele. By nasze słabości nie spowalniały rozwoju tegoż dzieła. Módlmy się o miłość Bożą w nas, o życie Boże w nas. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>