67. Zmartwychwstały ukazuje się Apostołom (J 20, 19-23)
„Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».” (J 20, 19-23)
Komentarz: Uczniowie przeżywali straszny czas. W sercach był ból po śmierci Jezusa. W pamięci- Jego potworna męka. W umysłach ciągle pojawiała się myśl o tym, że i oni mogą tak zginąć. W duszy- był Jezus i Jego nauka, Jego miłość, łagodność i dobroć. Miotani wewnętrznymi emocjami, nie potrafili sobie z nimi poradzić. Czuli się bezradni, bezsilni, osamotnieni, niemalże porzuceni. Nie wiedzieli, co czynić. Trzymali się razem, modlili się, dyskutowali, milczeli, płakali, pocieszali się nawzajem. Przypominali słowa Jezusa i próbowali ufać.
Osoba Maryi była tu niezwykle znacząca. Pomimo tego, że cierpiała w sposób niepojęty, swoją postawą ufności pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu, sprawiała, że uczniowie przy Niej i dla Niej starali się nie załamać. Ze względu na Nią starali się mieć nadzieję. Podziwiali Ją i Jej niezłomność w wierze. Odczuwali nawet wstyd, że ulegali rozpaczy. Jednak strach przed tym, co mogą i im uczynić, kazał im zaryglować drzwi i nie wychodzić na zewnątrz. Jakże innymi byli ludźmi od tych sprzed męki. Wtedy zauroczeni Jezusem, zachwyceni Jego mocą, pewni byli siebie i swoich przekonań. Niestety nie znali siebie i przypominali nieco nadmuchany balon, który stracił powietrze z chwilą przekłucia go. Wystarczyła męka Jezusa, a oni zupełnie stracili pewność siebie i przekonanie o swojej miłości do Jezusa i mocy. Teraz byli jak małe bezbronne, wystraszone dzieciaki. Teraz też o wiele lepiej zdawali sobie sprawę z tego, jacy są naprawdę.
I właśnie w takiej chwili przychodzi do nich Jezus. Wchodzi w całą tę ludzką rzeczywistość słabości i mówi: Pokój wam! Pomimo tego, że oni „nie zdali egzaminu” z wiary i ufności, On przychodzi. I w dodatku przynosi im to, czego potrzebują najbardziej: pokoju. Bóg zniża się do człowieka, który jest słaby, jest bezsilny i obdarza go po raz kolejny. Mimo, że ten ani nie zasłużył, ani nie zapracował sobie na to, ani nie wykazał się niczym, co by chociaż w najmniejszym stopniu tłumaczyło przyjście do niego samego Boga z kolejnym darem. Człowiek nie uczynił nic. Nic!
To jeszcze nie wszystko. Ukazując swoje rany przekonuje ich o swojej obecności pośród nich, a potem podnosi ich do niezwykłej godności. Czyni ich swymi narzędziami. I to w sposób niewyobrażalny, ponieważ daje im swego Ducha i przyznaje im władzę odpuszczania grzechów! Tylko Bóg do tej pory miał taką władzę. Teraz Bóg będzie posługiwał się człowiekiem! Będzie niejako posłuszny decyzji w tej sprawie człowiekowi. Czy nie jest to niesamowite!? Dlaczego Bóg tak wywyższa człowieka! Dlaczego tak wyróżnia? Przecież w człowieku nie ma nic, co by przynajmniej odrobinę tłumaczyło przyznanie mu takiej władzy! NIC! A jednak jest COŚ. Ale to COŚ dał człowiekowi Bóg. Jest to godność bycia dzieckiem Boga! Bóg przywrócił człowiekowi tę godność. Czyniąc go dzieckiem niemalże zrównał z sobą, bo czyż dzieci nie dziedziczą po rodzicach wszystkiego, czyż nie są dziedzicami? Cały majątek wraz z tytułami, godnością i szacunkiem należy również do dzieci. W tym przypadku- wszystko, co Boże, staje się własnością człowieka! Bóg daje mu współudział w swoim Boskim życiu. Całą wieczność człowiek będzie poznawał, czym jest to niezwykłe obdarowanie.
Można by zastanawiać się, dlaczego właśnie w takim momencie Jezus udziela uczniom tej władzy. Przecież wyszła na jaw w całej okazałości ich totalna słabość, ich brak wiary, brak miłości, ich lęk o siebie samych. Przecież teraz widzą dopiero, kim tak naprawdę są- grupą bezradnych, przerażonych ludzi, którzy stracili złudzenia o swojej sile, którzy porzucili jakiś czas temu dotychczasowe życie, ale to nowe, które sobie wybrali, rozleciało się na drobne kawałki. Tak przynajmniej to wyglądało. To nie przypadek, że taki moment wybrał Jezus. Dzięki temu uczniowie widzą jasno, że wszystko otrzymują od Boga. Wcześniej przypisywali by sobie różne zasługi, swojej sile, mądrości, zręczności, inteligencji itp. Teraz widzą, wręcz doświadczają boleśnie, że sami z siebie są nikim i nie posiadają żadnej mocy. Bóg w swej ogromnej miłości i miłosierdziu pochyla się nad nimi i wyróżnia w niesłychany sposób. W pełni tego doświadczą i zrozumieją dopiero w Dzień Pięćdziesiątnicy. Teraz mają niejako tego zapowiedź, przedsmak. Mają nad czym myśleć, co rozważać czekając na Pocieszyciela z góry.
Prośmy i my o to doświadczenie przyjścia Jezusa do nas w chwili naszej słabości, poczucia bezsilności wobec wszystkiego. Prośmy o to wypowiedzenie wobec nas tych słów: „Pokój wam!” Niech ten pokój całkowicie przemieni nasze życie sprawiając, że od tej pory będziemy polegać tylko na Jezusie.