68. Pierwsze rozmnożenie chleba (Łk 9,12-17)
Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: „Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu”. Lecz On rzekł do nich: „Wy dajcie im jeść!” Oni odpowiedzieli: „Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi”. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu!” Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały.
Komentarz: To kolejny fragment, który kierowany jest do dusz najmniejszych. Spróbujmy dobrze się mu przyjrzeć, bowiem obrazuje pewną ważną prawdę. Apostołowie zwrócili Jezusowi uwagę, iż jest późno, więc trzeba odprawić ludzi. Są na pewno głodni i zmęczeni. A na pustkowiu, gdzie się znajdowali, nie ma możliwości zapewnienia odpowiednich warunków, nakarmienia i zapewnienia odpoczynku. Zwracamy uwagę, iż autor Ewangelii mówi, że było około pięciu tysięcy mężczyzn. A przecież były tam również kobiety i dzieci. Czyli ogółem ludzi było dużo więcej. Jezus w odpowiedzi mówi swoim uczniom: „Wy dajcie im jeść.” Zdziwienie apostołów było wielkie. Jak to? Oni mają dać jeść tylu tysiącom ludzi?! Przecież mają tylko pięć chlebów i dwie ryby! Jak nakarmić taki tłum kilkoma bochenkami chleba i dwiema rybami? Jednak Jezus wypowiadał te słowa bardzo świadomie. To nie było droczenie się z uczniami.
Te słowa Jezus mówił wtedy do nich, a dzisiaj wypowiada do nas. Mają znaczenie przenośne. Jezus dobrze wie, że nie są w stanie nakarmić takiej gromady ludzi. Zresztą, dla samych uczniów byłby to bardzo skromny posiłek. Jezus ma na myśli co innego. Zwraca ich uwagę na to, że własnymi siłami nie są w stanie zaradzić potrzebom tych ludzi. Pokazuje, że te potrzeby są naprawdę ogromne. W dodatku nie chodzi tutaj o zwykły głód. Tutaj chodzi o głód Boga, głód miłości. Apostołów było dwunastu. Ludzi parę tysięcy! Wiadomości, umiejętności – znikome. Wykształcenia, prawie żadnego. Strona materialna – bardzo skromna. Jak uczniowie Jezusa mieliby zaspokoić pragnienia tylu ludzi przy braku jakichkolwiek możliwości?! A jednak Jezus mówi do nich: „Wy dajcie im jeść!” A gdy pokazują swoje puste ręce, Jezus przejmuje inicjatywę.
Każe rozsadzić ich gromadami po pięćdziesięciu. Uczniowie zrobili to, co kazał ich Nauczyciel. „A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi.” Znowu zwróćmy szczególną uwagę na to, co czyni Jezus. On odmawia błogosławieństwo nad pokarmem, a potem dzieli i daje uczniom, by ci przekazywali dalej. Jezus błogosławi. Jezus dokonuje cudu. On rozmnaża chleb. Ale potem podaje go uczniom. Tłum otrzymuje posiłek z rąk apostołów. Czy to oni nakarmili tyle tysięcy ludzi? Nie! Nakarmił Jezus, ale rozdał pokarm przez apostołów. To jest ten bardzo ważny moment. Człowiek jest tylko słabością. Nie zaradzi sam niczemu. Stając w obliczu trudności, nie potrafi często sobie z nimi poradzić. Tym, który ma moc to uczynić, jest Jezus. I to Jezus rozwiązuje problemy, a człowiekowi daje do rąk ich rozwiązanie.
Teraz słowo do dusz najmniejszych. Bóg powołuje nas na drogę miłości. Mówi niejako: „Nakarmcie te tłumy. Są spragnione Mojej miłości. Wy dajcie im tę miłość. Nauczcie kochać. Przywróćcie je Mnie – Bogu. Przyprowadźcie do Mnie. Napełnijcie je miłością, bo bez niej zginą.” Jaka powinna być nasza reakcja? Stanięcie przed Bogiem i pokazanie pustych dłoni. Tak jak uczniowie wyraźmy swoje zatroskanie o te tłumy. Powiedzmy Jezusowi, że są głodni, że my to widzimy, ale sami nie potrafimy tego uczynić. Jednak jesteśmy gotowi zrobić wszystko, czego zażąda Jezus. I oczekujmy. Słuchajmy poleceń Jezusa. W jaki sposób? Nasza wspólnota ma jasno wytyczoną drogę. Otrzymuje wskazania, krok po kroku, jak należy zachować się na drodze miłości. Bóg nam błogosławi. Napełnia miłością. Poprzez pouczenia otrzymujemy niejako do rąk chleb – miłość. Idąc zaś do swoich środowisk, mamy dzielić się tą miłością, po prostu nią żyć. Nie nauczać, bo tego w tym fragmencie nie ma. Zresztą, nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. My mamy być miłością. Mamy ją dawać. Mamy starać się dawać to, co otrzymaliśmy od Jezusa.
Zauważmy, że aby rozdawać tłumom chleb, uczniowie stale musieli podchodzić do Jezusa, nabierać pewną ilość, nieść chleb do ludzi, po czym wrócić ponownie do Jezusa, by móc znowu napełnić dłonie chlebem. Stale zwracali się do Jezusa mówiąc, że jeszcze potrzeba wiele do nakarmienia. Czynili to zadziwieni tym cudownym rozmnożeniem. My zaś będziemy zadziwieni, jak poprzez nas Jezus będzie rozdawał miłość naszym bliskim, znajomym. Jednak musimy czynić to, co uczniowie: stanąć przed Bogiem stwierdzając brak chleba i wielki głód. Przyjąć od Boga powołanie, by być kanałami Jego miłości. Wyznać swoją totalną małość i brak czegokolwiek. Pokazać puste dłonie i oczekiwać na polecenia Jezusa. Potem je skrzętnie wykonywać. Napełniać serca miłością i iść z nią do ludzi. Kochać.
To będą nasze starania. To będą próby, często marne, ale to nic. Mamy znowu wracać do Jezusa i wyciągać dłonie, by ponownie zostały napełnione miłością. I znowu iść, próbując kochać. Podejmować ten wysiłek, mimo że sami jesteśmy już zmęczeni; mimo że ta praca wydawać się będzie syzyfową. Stale wracać do Jezusa. Stale! Tylko On napełni nasze serca prawdziwą miłością. Tylko miłość jest w stanie zaspokoić głód, pragnienie człowieka. Nic innego. Tylko prawdziwa, doskonała, czysta miłość. Nie jej złudzenie, jakie często proponuje nam świat, ale miłość, jaką jest Bóg. To Jego będziecie nieść do swoich bliskich, do znajomych, do pracy, do rodziny, do przyjaciół, do sióstr i braci we wspólnocie. Bo przecież nasza wspólnota to dusze najmniejsze, słabe, ubogie. Też potrzebujemy tej miłości. Dzielmy się nią.
Powyższy fragment Ewangelii Jezus kieruje do nas – dusz najmniejszych. Dobrze rozważmy każde słowo. Starajmy się kontemplować niemalże każdy wyraz. Dostrzeżmy w dzisiejszym Słowie Bożym swoje powołanie do niesienia miłości mocą Chrystusa. Bądźmy niejako przedłużeniem Jego rąk. Dzielmy się miłością, jak apostołowie czynili to z chlebem i rybami. A Bóg błogosławić nam będzie, naszemu apostolstwu. Niech spłynie teraz na nas Boże błogosławieństwo. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?