6. Chrzest Jezusa (Mt 3,13-17)
Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.
Komentarz: Misja Jana i misja Jezusa zeszły się ze sobą i dopełniły w momencie chrztu. Jan znany był już wśród ludzi. Nawoływał do nawrócenia, przepowiadał przyjście Mesjasza i był niejako w rozkwicie wypełniania swego powołania. Jezus dopiero swą działalność rozpoczynał. I tu zeszły się drogi, które przecież już raz zetknęły się ze sobą, a potem rozdzieliły na pewien czas. Każdy z nich wzrastał w mądrości, choć w nieco innym znaczeniu. Jezus, będąc nie tylko człowiekiem, ale przede wszystkim Bogiem, wykazywał Boską mądrość, od dzieciństwa zaskakując niejednokrotnie faryzeuszy i uczonych w Piśmie, budząc podziw jednych, a zawiść innych. Jan tą mądrością był napełniany. Była ona wlewana w jego duszę i mocą Ducha Świętego utwierdzana w sercu i umyśle. On tę mądrość otrzymywał od Boga.
Teraz spotkali się ponownie. Serce Jana przepełniała radość. Czekał z wielką niecierpliwością. Tego dnia przeczuwał bliskość Boga – Jezusa. Jeszcze Go nie widział, a już dusza czuła Jego świętą obecność. Ta radość oczekiwania czyniła go od pewnego czasu jeszcze gorliwszym w nawoływaniu ludzi do przygotowania na przyjście Mesjasza. Sensem i celem jego życia było właśnie nawrócenie serc. Jan wie, że w momencie przyjścia Jezusa kończy się jego zadanie, a rozpoczyna misja Mesjasza. Ten dzień zapadł w jego serce głęboko, napełnił szczęściem, udzielił pokoju duszy. Nad Jordanem dokonała się dla Jana realizacja obietnicy Boga, wypełnienie powołania, spełnienie jego człowieczeństwa. Od tego momentu miał świadomość kresu swych dni, bowiem to, czego Bóg oczekiwał od niego, dopełniło się.
Fragment ten („Chrzest Jezusa”) jest kolejnym objawieniem Boskiego pochodzenia Syna Człowieczego, którego, w pojęciu ludzkim, wszyscy znali. Jezus, mimo pełnego zaskoczenia sprzeciwu Jana, każe się ochrzcić. On chce być od początku do końca wierny Pismom i zapowiedziom. Pragnie wypełnić wszystkie proroctwa, które o Nim mówiły. Dlatego, chociaż nie potrzebuje chrztu nawrócenia, schodzi do wody. Zauważamy tylko jedno odstępstwo od tego, co czynili wszyscy. Nie wyznaje grzechów, bo ich nie ma. On jest czysty, jest doskonałością, jest święty. I o Nim daje świadectwo sam Bóg Ojciec. Oto bowiem gdy Jezus wyszedł z wody, rozstąpiło się nad Nim niebo. Świat ducha otworzył swe podwoje. Wielkie nastąpiło poruszenie wśród wszystkich ludzi zgromadzonych nad Jordanem. Oślepił ich blask schodzący na ziemię. W tej światłości, niczym w chmurze, zstępował na ziemię Duch Boga. Jednocześnie z otwartego nieba dało się słyszeć głos, poprzedzony niby grzmotem: „Ten jest Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.
Bóg zaświadczał już nie za pośrednictwem znaków, które były swego rodzaju tajemnicą, ale otwarcie i wprost o Synostwie Jezusa. To niepojęte świadectwo, niespotykane samoobjawienie się Boga, potwierdzenie, że wysłał On na ziemię Syna. Cokolwiek uczyni Syn, będzie zgodne z wolą Ojca. To jednocześnie ukazanie się Boga w swojej Troistości. Bowiem Bóg Ojciec daje świadectwo o Synu, zlewając Ducha, który schodzi od Ojca do Syna, łącząc w ten sposób ich dwóch. Tak – w sposób obrazowy – przedstawiona jest Trójosobowo natura Boga, który jest Jednością w Trzech Osobach.
Spójrzmy, po raz kolejny Bóg objawia siebie w pełni. Cała Trójca Święta pojawia się na kartach Pisma Świętego po raz pierwszy. Wrażenie jakie wywołało to objawienie się Boga, było ogromnym przeżyciem dla większości dusz. Jednak nawet to nie spowodowało nawrócenia wszystkich i przyjęcia Jezusa jako Mesjasza. Serca wielu były, niestety, zamknięte, a więc nie dotknęła ich łaska Miłości Miłosiernej, przychodzącej do swoich. Niektórzy odebrali to jako niespotykane zjawisko. Część, w tym faryzeusze i uczeni, którzy tam się znajdowali, odczuli niepokój serca. Zrodziło się w nich pewne wahanie. A może ten Jezus jest rzeczywiście zapowiadanym Mesjaszem? Bardzo szybko jednak stłumili w sobie tę myśl. Złość, którą czuli z powodu Jego niespotykanej inteligencji, mądrości, znajomości Pism i Prawa, dobroci i miłości do wszystkich oraz ze względu na zainteresowanie towarzyszące Mu już na początku działalności, nie pozwalała otworzyć się na prawdę, nawet na słowo Boga płynące wprost z nieba. Przychodzą na myśl słowa, które Jezus powiedział w innym miejscu: „Choćby i kto z umarłych przyszedł, by ich pouczyć, nie uwierzą”. Tylko część obecnych nad Jordanem przyjęła łaskę nawrócenia. Z czasem stali się oni wyznawcami Jezusa.
Spójrzmy na ten fragment jako kolejny dowód miłości Boga do człowieka. Bóg znowu odkrywa swą twarz. Ponownie daje się rozpoznać. I to w sposób jakże wyraźny. To jeszcze nie wszystko. On ukazuje Jezusa jako swego Syna, którego przecież posłał z konkretną misją. Ten cel znany był Żydom od wieków. Bóg objawia radość wszystkim zgromadzonym, bowiem w wypowiedzianych słowach wzywa: Radujcie się, bo daję wam dzisiaj zbawienie w osobie Mojego umiłowanego Syna. Bóg przemawia wprost do tysięcy zgromadzonych nad Jordanem.
To wielka łaska – słyszeć głos Boga – jakże niedoceniana przez ludzi. Bóg mówi do nas – swoich dzieci, lecz my często nie rozpoznajemy Jego głosu. Módlmy się, abyśmy uświadamiali sobie ten święty czas nawrócenia i umieli odczytywać tak liczne znaki czasów. Prośmy o łaskę usłyszenia Jego głosu, wzywającego nas do kroczenia drogą najmniejszych. Módlmy się, byśmy nie byli jak faryzeusze, których serca nie pałały pragnieniem nawrócenia – były zimną kalkulacją tego, co się im bardziej opłaci. Czuwajmy, by nie przegapić tego czasu, kiedy Bóg objawia się, gdy pokazuje nam Syna. Módlmy się też o to, abyśmy szczerze doświadczyli objawienia Boga, całym sercem przyjęli je i doznali Bożej miłości.