70. Pierwsza zapowiedź męki i zmartwychwstania (Łk 9,22)
I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Komentarz: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.” Słowa te są swego rodzaju alegorią doskonalenia się duszy. Spójrzmy na nie jako na pouczenie Jezusa, który dając nam siebie, oczekuje pójścia za Nim tą samą drogą. Skoro dusza ludzka ma stale dążyć do Boga, powstawać po upadkach, nabierać coraz doskonalszych kształtów, by upodobnić się w końcu do swego wzoru, Jezusa, musi iść ślad w ślad za Nim. Trudne byłoby dosłowne pójście Jego śladem. Jednak Jezusowi chodzi bardziej o nastawienie serca, jego otwartość i zbliżenie do Boga niż dosłowne naśladowanie w formie życia, jakie wiódł Jezus dwa tysiące lat temu.
Co zatem znaczą dzisiejsze słowa? Otóż skoro dusza ma upodobnić się do Jezusa, musi przygotować się na to, iż wiele wycierpi. Zanim zjednoczy się z Bogiem, przejdzie swego rodzaju mękę odrzucenia. Gdzie napotka tę starszyznę, arcykapłanów, uczonych w Piśmie? Zdziwimy się tymi słowami. Oni tkwią w nas. To w naszych wnętrzach siedzą nieraz bardzo głęboko: utarte poglądy, przywiązanie do tego, co stare, chociaż niekoniecznie dobre, intelektualizm, wygodnictwo, egoizm, pycha, próżność. To w nas jest miłość własna, która strzeże dostępu do naszego serca miłości czystej, doskonałej, boskiej. To te cechy tkwiące w nas są naszymi sędziami, oskarżycielami, wyśmiewcami, szydercami. To one hamują porywy naszego serca ku prawdziwej miłości. Posługują się różnymi znanymi argumentami, odwołują się do naszego rozumu, potrzeby akceptacji przez otoczenie, do naszej próżności i do egoizmu. One są jak cugle. Nie pozwalają nabrać rozpędu, gdy serce, doświadczywszy miłości, pragnie się do niej zbliżyć. Od razu wynajdują mnóstwo przyczyn, dla których zgaszą nasz zapał, nasze pragnienia i przytłumią tęsknotę za Bogiem.
Największą walkę często dusza musi stoczyć z samą sobą. Ze swoimi własnymi uczonymi w Piśmie i swoją starszyzną. Jakże trudno jest duszy nie zwracać uwagi na to, co tak hamuje jej rozwój. Jak trudno nie myśleć o tym, co powie otoczenie, co stanie się, gdy pójdzie tą nową drogą. Starą przynajmniej zna, a nowa jest jej nie do końca znana. Ileż musi w sobie przełamać oporów, by w końcu zdecydować się na nią. Ileż wątpliwości powraca do niej co chwila. Jakiż bój toczą o nią jej stare poglądy z nowymi. Niekiedy doświadcza czegoś na kształt odrzucenia przez „stare”, bo wybrała „nowe”. Miota się sama ze sobą i nie wie, co czynić. Musi jednak podjąć tę ostateczną decyzję. Musi określić jasno, kim chce być, jaką drogą chce iść, kto jest dla niej wzorem. To określenie jest swego rodzaju wyznaniem wiary na nowo. To wybór Prawdy. To podjęcie decyzji na śmierć starego, by narodziła się nowa dusza. Musi zgodzić się na uśmiercenie w sobie swego „ja”. To wyrzeczenie się siebie samego, by uczynić miejsce dla Boga, dla Jego miłości, dla Jego życia.
Zauważmy, jak ważnym jest ten krok! Dlatego nie dziwmy się, że „starszyzna”, „arcykapłani” i „uczeni” w nas będą podnosić głowy, oceniać, krytykować, szydzić, wyśmiewać, czynić wszystko, byśmy tylko nie porzucili starego. Czeka nas trudny czas. Porównujemy go do męki i śmierci Jezusa, bowiem prawdziwie dusza często przechodzi wtedy katusze zanim dokona się śmierć jej własnego „ja”, zanim prawdziwie odrzuci stare, zanim prawdziwie przyjmie nowe życie. Gdy następuje śmierć, dusza schodzi we własne głębiny, pozbawiona starego, wydaje jej się, że pozostaje sama w swym opuszczeniu. Jednak tak nie jest, bowiem Bóg pozwala doświadczyć jej własnej pustki, by za chwilę napełnić ją sobą samym. Dusza czas jakiś przebywa w tym stanie zimnego grobu, ale Bóg tchnie w nią swoje życie. Dusza rodzi się na nowo! Następuje zmartwychwstanie! Doznaje niewysłowionej radości. Wypełnia ją pokój! Jest szczęśliwa! Naraz ma w sobie tyle wiary, że wydaje jej się, iż mogłaby przenosić góry! Nic nie jest trudne dla niej. Wszystko gotowa jest przyjąć! Ufność, jaka w nią wstąpiła, każe jej dokonywać rzeczy, na które wcześniej by się nie zdobyła. Z jaką wiarą świadczy teraz o Bogu swym codziennym życiem! Z jaką siłą idzie, podejmując nowe wyzwania! Ileż mocy ma w sobie! Wszystko to Boże działanie, Boża obecność, Boża łaska, bowiem dusza zrezygnowała z siebie! Bóg zatem mógł zstąpić do niej. Odrzucając stare, uczyniła miejsce dla Boga, bo do tej pory królowała w niej miłość własna!
Zauważmy, że dopóki człowiek prawdziwie nie odrzuci swego „ja”, nie może być mowy o życiu Boga w duszy. Dopóki nie zdejmie z tego piedestału samego siebie, nie ma w sercu miejsca na miłość! Bóg nie wchodzi do duszy gwałtem, siłą. Nie zniewala. Nie czyni niczego wbrew woli człowieka. Może wiele razy pukać do naszych serc, ale będzie czekał na zewnątrz. Za bardzo nas kocha, za bardzo szanuje naszą wolną wolę, by czynić nas swymi niewolnikami. On pragnie byśmy byli Jego dziećmi, a nie niewolnikami; Jego dziedzicami, a nie sługami. Jak wielka to miłość! Jaka mądrość! Dzisiaj pragniemy, by Bóg obdarzył nas swoim błogosławieństwem, byśmy mieli odwagę powiedzieć „stop” swemu „ja”, swojej starszyźnie, arcykapłanom i uczonym. Byśmy mieli siły wytrwać mimo wielkiego boju, jaki przetoczy się przez nasze dusze. Byśmy nie lękali się śmierci, aż po zejście do grobu. Byśmy z radością doświadczyli w nas poranka Zmartwychwstania nowego! Módlmy się, aby Duch Święty poprowadził nas śladem Jezusa, by oświecił nas prawdą o tej przemianie, by przekonał nas o konieczności tejże przemiany. Módlmy się o łaskę wiary, ufności i miłości. Niech cała Trójca Święta obdarza nas swoim błogosławieństwem. Zaprośmy Ją do naszych serc.
Wszelkie zdolnosci, umiejetnosci, talenty, wiedza,wszystko jest darem Boga. My sami z siebie nie jestesmy zdolni do niczego, jestesmy bezuzyteczni. Uwazac sie za nicosc aby nie popasc w pyche bo „kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Albo: „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśli otrzymałeś, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”. Tak to rozumie.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?